W trzecim spotkaniu o brązowy medal GKS Katowice uległ GKS Tychy 1:4 i przegrał całą rywalizację w trzech meczach.
– Czy trzecie czy czwarte miejsce, to i tak jest nam smutno, bo byliśmy tak blisko zwycięstwa z JKH GKS-em Jastrzębie i awansu do finału. Wiadomo, że walczyliśmy o medal, ale lód zweryfikował nasz potencjał na chwilę obecną – rzeczowo podsumował grę katowiczan znakomity środkowy.
Istotnie mecze półfinałowe między GieKSą a JKH Jastrzębie były bardzo zażarte – dwa z nich zakończyły się dogrywką. Jednak to jastrzębianie potykają się w finale z Cracovią, a katowiczanom pozostało zmierzyć się w walce o brąz. Niestety nie sprostali oni temu wyzwaniu i dosyć gładko ulegli hokeistom z „piwnego miasta” w trzech spotkaniach.
– Trochę zeszło nas powietrze ponieważ nie weszliśmy do finału. Jak każdy sportowiec, chcieliśmy grać o najwyższe cele, a nie w finale pocieszenia. Niestety nie wygraliśmy niczego. Cel mieliśmy jasny: medal, nie wywalczyliśmy go. Myślę, że zabrakło nam już siły. Dokładniej przeanalizujemy sytuacje na spokojnie, kiedy już ochłoniemy, nie teraz po meczu, na gorąco – mówił zmęczony i nieco rozgoryczony Pasiut.
Patrząc jedynie na suche liczby i wyniki poszczególnych spotkań można byłoby odnieść wrażenie że tyszanie wygrali lekko, łatwo i przyjemnie. Nic bardziej błędnego. Gospodarze grali ambitnie, nie unikali walki, ale trójkolorowi byli po prostu lepsi.
– Myślę, że graliśmy wyrównane mecze z Tychami, ale zabrakło szczęścia i skuteczności. Nie można myśleć o wygranej, jeśli strzela się tylko jednego gola – bił się w pierś katowicki napastnik.
Poprzedni sezon z racji pandemii został zakończony przed czasem, a medale rozdano przy „zielonym stoliku”. W obecnym sezonie pandemia również nie oszczędzała zawodników, ale kapitan katowickiego klubu po męsku nie zamierzał tłumaczyć porażki wirusem.
– Uważam że pandemia nie miała większego wpływu na naszą formę. W porównaniu do poprzedniego sezonu ten przynajmniej udało się dokończyć. Każdy miał równe szanse na zrealizowanie zamierzonego celu. Nam się nie udało – smutno zakończył Grzegorz Pasiut.
Czytaj także: