– Jedynym naszym mankamentem była gra w przewagach. Niemniej cieszymy się z tego zwycięstwa – powiedział po zwycięstwie z Węgrami 2:1 Filip Komorski. Środkowy reprezentacji Polski już w 25. sekundzie meczu wpisał się na listę strzelców.
O dobrym początku spotkania
– Zaczęliśmy bardzo dobrze i już w pierwszej zmianie zdobyliśmy gola, a to nie zdarza się zbyt często. Później staraliśmy grać swoje i muszę przyznać, że wyglądało to obiecująco. Mieliśmy kilka dobrych okazji, więc szkoda, że ich nie wykorzystaliśmy.
O wyrównującym golu Węgrów
– Węgrzy bardzo dobrze rozegrali tę przewagę. Można nawet powiedzieć, że podręcznikowo. We dwóch znaleźli się na linii strzału, a ich obrońca precyzyjnie przymierzył pod poprzeczkę. Nasz bramkarz nie miał w tej sytuacji żadnych szans. Naprawdę trudno kogokolwiek obwinić za tego gola, bo rywale zrobili wszystko, jak należy.
O postawie biało-czerwonych
– Biorąc pod uwagę fakt, że trenowaliśmy ze sobą tylko trzy dni, to naprawdę nasza gra nie wyglądała źle. Przez dwie tercje prowadziliśmy grę, a w trzeciej zarówno my, jak i rywale nieco cofnęliśmy się do defensywy. Po prostu nikt nie chciał się rzucać do przodu „na hura”.
Jedynym naszym mankamentem była gra w przewagach. Były w nich sytuacje i groźne strzały, ale mając pięć lub sześć przewag trzeba wykorzystać choć jedną, a najlepiej dwie. Niemniej cieszymy się z tego zwycięstwa, bo każda wygrana buduje atmosferę.
O korektach w składzie w trzeciej odsłonie
– Trener widzi, w jakiej jesteśmy dyspozycji. Przy wyniku 1:1 szukał możliwości, by przechylić szalę zwycięstwa na naszą korzyść. Chciał też uniknąć takiej sytuacji, jaka przytrafiła się Węgrom. Stąd właśnie wynikały te zmiany.
O grze w „tyskiej formacji”
– Obecnie każdy z nas występuje w innym ataku, ale nie ma co dziwić się trenerowi, że układa formacje według klucza klubowego. Liczy na nas, „na chemię” między zawodnikami GKS-u Tychy, JKH GKS-u Jastrzębie czy GKS-u Katowice. To rozsądne rozwiązanie.
O trudnych meczach w kwalifikacjach olimpijskich
– To dla nas najważniejsza impreza, bo – jak wiemy – mistrzostwa świata zostały odwołane. W Bratysławie zmierzymy się z klasowymi zespołami jak Słowacja, Białoruś i Austria, więc w tych starciach na pewno nie będziemy prowadzić gry i częściej będzie przy krążku. Wniosek jest prosty: musimy nauczyć się wykorzystywać każdą nadarzającą się sytuację.
Te mecze mogą przypominać ten z Kazachstanem. Oddamy 20 strzałów i będziemy musieli zdobyć jak najwięcej bramek. Musimy dobrze funkcjonować jako zespół i znakomicie grać w destrukcji.
Czytaj także: