Hokeiści GKS-u Katowice wykorzystali atut własnego lodu i zwyciężyli w trzecim meczu finałowej rywalizacji z GKS-em Tychy 2:0. Kluczowa dla losów spotkania okazała się być pierwsza tercja, w której katowiczanie wypracowali sobie dwubramkowe prowadzenie i utrzymali je, aż do samego końca spotkania. Podopieczni Jacka Płachty, dzięki temu zwycięstwu zmniejszają straty w serii i brakuje im jednego triumfu, by wyrównać stan rywalizacji.
GieKSiarze po dwóch porażkach na tyskim lodowisku, musieli postawić wszystko na jedną kartę i ofensywę, która wyraźnie nie była na wymaganym poziomie w wyjazdowych meczach tegorocznego finału.
Spotkanie rozpoczęło się najlepiej, jak mogło dla podopiecznych Jacka Płachty, którzy już w 19. sekundzie wyszli na prowadzenie po indywidualnej akcji. Jean Dupuy świetnie wywalczył gumę pod bandą, po czym objechał bramkę i dograł perfekcyjnie do Patryka Wronki, któremu pozostało już tylko umieścić gumę w odkrytej części bramki.
Goście z Tychów chcieli jak najszybciej otrząsnąć się po tym ciosie na samym początku. Częściowo udało im się to, bo w połowie pierwszej tercji statystyki przemawiały na ich korzyść, jeśli chodzi o strzały, czy wygrane wznowienia.
Zabrakło jednak najważniejszego, czyli bramki wyrównującej stan spotkania. Nie pomógł również fakt liczebnej przewagi, którą mieli przyjezdni. Świetnie w pierwszej odsłonie spisywała się katowicka defensywa do spóły z Johnem Murrayem.
Jak mówi hokejowe porzekadło, nie dasz - dostaniesz. I tak się stało się i tym razem. Tyszanie mieli więcej z gry, ale kolejny gol znów padł łupem gospodarzy. Katowiczanie świetnie wykorzystali swoją szansę, kiedy mieli okazję gry w przewadze.
Sprawy w swoje ręce wziął Grzegorz Pasiut, który podczas przewagi przekładał gumę kilkukrotnie, aż w końcu zdecydował się na precyzyjny strzał z okolic bulika, czym nie dał szans na skuteczną interwencję Tomášowi Fučíkowi.
Do końca pierwszej odsłony, żadna z ekip nie była już w stanie wyprowadzić kolejnych ciosów i miejscowi pokazali, że rywalizacja w tym finale dopiero zaczyna nabierać kolejnych rumieńców.
W drugiej odsłonie zdecydowanie odważniej poczynali sobie podopieczni Pekki Tirkkonena, którzy od początku tercji chcieli jak najszybciej zmniejszyć straty do rywali. na ich drodze skutecznie stawali jednak defensorzy z Katowic, a jeśli i Ci nie byli w stanie powstrzymać tyszan, to był jeszcze John Murray, który rozgrywał fenomenalne zawody.
Hokeiści z Katowic z kolei byli również bardzo groźni w swoich akcjach ofensywnych i kilkukrotnie byli bardzo bliscy zaskoczenia po raz kolejny Tomáša Fučíka, lecz również i tyski golkiper w drugiej odsłonie dokonywał rzeczy niemal niemożliwych.
Na wyróżnienie zasługiwała świetna interwencja, gdy wydawało się, że do pustej bramki gumę skieruje Christian Mroczkowski, wtedy tyski golkiper upadając wyciągnął swój kij i “okradł” katowickiego ofensora z bramki.
Do końca środkowej części spotkania gole jednak nie padły i w dużej części było to zasługą obydwóch bramkarzy i bloków defensywnych, co dawało wciąż miejscowym dwubramkowe prowadzenie i bardzo korzystną sytuację przed ostatnią odsłoną.
Trzecia i finałowa odsłona rozpoczęła się od ostrej wymiany, raz jedni raz drudzy cały czas tworzyli sobie sytuację, ale zarówno John Murray, jak i Tomáš Fučík pokazali, czemu są pierwszymi wyborami w reprezentacji Polski.
Świetna gra bramkarzy i brak skutecznych trafień działał na korzyść GKS-u Katowice i to właśnie gospodarze byli coraz bliżej pierwszego finałowego triumfu. Goście z “piwnego miasta” nie ułatwiali sobie sprawy w kwestii gonienia wyniku, łapiąc kolejne kary i musząc grać, co chwilę w osłabieniu.
Największym sprawcą zamieszania w tyskich szeregach był Jona Moonto, który w samej trzeciej odsłonie dwa razy pod rząd siadał na ławce kar, osłabiając swój zespół. Fin był bardzo naładowany w tej trzeciej odsłonie, ale przełożyło się to tylko na wykluczenia z jego strony.
Podopieczni trenera Tirkkonena do samego końca jednak walczyli, by zdobyć chociaż kontaktową bramkę. Fiński szkoleniowiec tyskiej ekipy zdecydował się również na manewr z wycofaniem golkipera na nieco ponad dwie minuty do końca spotkania, jednak i to nie pomogło w tym starciu tyszanom, którzy nie byli w stanie znaleźć recepty na bardzo dobrze dysponowaną defensywę rywali.
Katowiczanie dowieźli dwubramkowe prowadzenie do końca meczu i notują pierwsze zwycięstwo w finałowej rywalizacji, tym samym łapiąc kontakt z GKS-em Tychy. Już w poniedziałek kolejne finałowe emocje i szansa dla katowickiej ekipy, by wyrównać stan serii. Tyszanie z kolei muszą poprawić skuteczność, żeby w poniedziałek powalczyć o przełamanie na katowickim lodzie.
GKS Katowice - GKS Tychy 2:0 (2:0, 0:0, 0:0)
1:0 Patryk Wronka - Jean Dupuy, Albin Runesson (00:19)
2:0 Grzegorz Pasiut - Pontus Englund, Patryk Wronka (16:00, 5/4)
Sędziowali: Paweł Breske, Krzysztof Kozłowski (główni), Eryk Sztwiertnia, Artur Hyliński (liniowi)
Minuty karne: 8-12
Strzały: 33-38
Widzów: 1435
Stan rywalizacji (do czterech zwycięstw): 2:1 dla GKS-u Tychy.
Kolejny mecz: w poniedziałek o 15:00 w Katowicach.
GKS Katowice: J. Murray - P. Englund, A. Runesson (2), P. Wronka, G. Pasiut, J. Dupuy - J. Norberg (2), T. Verveda, M. Michalski, B. Sokay, C. Mroczkowski - S. Koponen, A. Varttinen, M. Bepierszcz, S. Anderson, M. Kallionkieli - K. Maciaś, J. Hofman, B. Magee (2), D. Salituro (2), I. Smal.
Trener: Jacek Płachta
GKS Tychy: T. Fučík - R. Allén, M. Bryk, A. Łyszczarczyk, F. Komorski (4), R. Heljanko - O. Viinikainen, V. Kakkonen (2), M. Lehtonen, J. Monto (6), B. Jeziorski - B. Ciura, O. Kaskinen, D. Paś, J. Alanen, M. Viitanen - B. Pociecha, M. Ubowski, D. Larionovs, W. Turkin, M. Gościński.
Trener: Pekka Tirkkonen
Czytaj także: