Hokej.net Logo
SIE
31

Podhale - Stoczniowiec 1:4

Podhale - Stoczniowiec 1:4

Mecz o piąte miejsce Podhala ze Stoczniowcem określono jako pojedynek braci Pyszów. Mariana, który stoi za sterem gdańskiego "okrętu" i Wiktora. Młodszy z Pyszów, po porażce z Cracovią, objął piecze nad "Szarotkami", zastępując zdymisjonowanego Andrzeja Słowakiewicza. - W roli trenerów po raz pierwszy będziemy po przeciwnej stronie barykady - mówi Wiktor Pysz. - Podczas sportowej kariery taka sytuacja miała miejsce. Wtedy po meczach nabijaliśmy się z siebie.

Kto tym razem będzie obiektem żartów? - pytam Wiktora. - Nie trudno chyba odgadnąć - pada odpowiedź. - Marian wygrał zasłużenie. Jego zespół zagrał mądrze w defensywie. Myśmy zrobili ich za dużo, w dodatku były to szkolne błędy. Inna rzecz, że miałem kłopot z zestawieniem linii defensywnych. Wypadł Kolasa, Wilczek nadal narzeka na ból stopy, Sroka był po dłuższej chorobie, a Łabuz w trackie meczu doznał kontuzji barku. Zdrowi nie wszyscy zagrali na sto procent. Niektórzy przyszli chyba się poślizgać. Nie było mobilizacji, koncentracji, zabrakło też charakteru. Trudno mi powiedzieć co siedzi w głowach zawodników. Może myślami już są przy następnym sezonie. Bo z Katowicami była to całkiem inna drużyna. Potrafiła grać równym rytmem, wypracować sobie dużo sytuacji na pełnej szybkości. Ze stocznią chcieli chyba wygrać na jednej nodze. Ta jednak umiejętnie nas skontrowała i systematycznie uciekała. Dopiero w trzeciej tercji, gdy widmo porażki zaglądało w nasze oczy, chłopcy się przebudzili i pokazali, że potrafią grać w hokeja. Mogliśmy ten wynik jeszcze podgonić, bo były ku temu okazje, ale znowu zabrakło nam skuteczności. Tak to jednak jest, gdy od pierwszych sekund nie podchodzi się poważnie do meczu.

W nowotarskim obozie przed meczem panował optymizm. Liczono, że mordercza pięciomeczowa seria gdańszczan z Sanokiem nadszarpnęła siły niedzielnego rywala Podhala. Tak sądził też Wiktor Pysz. - Znam teorię, że lepiej być w rytmie meczowym, niż przystępować do meczu po przerwie, ale w tej sytuacji ta teoria raczej nie ma szans powodzenia. Gdańszczanie dużo jeździli, co drugi dzień przez całą Polskę. To wyczerpujące. W nużącej podróży traci się wiele sił. Ich ostatni powrót z Sanoka trwał 18 godzin, bo złapała ich burza śnieżna.

Okazało się, że przybysze z nad morza mieli na tyle sił, by dołożyć góralom. Szczególnie w drugiej tercji zagrali z kontry iście po profesorsku. Więcej dali miejscowym niezłą lekcję jak wykorzystuje się liczebną przewagę. W mig założyli "zamek" w tercji Podhala i opuścili ją dopiero wtedy, gdy czarna guma znalazła się w siatce. Przy czym "zamek" rozgrywali w iście sprinterskim tempie. Krążek błyskawicznie przemieszczał się między ich kijami i miejscowi nie potrafili go przechwycić. Tak zdobyli czwartą bramkę. Przy pierwszym i trzecim golu z pomocą przyszli im nowotarżanie. Talaga i Biela zrobili gdańszczanom prezenty, zagrywając niczym ich partnerzy z drużyny, wykładając krążek wprost na łopatki ich kijów. Chyba tylko głupcy nie skorzystaliby z takiej oferty.

Nieliczni miejscowi fani ( zasiadło ich na trybunach 200) aż do 50 minuty musieli czekać na zdobycz bramkową ulubieńców. Starych repów zawstydzi junior Dutka, którego uderzenie z niebieskiej linii trafiło w samo okienko. Był to pierwszy jego gol w ekstraklasie. On i jego rówieśnik Marin Kolusz z podniesioną głową opuszczali lodową taflę po końcowej syrenie. Ten ostatni miał powody do radości, gdyż kibice zwący się "Władcami Podhala" w internetowym plebiscycie jego wybrali najlepszym graczem sezonu 2004/05. O tym fakcie przypominać mu będzie pamiątkowy puchar.

Po meczu w lepszym nastroju był starszy z Pyszów, Marian, który powiedział o nowotarskiej młodzieży: - W Podhalu występuje wielu młodych zawodników, z których za dwa - trzy lata biedzie pociecha. Oczywiście o ile nie zmieni się kierunek działania. A nie powinien, bo w Podhalu jest materiał, w który warto zainwestować. Tylko trzeba cierpliwości. Dzisiaj wygląda to mizernie, bo niewiele mieli szans ogrania się, ale przyszłość przed nimi. W tym meczu byliśmy lepsi, bardziej poukładani. Mam bardziej dojrzalszą drużynę.

SSA WOJAS PODHALE Nowy Targ - STOCZNIOWIEC Gdańsk 1:4 (0:1, 0:3, 1:0)
0:1 - Skutchan - Jankowski (12:47),
0:2 - Jurasek - Balat (24:22),
0:3 - Grobarczyk - Drzewiecki - Błażowski (32:04),
0:4 - Jankowski - Skutchan - Wróbel (38:39 w przewadze),
1:4 - Dutka - Ćwikła (49:44).

Sędziowali: Rzerzycha z Krakowa oraz Madeksza i Molenda z Sosnowca.
Kary: 4 - 6 ( 2 techniczne) min.
Widzów 200.

PODHALE: Zborowski (40:00 M. Batkiewicz); Sroka - Talaga, Łabuz - Piotrowski, Gil - Dutka; Różański (2) - Kolusz - Radwański, Podlipni - Biela - Hajnos, Wołkowicz - Ćwikła - Panek, Łyszczarczyk - Zapała (2) - Ł. Batkiewicz. Trener Wiktor Pysz.

STOCZNIOWIEC: Jakubowski; Wróbel (2) - Leśniak, Cychowski (2) - Bukowski, Smeja - Błażowski; Skutchan - Balat - Jankowski, Kostecki - Zachariasz - Jurasek, Grobarczyk - Słodczyk - Drzewiecki. Trener Marian Pysz.

Autor: Stefan Lesniowski - www.hokej.nowytarg.prv.pl



Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe