Co drugi polityk pieprzy coś o dzieciach i o tym, że to one zapłacą za błędy obecnej władzy. Oczywiście, jest to prawda, natomiast mówiąc „pieprzy” mam na myśli, że jest to zazwyczaj polityk, który ma już takie dokonania na koncie a pech chciał, że tym razem wybrał nie tę nową i lepszą zmianę co trzeba. Jeśli przyłożyć kalkę do hokeja na lodzie, to właśnie cenę za decyzje rządu i „wybitnego” zarządu IIHF płacą właśnie dzieciaki grające na MŚ Juniorów w Kanadzie.
Co sprawiło, że nawet powszechna obelga, podług której „na twój mecz przyjdzie co najwyżej twój stary” jest zbyt mocna, bo nawet ich nie ma na trybunach? Najłatwiej obwiniać władze, bo i najtrafniejsza jest to myśl. Jestem wielkim zwolennikiem polityki IIHF zabraniającej krajom o zapędach faszystowskich udziału w imprezach międzynarodowych. Z drugiej strony, rozumiem podwójny standard. Trudno wszak wyobrazić sobie elitarny turniej hokeja na lodzie bez udziału Kanady.
Gdzie ich nie kopnąć, tam się trafi
Rogers Place w Edmonton w Prowincji Alberta stała się stolica hokeja juniorskiego. Może inaczej. Rogers Place miała się tą stolicą stać. Dość powiedzieć, że mecze reprezentacji Kanady w kanadyjskim mieście w Kanadzie nie zapełniły hali nawet w 50 procentach, a mecze europejskich reprezentacji notują frekwencję w stylu „dwanaście”, albo „sto dziesięć”. Chciałbym zażartować, że jedyna różnica między tym turniejem a „covidowym” sezonem w NHL jest taka, że tutaj nie zasłonięto płachtami krzesełek – natomiast wielką peleryną zakryto górne siedzenia, żeby żenada pustej hali w Kanadzie sprawiała wrażenie prac konserwacyjnych na wyższym poziomie. Przyszłe McDavidy, Crosbie i inne Wojtki Wolskie grają, w wieku 18 lat, przy trybunach przypominających kinową premierę kolejnej części „Resident Evil”. USA i Szwecja grały DOSŁOWNIE dla pustej hali. Bez cienia przesady – na mecz elitarnego narybku dwóch hokejowych potęg przyszło mniej ludzi, niż na chałturę Norbiego z okazji dni gminy Alwernia. Dlaczego tak jest? (i pytam tu o powody słabej frekwencji na meczu, bo co do koncertu Norbiego to mam jakąś tam teorię).
Spieszmy się kochać teorie spiskowe, tak szybko się ziszczają.
Czy kojarzą Państwo film The Hunger Games („Igrzyska Śmierci”), gdzie społeczeństwo, podzielone na dystrykty z ograniczoną mobilnością i doprowadzane do ubóstwa, zaczyna żreć się między sobą? Być może ktoś z Państwa widział „Doomsday”, gdzie chorych i zdrowych zamknięto na kwarantannie niezależnie od tego, czy mają co żreć czy nie? Pytam z ciekawości. Lubię filmy science fiction o przyszłości, która nigdy się nie wydarza.
Co do powodów, to jest ich kilka. Po pierwsze, cudowna organizacja pod nazwą IIHF (który to skrót moim zdaniem oznacza „Im Idea Hokeja Fruwa”) stwierdziła, że to zupełnie normalne organizować mistrzostwa w hokeju na lodzie w sierpniu. Jeśli mieszkańcy Edmonton (które nota bene słynie z tego, że nawet Wayne Gretzky się tu nudził) poszliby na te zawody, to połowa ich kanadyjskiego lata uciekłaby bezpowrotnie. Lato w Kanadzie jest jak dobrobyt w Polsce – krótkie i iluzoryczne. Organizacja zawodów sportów zimowych latem podyktowana jest nowym wariantem wiadomo czego w Kanadzie, który to wariant wjechał z buta do kraju klonowego liścia w styczniu. Tak więc zamiast przełożyć imprezę np. na okres okołoświąteczny, hokejowa rada puchaczy zarządziła, że pierdyknie sobie parę meczyków w sierpniu. Zaprawdę godne to i sprawiedliwe.
Po drugie, zupełnie zasadne wydało się owej radzie podyktowanie ceny biletu pokroju 130 dolarów w kraju, w którym przez kilka miesięcy nie jeździła większość ciężarówek (które stanowią prawie cały transport w Kanadzie). Od razu banda dziennikarzy przyleciała do najzdolniejszego ze wszystkich zawodników turnieju, Connora Bedarda i spytała, co o tym sądzi. Nie do końca wiem, jakiej odpowiedzi spodziewali się w wywiadzie w kraju, w którym z wolnością słowa rząd zrobił to, co kilku hokeistów kanadyjskich zrobiło kiedyś z jedną dziewczyną. Do tego jednak dojdziemy za moment.
Kanada jest polem czegoś co ma już kształt wojny domowej. Władza rozbraja Kanadyjczyków, obciąża podatkami o drakońskich sumach, podwyższa rachunki za prąd i paliwo. W zamian, oferują kolejną transzę wiadomo czego i wiadomo przeciwko czemu – niestety durny motłoch nie docenia starań i wychodzi na ulicę palić samochody i poluje na pozbawionego empatii lidera. Trudno wyobrazić sobie imprezę, która w takich warunkach cieszyłaby się popularnością. Społeczeństwo kanadyjskie jest wściekłe, ale jest też zastraszone. Na szczęście dla włodarzy tego Eldorado, odpowiednio wcześnie zaczęli oni wypluwać ze swoich medialnych karabinów słowo „demokracja”, co w dzisiejszym świecie jest odpowiednikiem „makao, po makale”.
Hockey Canada, czyli kanadyjska federacja hokeja na lodzie również zalicza kryzys. Wciąż nie milkną echa skandalu z udziałem młodych zawodników kanadyjskich, którzy wiele lat temu dopuścili się gwałtu na nieprzytomnej dziewczynie. Echa afer związanych z molestowaniem w szatni, molestowaniem hokeistów czy wreszcie hokeistów lubiących robić to innym rezonują coraz bardziej, a kanadyjski hokej zaczyna kojarzyć się z jakąś hokejową czarną dziurą. Na mecze chodzą rodzice. Nawet ci o średniej empatii mają odruch wymiotny czytając o tym co wyrabia się za zamkniętymi drzwiami szatni i zwyczajnie nie chcę oglądać tego sportu w krótszej czy dłuższej perspektywie.
Co będzie dalej?
Cudownie wyglądają puste hale na oczach całego świata. Jeśli mieszkasz w Polsce i śmieją się z Ciebie, że Twojego sportu nikt nie ogląda, to kiedy chciałeś im udowodnić, że na świecie jest inaczej – to włączając transmisję z Edmonton, zeskoczyłeś w obecności znajomych z pierwszego piętra prosto na rowerek bez siedzenia. Podobny wstyd czują pewnie zawodnicy na lodowisku. Amerykanie czy Kanadyjczycy jeszcze to jakoś przełkną, ale Szwedzi czy Finowie takiej sytuacji u siebie nie widują.
Mam złe przeczucia.
PS – widzieliście może serial „Colony” gdzie ludziom wolno było tylko pracować, wracać do domu i tam siedzieć, lub ewentualnie brać udział tylko w rządowych happeningach? Tak tylko pytam.
Czytaj także: