Rzucając rękawice przeciwko niemu, wielu zawodników musiało zrewidować swoje przekonania i przewartościować kariery. To trochę tak, jakby po oglądaniu "Power Rangers" za dzieciaka sprawdzić, co tam słychać u bohaterów pierwszego sezonu. W tym momencie dowiemy się, że jeden z nich ma na koncie próby grania w filmach dla dorosłych, drugi wpadł na pomysł sprzedaży koszulek z cytatami pewnego malarza z Austrii, następny popełnił samobójstwo, a kolejna zginęła zmiażdżona w wypadku komunikacyjnym. Daniel "Diamond Hands" Amesbury zapewnia podobne przeżycia rywalom. Chcesz sprawdzić jak mają się twoje umiejętności pięściarskie przeciwko niemu i okazuje się, że ten okręt nie tylko odpłynął, ale przepłynął po tobie, utopił a na koniec przemielił śrubą napędową. To najgroźniejszy ochroniarz w obecnym hokeju i nie ma co zapraszać do dyskusji.
Najniebezpieczniejszy hokeista w hokeju?
"Nikogo to nie obchodzi. Pracuj ciężej". Takie hasło widnieje w siłowni Daniela, gdy ten polepsza swoje możliwości fizyczne i wydolnościowe. Jego treningi wyglądają niesamowicie imponująco. Sztanga, bieganie z obciążeniem, wykonywanie przedziwnych ćwiczeń ze wszelkiej maści obciążeniem na kończynach. Jednym słowem, chłopak stawia niesamowicie na siłę i tężyznę fizyczną. Uśmiecha się przy tym, a ból spowodowany trudami ćwiczeń zdaje się wywoływać u niego swego rodzaju podniecenie. 33-letnia maszyna do robienia krzywdy innym hokeistom cały czas trenuje, cały czas się rozwija i chłopak zdaje się cały czas skutecznie leczyć chorobę zwaną peselozą.
Hokeista jednowymiarowy to faktycznie gatunek delikatnie wymierający, i wielu ekspertów i "ekspertów" zechce nazwać go takim właśnie zawodnikiem. Statystycznie rzecz biorąc, jest to silny argument, wszak "Diamentowe ręce" ostatni raz zdobył dwucyfrową liczbę punktów przed katastrofą smoleńską. Rok później zaliczył za to 413 minut kar w 37 meczach, a jest to wynik, który nie jest łatwo uzyskać nawet grając trybem kariery w NHL24 i bić się co mecz. Czyli jest to zawodnik, który potrafi tylko jedno? Absolutnie nie, ale zacznijmy od jego największych atutów.
Argument pierwszy - pięści
Mamy 2023 rok, a Amesbury zalicza debiut w ECHL lepszy niż ten, którym poszczycić się mógł Matt Rempe. Daniel wchodzi na lód i już w dziesiątej sekundzie swojego pierwszego występu rzuca się całym ciałem na Collina Sockermana i powala go bez cienia litości. Wstaje, nawet nie patrzy na rywala tylko ustawia się w wolnej pozycji do otrzymania podania. Była to reakcja na zagranie Sockermana, który bardzo- brzydko potraktował twarz innego zawodnika Komets przy pomocy swojego kija. Kilka chwil później, kapitan oponentów rzuca wyzwanie naszemu bohaterowi, co wywołuje u niego radość. Ku zdziwieniu kapitana, Amesbury nie reaguje prawie wcale na otrzymywane razy, jego ciosy są potwornie bolesne i trafne, a po krótkiej chwili zawodnik zwyczajnie zmienia pozycję i zaczyna okładać kapitana Kalamazo Wings lewą ręką. Nie da się na takie coś przygotować, w związku z czym Chaz Reddekopp upada pod natłokiem potwornych razów, przed którymi nie miał żadnej możliwości się bronić.
Amesbury zjeżdża z lodu krzycząc o tłumu i do swoich kolegów "nikt kur** nie zadziera już z Komets!". Wiadomość wysłana do całej ligi dociera w momencie. Amesbury nie był na lodzie nawet dwóch minut, a już przeraził cały skład rywali.
"Diamond Hands" będzie ponownie grał na poziomie niepisanej trzeciej ligi amerykańskiej, czyli ECHL, w której grał chociażby nasz Łyszczarczyk. Dość powiedzieć, że zrobił to po 8 latach przerwy od hokeja, którą argumentował koniecznością pracy nad swoim stanem umysłu i zdrowiem psychicznym. Zawodnicy tej ligi walczą o potencjalne miejsce w AHL albo o brak spadku do lig, których skróty wyglądają raczej jak nazwy polskich składów hip-hopowych i nie wzbudzają emocji i nie przywołują skojarzeń. ECHL od zawsze słynęła z niezwykle twardego profilu, a tendencja ta nasiliła się jeszcze mocniej, gdy w 2001 na tamten świat odesłana została liga IHL również znana z niezwykle brutalnego podejścia do hokeja.
13 spotkań w poprzedniej kampanii to niewiele, ale wystarczająco by wrócić do ligi tym razem w barwach Mavericks. Drużyna potrzebuje takiej obecności i tak silnego piętna odciskanego na każdym rywalu, z którym przyjdzie im walczyć.
Amesbury nie przegrał jeszcze bójki w swojej karierze, a minut kar uzbierał już ponad 1200. Jego umiejętności pięściarskie wynikają z faktu, że w ramach przerwy od hokeja…walczył w boksie amatorskim, grał w lacrosse, w którym również wdawał się w bójki, by w końcu zostać pierwszym mistrzem federacji walk MMA na lodzie syntetycznym, czyli Ice Wars. Tak więc przerwa od profesjonalnego hokeja to był dla niego czas przygotowania, treningów i wzmocnienia siły psychicznej. Zawodnik od dawna podkreśla, że chce być "protektorem", rasowym ochroniarzem a umiejętności bicia się są do tego absolutnie niezbędne.
Argument drugi – zespół na pierwszym miejscu
Jednoroczne kontrakty, co rusz w innej drużynie to moim zdaniem przyszłość Daniela w ECHL. Ciasne finanse drużyn ligowych sprawiają, że nikt nie zainwestuje w niego na dłużej, zwłaszcza że nie ma potrzeby by grał wszystkie spotkania ligowe. Niemniej jednak, Amesbury dba o swoich zawodników i ma ochotę zniszczyć wszystkich innych, co sprawi, że zawsze będzie go potrzebowała któraś z drużyn. W momencie większej rywalizacji, Amesbury będzie powoływany do składu. W poprzedniej ekipie, Fort Wayne, oddycha się nienawiścią do drużyny Toledo – to taki najbliższy przykład.
Daniel jest ulubieńcem kolegów z drużyny. Nie daje żadnej gwarancji zwycięstwa, ale daje gwarancję bezpieczeństwa. Jego styl jest tak bezkompromisowy, a jego "mindset" tak wyraźny na lodzie, że każde krzywe zagranie na jego kolegach traktowane jest przez niego jak osobista ujma i próba oddania moczu na jego hydrant.
Argument trzeci – gra ciałem
Menadżer Mavericks wskazał na umiejętności gry przy bandach Daniela, zanim wspomniał o bójkach. Nic dziwnego - jego zagrania ciałem są potężne, na granicy faulu i spektakularne. W przeciwieństwie do legendarnego Scotta Stevensa, Amesbury nie spowalnia przed rzuceniem się całym ciałem na rywala. Chce wykoleić, chce zaznaczyć obecność, chce przestraszyć. Robi dokładnie to, co robić ma rasowy enforcer.
Nie zawsze nad tym panuje. W lidze FPHL zafundował sobie "dożywotniego bana" za rozsmarowanie twarzy rywala o bandę w momencie, gdy przeciwna ekipa zdobywała bramkę. Jego ofiara wprawdzie była przy krążku, ale atak nastąpił w momencie, gdy zawodnik oddał gumę i nie miało to najmniejszego sensu. Jednak dla "Diamentowych pięści" wykończenie bodiczka zawsze będzie celem, nawet jeśli kosztem będzie sroga kara. Gracz nie wydaje się zainteresowany punktowaniem. Interesuje go cała otoczka związana z twardą grą, a odnajduje się w tym aspekcie wprost fenomenalnie.
Argument czwarty – reklama sama w sobie
Bohater artykułu nie szczędzi czasu na obecność w social mediach. Jest bliskim przyjacielem właściciela legendarnej, nieistniejącej już ekipy Dansbury Trashers (z legendarnymi, ikonicznymi koszulkami z wściekłym koszem na śmieci na środku) i występuje w jego podcastach opowiadając o dzikich historiach z życia niższych lig. Oprócz tego, bardzo chętnie sam robi krótkie filmiki motywacyjne, w których opowiada o konieczności pracy, przekraczania swoich barier i treningach. Jest niesamowicie opiniotwórczy i bardzo chętnie odpowiada fanom na pytania. Nie interesuje go zakres podcastu czy medium – wystąpi wszędzie gdzie zostanie zaproszony.
ECHL potrzebuje każdej reklamy, a Amesbury zdaje się iść nieco bardziej hardcorową, ale dalej medialną ścieżką Paula Bissonnette'a. Niekoniecznie najlepszy na lodzie, ale fenomenalny w mediach, obecny w świadomości kibiców nie tylko podczas spotkań. Co więcej, zawodnik prowadzi kursy bicia się i samoobrony w trakcie spotkań hokejowych. Niezwykle kuriozalny kurs przyciąga bardzo wielu zawodników chcących poznać tajniki niedawania obicia sobie mord.
Czy to jutrzenka powrotu do "starego hokeja"?
Dla wielu obecność Matta Rempe to jakiś sygnał, że hokej próbuje powrócić do dawnych czasów z ochroniarzami, którzy nie są genialnymi hokeistami, ale są sędziami, rozjemcami i policjantami podczas spotkań. W podobnym tonie wyrażają się kibice gdy mówią o Amesburym i jego stopniowym wspinaniu się po ligowych drabinkach.
Możemy spokojnie powiedzieć, że nikt nie spodziewał się jego gry w ECHL czyli lidze, przez którą przewijają się masa zawodników z zaplecza NHL, a nawet gracze z epizodami w najlepszej lidze świata. Uspokajam jednak nastroje. W NHL go nie zobaczymy, bo chłopak ma 33 lata i nie ma umiejętności na ten poziom. Czy ma szansę na AHL? Iluzoryczne, ale jeśli hokej idzie w stronę powrotu, chociaż w części, zawodników o profilu ochroniarskim, to nie można tego wykluczyć. Daniel będzie grał kilka, kilkanaście spotkań, ale w każdym z nich wyraźnie zaznaczy swoją obecność. Chłopak kocha ten styl, ten styl kocha jego – a to najlepsza możliwa mieszanka.
Czytaj także: