Rozmowa z Tomaszem Rajskim, bramkarzem MMKS Podhale Nowy Targ, który po 20 latach podjął decyzję o zakończeniu kariery.
Jaki jest powód tego, że w wieku zaledwie 29 lat podjąłeś decyzję, o tym, że kończysz z hokejem?
- Kiedyś ją podjąć musiałem. Uznałem, że to najodpowiedniejszy moment do tego. Jako zawodnik już raczej więcej nie byłbym w stanie osiągnąć. Pewnego poziomu już nie przeskoczę. Poza tym z hokeja nie wyżyje. Musiałem coś postanowić, by za rok czy za dwa nie obudzić się z przysłowiową „ręką w nocniku". Mam firmę, której muszę się poświęcić w stu procentach. Tylko w ten sposób będę w stanie zapewnić mojej rodzinie byt.
Już przed tym sezonem wiedziałeś, że będzie on tym ostatnim?
- Nie. To raczej wyszło w trakcie sezonu. Firma zaczęła się rozwijać, zajmowała mi coraz więcej czasu. Coraz trudniej było pogodzić to z treningami Ni wyjazdami na mecze. Tak naprawdę w grudniu raczej już definitywnie zadecydowałem, że rezygnuję z hokeja. Nie było to łatwe, ale konieczne.
Gdybyś mógł teraz po tych 20 latach cofnąć się w czasie, zrobiłbyś coś inaczej?
- Chyba tylko jedną rzecz. W 2007 roku po sezonie, w którym zdobyliśmy z Podhalem Mistrzostwo Polski miałem konkretną ofertę z Niemiec, dokładnie z Weisswasser, który wówczas występował bodajże w pierwszej Bundeslidze. Byłem praktycznie dogadany we wszystkich szczegółach. W ostatnim momencie jednak odrzuciłem tę ofertę. Dałem się przekonać działaczom Podhala. Dziś pewnie postąpiłbym zupełnie inaczej.
Chociaż raz żałowałeś, że zdecydowałeś się zostać hokeistą?
- Żałować raczej nie żałowałem, bo hokej na pewno mi dał wiele. Nie mówię o sprawach materialnych, bo nie zawsze one są najważniejsze. Przede wszystkim sport zawsze uczy, zmienia charakter. Skłamałbym jednak, gdybym powiedział, że zawsze było piękniei kolorowo. Było wiele takich momentów, kiedy byłem zmęczony, głównie dopraszaniem się o swoje, bo ileż można? Przez te 11 czy 12 lat, kiedy byłem w pierwszej drużynie Podhala, zawsze były problemy z pieniędzmi. To było jak gra w rosyjską ruletkę. Z roku na rok podpisywałeś kontrakt, ale nigdy nie miałeś pewności, że otrzymasz należne Ci pieniądze.
Każdy sportowiec na starcie swojej kariery ma marzenie te mniejsze i te większe. Jakie były Twoje?
- Nie będę oryginalny. Za dzieciaka marzyło mi się NHL. Szybko jednak zostałem odarty z tych złudzeń i sprowadzony na ziemię. Potem starałem się aby te moje marzenia, nie przekraczały, że tak powiem pewnych realiów. I jeżeli chodzi o grę w polskiej lidze to te marzenia się spełniły. Niedosyt za to mam jeżeli chodzi o przygodę z reprezentacją Polski. Jakoś nie udało mi się w niej nigdy na poważniej zaistnieć.
Najpiękniejszy moment w karierze?
- Na pewno ten 2007 rok i mistrzostwo Polski, które wywalczyliśmy z Podhalem po 10 latach przerwy. W dodatku to było wielkie zaskoczenie dla wszystkich. To przecież nie my byliśmy faworytem do „złota".
A najtrudniejszy?
- Było wiele takich momentów. Szczególnie trudne były te ostatnie lata. Najpierw spadek z ekstraklasy, potem gra w pierwszej lidze, w której nigdy grać nie chciałem i przegrany wówczas play-off z Polonią Bytom. To wszystko chciałoby się wymazać z pamięci.
Jest jakieś spotkanie, które najmocniej utkwiło Ci w pamięci?
- Decydujący półfinałowy mecz z Cracovią w 2007 roku, który rozstrzygnął się w rzutach karnych. Emocje niesamowite. Adrenalina aż buzowała w człowieku, a tu trzeba było nerwy trzymać na wodzy. Długo jeszcze czuło się atmosferę tego spotkania.
Komu najwięcej zawdzięczasz?
- Przede wszystkim rodzina. Gdyby nie ona, ich pomoc nie tylko finansowa, ale i wsparcie psychiczne, to nie wiem czy moja przygoda z hokejem trwała by aż 20 lat.
A jest ktoś kto Ci szczególnie zalazł za „skórę"?
- Raczej nie. Nie jestem osobą konfliktową. Nie lubię „palić mostów" za sobą. Życie różnie się może potoczyć i nigdy nie wiesz, kto Ci kiedyś może pomóc.
Zostaniesz przy hokeju? Czy całkowicie się od tego odizolujesz?
- Trenerem na pewno nie będę. Nie widzę się w tej roli. Pomóc jednak zawsze mogę. Coś podpowiedzieć, doradzić młodym chłopakom. Zresztą jestem po słowie z panią prezes Michalską i ona wie, że jeżeli będzie taka potrzeba bo pomocy nie odmówię.
Rozmawiał Maciej Zubek
Czytaj także: