Reprezentacja Czech po genialnym meczu pokonała Szwecję 7:3 i stanie przed szansą zdobycia pierwszego od 14 lat złotego medalu mistrzostw świata. Ogromną cegiełkę do tego zwycięstwa dołożył Martin Nečas, który zdobył zwycięską bramkę w tym spotkaniu i zanotował trzy asysty.
– Nie wiem, czy był to mój „mecz życia”. Jeśli wezmę pod uwagę fakt, że grałem w półfinale na czeskiej ziemi i awansowaliśmy po do finału, to na pewno będzie to jedno z moich ulubionych spotkań – przyznał 25-letni napastnik występujący na co dzień w Carolina Hurricanes.
– Zagraliśmy świetnie jako zespół. Mamy niesamowitą atmosferę w szatni, dobrze uzupełniające się cztery linie i niesamowitych kibiców – dodał.
W pierwszej odsłonie podopieczni Radima Rulíka dwukrotnie musieli gonić wynik. W drugiej odsłonie dali pokaz niezwykle skutecznej gry i w niespełna trzy minuty zdobyli trzy gole, które pozwoliły im przejąć kontrolę nad wydarzeniami na lodzie. W 27. minucie na 4:2 podwyższył Martin Nečas, który po wygranym wznowieniu popisał się soczystym, a zarazem precyzyjnym uderzeniem. Oprócz tego trafienia zaliczył też trzy kluczowe zagrania.
– Gram najlepiej wówczas, gdy dobrze się przy tym bawię – stwierdził jeden z najlepszych czeskich napastników.
Zaznaczył też, że zawsze marzył o grze w finale Mistrzostw Świata przed czeską publicznością.
– To coś, o czym marzyliśmy od dzieciństwa. Zdobycie Pucharu Stanleya i złotego medalu mistrzostw, na dodatek u siebie, to coś wspaniałego – uśmiechał się Martin Nečas.
O złoty medal reprezentacja Czech zmierzy się ze Szwajcarią, która w wieczornym meczu po rzutach karnych pokonała Kanadę 3:2 i miała mniej czasu na odpoczynek.
– Cieszymy się, że mamy już mecz za sobą i trochę dłuższą przerwę. Kiedy grasz o 20:00, to kładziesz się spać około 2:00 lub 2:30. Granie meczu następnego dnia zawsze jest bardzo wymagające – zakończył Martin Nečas.
Czytaj także: