Hokej.net Logo

Po meczu w Nowym Targu

Rozmowy z zawodnikami Unii Oświęcim i zawodnikiem Podhala Nowy Targ po trzecim meczu w Nowym Targu.Adrian Parzyszek:

Drugi dublet

Najskuteczniejszym zawodnikiem Dworów Unii w rozgrywkach play-off jest Adrian Parzyszek. To jego bramki zadecydowały o zwycięstwie (2-1) obrońców tytułu mistrzowskiego w drugim wyjazdowym spotkaniu w Nowym Targu.

Bramka zapewniająca Dworom zwycięstwo była prawdziwym majstersztykiem. - Mariusz Puzio podał mi krążek dokładnie tam, gdzie się spodziewałem - mówi popularny "Adik". - Gramy w takim samym ustawieniu już kilka lat, więc możemy czasem pokusić się o zagranie na pamięć - dodaje hokeista.

Nie da się ukryć, że oświęcimianie podczas swojej drugiej wyprawy do Nowego Targu byli zespołem dyktującym warunki. - Mieliśmy atakować w każdej nadarzającej się okazji - przyznaje Parzyszek. - Być może zmiana stylu gry trochę zaskoczyła przeciwników, ale na tym to polega, by mieć jakiegoś asa w rękawie. Zawodników też czasem irytuje fakt, że stwarzamy sporo sytuacji, a jakoś nic nie chce wchodzić. W przerwie przed trzecią tercją stale powtarzaliśmy sobie, że mamy podhalan "na widelcu" i bramka dla nas jest tylko kwestią czasu. Czuliśmy, że po raz drugi nie możemy przegrać pechowo wyjazdowego spotkania - dodaje oświęcimski hokeista.

Parzyszek już po raz drugi w play-off w jednym meczu strzela dwie bramki. Mocne wejście miał też w pierwszym meczu półfinałowym przeciwko GKS Tychy, wygranym przez Dwory 4-2. - Zawsze miło się wraca myślami to takich spotkań, ale na razie nie ma ich co porównywać - mówi Parzyszek, który wszystkie bramki dedykuje rodzinie. - Podczas meczów w oświęcimskiej hali najbliżsi są ze mną natomiast zanim zadzwonię z wynikiem z wyjazdowego spotkania, wszyscy już go znają z Telegazety i zanim zdołam coś powiedzieć, odbieram gratulacje - dodaje zawodnik.

W ostatnim meczu Adrian Parzyszek raz odwiedził ławkę kar. - Tak to już jest, że rywale przeciwko nam grają jakoś wyjątkowo czysto. Nie mamy zbyt wielu okazji, by wykazać się podczas gry w przewadze dlatego nie zawsze wtedy wychodzi nam to, co mamy zaplanowane - kończy zawodnik.

Sebastian Gonera:

Dynamit w nogach

Zaraz po drugim meczu finałowym w Nowym Targu oświęcimski obrońca Sebastian Gonera wodą mineralną uzupełniał brakujące w organiźmie płyny. Z pewnością każdego z hokeistów Dworów Unii drugi mecz w Nowym Targu kosztował wiele sił.

- Uff, ale było gorąco - rozpoczyna Sebastian Gonera. - Najważniejsze jednak, że wygraliśmy jeden wyjazdowy mecz. Trzy lata temu, kiedy potykaliśmy się w finałach z Podhalem, wygraliśmy w ich hali dwa spotkania. Jednak teraz mają dużo mocniejszy skład - dodaje hokeista.

Ciągle daje się słyszeć głosy, że o mistrzostwie Polski zadecyduje lepsze przygotowanie fizyczne. - Siły mamy jak koń, pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że mamy w nogach dynamit. Bez problemu wytrzymalibyśmy 7 spotkań finałowych. Jednak takiego scenariusza chcielibyśmy uniknąć. Trzeba kończyć tę rywalizację jak najszybciej - podkreśla zawodnik.

Nikomu nie trzeba uświadamiać, że Sebastian Gonera jest filarem oświęcimskiej defensywy, a to właśnie od niej wiele zależy w finałowym serialu. - Podyktowane jest to tym, że w walce o "złoto" nie pada zbyt wiele bramek, dlatego każdy błąd może się okazać brzemienny w skutkach - uważa Sebastian Gonera. - Gdybyśmy strzelali 3-4 bramki na mecz, wtedy byłoby nam łatwiej. Nikt się jednak nie uskarża. Stanowimy kolektyw i o mistrzostwo walczymy wszyscy - podkreśla zawodnik.

Na 4 sek przed końcem spotkania Gonera złapał karę mniejszą. - Nie był to żaden rewanż z mojej strony za łokieć Milana Baranyka, który otrzymałem kilka minut wcześniej. Po prostu w ferworze walki trafiła mi się wpadka. Przecież Podhale po wycofaniu bramkarza chciało doprowadzić do dogrywki. Po moim zejściu z lodu grali w podwójnej przewadze. 4 sek w hokeju wystarczy na rozegranie skutecznej akcji, ale wiedziałem, że jeśli wygramy wznowienie, nie są w stanie wyrządzić nam krzywdy - kończy zawodnik.

Michał Radwański:

Publiczność nie pomogła

Jak zwykle jedną z wiodących postaci w drużynie Podhala był prawoskrzydłowy pierwszego ataku "Szarotek" - Michał Radwański. Tym razem jednak nie udało mu się wpisać na listę strzelców.

- Czy Unia nie zaskoczyła was agresywnym stylem gry?

- Nie. W naszej taktyce po pierwszym meczu, wygranym w Nowym Targu 3-1, nic się nie zmieniło. Graliśmy systemem 1-4, czekając na błędy rywali.

- I w końcu go popełnili. Czy wtedy poczuł pan, że mecz już zaczął się układać na waszą korzyść?

- Mecze finałowe pokazują, że nie pada w nich zbyt wiele bramek, więc na pewno byliśmy w komfortowej sytuacji. Szkoda, że nie udało nam się utrzymać jednobramkowej zaliczki do końca pierwszej tercji. Nic tak nie załamuje, jak gol "do szatni".

- Gdyby trafił pan do siatki w 48 min, pewnie to Podhale cieszyłoby się ze zwycięstwa.

- Cieszyłbym się, gdyby kolegom udało wykorzystać jedno z moich podań, albo poprawić jakiś strzał.

- Czy w finałowym serialu powoli nie zaczyna brakować sił?

- Na pewno ubytek sił jest duży, ale trzeba je szybko regenerować. Z pewnością w następnych meczach będzie decydował charakter, a nam jego braku nie można zarzucić.

- Nie przegrywa się jednak spotkań na własnym obiekcie...

- Szkoda, że nie pomogła nam publiczność. To fakt, że zawodnicy przede wszystkim koncentrują się na wydarzeniach na lodzie. Jednak zawsze miło jest słyszeć ogłuszający doping kibiców zamiast gwizdów. Poza tym własna hala powinna być atutem. Tym razem nie była.

Zebrał w Nowym Targu: Jerzy Zaborski

"Dziennik Polski"

Jerzy Zaborski



Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe