Poranny rozruch drużyny GKS-u Tychy
Dzisiaj o dziesiątej godzinie zaczęła ustawiać się przed tyskimi kasami kolejki kibiców, którzy czekają na godzinę 14.30, kiedy zostanie sprzedanych ostatnie czterysta biletów na drugi mecz finałowy. Ogromne zainteresowanie w Tychach tym meczem, ponieważ tyszanie jedyny taki mecz grali 17 lat temu z Polonią Bytom. Podczas rozruchu graczy tyskich, widzimy wielkie skupienie i pełną mobilizację przed kolejną konfrontacją z Unią Oświęcim. Przed treningiem udało nam się porozmawiać z najlepszym strzelcem GKS-u Tychy Arturem Ślusarczykiem.
Menago: Jakie nastroje w drużynie po piątkowym zwycięstwie w Oświęcimiu?
Ślusarczyk: Podchodzimy do następnego meczu tak samo jak w pierwszym meczu. Trzeba podejść do tego meczu tak jakbyśmy zaczynali rywalizację z Unią Dwory. Może będzie się nam trochę lżej grało, bo będziemy się czuli trochę pewniej.
Menago: Widać było, iż przez dwie tercje pierwszego meczu zżerała Was trema, ale w trzeciej tercji nastąpiła zmiana mentalna?
Ślusarczyk: Przez dwie tercje byliśmy sparaliżowani, ale nie było to pokłosiem, że tyszanie po 17 latach grają w finale. Doświadczenie finałowe mają przede wszystkim trener Matczak i Gonera i Parzyszek. Stąd wzięło zdenerwowanie. A druga sprawa to stawka tych meczów jest wysoka. Po drugiej tercji powiedzieliśmy sobie, że już i tak nic nie mamy do stracenia. Czy przegramy dwa czy pięć zero to jest przegrany mecz finałowy. Otworzyliśmy się i postawiliśmy wszystko na jedną kartę. Po dwóch kontrach strzeliliśmy bramki, szczególnie w osłabieniu strzelona bramka, wydaje mi się, że podłamała troszeczkę zespół oświęcimski. W karnych znakomita postawa Arka Sobeckiego. Jak już bramkarz broni pięć karnych strzelanych przez zawodników Unii to znaczy, iż jest w znakomitej formie.
Menago: Jeśli chodzi o bramkę strzeloną przez Ciebie, był to rykoszet obrońcy?
Ślusarczyk: Poszliśmy kontrą z Adrianem dwa na jeden. Adrian mi podał krążek, ale Tomek Jaworski zdążył się przesunąć i chciałem ponownie podać do Parzyszka i wtedy wracający Grzesiu Piekarski rzuciła się i krążek odbił się od jego kija i wtoczył się do bramki.
Menago: Czy wszyscy zawodnicy są zdrowi?
Ślusarczyk: Wszyscy już wyleczyli się z grypy. Kontuzji również nie ma.
Menago: Nadkomplet kibiców będzie oglądał dzisiejszy mecz, czy to was będzie nobilitowało czy tremowało?
Ślusarczyk: Tremować to nas może stawka dzisiejszego meczu. Natomiast tak duża liczba kibiców będzie nas dodatkowo mobilizowała. Nawet gdybyśmy przegrywali to ten tum ludzi pomoże nam wyjść z opresji.
Menago: Już wczoraj podczas przedsprzedaży dochodziło do dantejskich scen. Wielu osób zostało odprawionych z kwitkiem. Był pomysł z telebimem, ale nie znaleziono sponsora. Zainteresowanych było szacunkowo około 8 tysięcy ludzi.
Ślusarczyk: Po pierwsze nie dziwię się, że było tylu fanów. Finału w Tychach dawno nie było. A odwiecznym przeciwnikiem jest oświęcimska Unia. Sprawa telebimu była ciekawym rozwiązaniem, gdyż kibice, którym nie udało się kupić biletów mogliby koło hali oglądać mecz. Szkoda, że do tego nie dojdzie. Ale jest jeszcze taka sprawa, że takie mecze powinny być transmitowane prze telewizję polską. Byłaby to znakomita promocja hokeja w Polsce oraz możliwość pozyskania nowych sponsorów dla klubu i ligi. Oczywiście będzie jakiś skrót pokazany w telewizji regionalnej, ale nie tędy droga, aby uzdrawiać polski hokej.
Menago: Były pogłoski, iż telewizja publiczna chciała transmitować te mecze, ale chciała 30 tys. PLN?
Ślusarczyk: Nie wiem. Ale z drugiej strony wiem, że jakby grało Podhale lub Cracovia to pan Wojas i pan Filipiak chcieliby zareklamować swoje firmy. Byłaby to dość niska stawka za prawie trzygodzinną reklamę. Uważam, że oglądalność byłaby wysoka w wielu ośrodkach hokejowych w Polsce. Przykro nam, iż taka rywalizacja nie jest uwieczniona w telewizji
Menago: Dziękuję za rozmowę.
Ślusarczyk: Również dziękuję.
Komentarze