GKS Tychy czeka w środę przedostatni występ w sezonie zasadniczym Hokejowej Ligi Mistrzów. Tyszanie zmierzą się z najbardziej utytułowanym klubem w historii austriackiego hokeja, który jednak z rywalami z Polski zbyt dobrze sobie nie radzi.
Mistrzowie Polski w 5. kolejce rozgrywek zagrają na wyjeździe z drużyną KAC Klagenfurt. To historycznie największa potęga hokeja w Austrii. Po mistrzostwo tego kraju sięgała 32 razy, czyli najwięcej ze wszystkich klubów.
Ostatni tytuł zdobyła w 2021 roku. W obecnym i zeszłym roku grała w finale play-off, ale w obu przypadkach musiała uznać wyższość Red Bulla Salzburg, z którym GKS sam przegrał 1:3 na inaugurację Hokejowej Ligi Mistrzów w tym sezonie. W ostatnim finale porażka była dość dotkliwa, bo zespół z Karyntii przegrał ze swoim wielkim rywalem 0-4, strzelając w spotkaniach finałowych zaledwie 2 gole.
Ten sezon podopieczni kanadyjskiego trenera Kirka Fureya rozpoczęli niezbyt udanie. Po 7 kolejkach ligowych mają na koncie 12 punktów i zajmują w tabeli 7. miejsce. Początkowo było jeszcze gorzej, ale w ostatni weekend zespół KAC odniósł 2 zwycięstwa nad Black Wings Linz i FTC Budapeszt.
Zarówno pod względem strzeleckim, jak i punktowym, liderem zespołu jest 36-letni Kanadyjczyk Nick Petersen, którego 16 lat temu Pittsburgh Penguins wybrali w drafcie NHL. W najlepszej lidze świata nigdy nie było mu dane zagrać, ale w Austrii jest bardzo ceniony.
W czołówce najlepiej punktujących graczy drużyny w lidze są także Austriak Simeon Schwinger czy były reprezentant Słowenii Jan Muršak, mający na swoim koncie występy w NHL w barwach Detroit Red Wings. Tego ostatniego jednak z powodu kontuzji w meczu z GKS-em zabraknie w składzie.
Z problemami kadrowymi spowodowanymi sytuacją zdrowotną drużyna KAC zmaga się od początku sezonu. Jutro z GKS-em Tychy nie zagra także najskuteczniejszy gracz KAC w Hokejowej Lidze Mistrzów Mario Kempe. Mający za sobą grę w NHL Szwed przychodził do Klagenfurtu latem jako głośny transfer i w paneuropejskich rozgrywkach pokazał się z dobrej strony, ale w lidze na razie nie rozpędził się w ofensywie. Jutro w składzie zabraknie go z powodu choroby.
Listę nieobecności w drużynie Fureya uzupełniają kontuzjowani Fabian Hochegger i David Maier, za to do składu wraca pauzujący w 3 ostatnich meczach ligowych z powodu urazu kanadyjski obrońca Jordan Murray.
Prawdziwą instytucją w drużynie z Klagenfurtu jest jej kapitan, austriacki weteran Thomas Hundertpfund. Wychowanek KAC spędził w klubie niemal całą karierę - z roczną przerwą na grę w Szwecji. W ostatnim spotkaniu przekroczył granicę 500 ligowych punktów dla swojego macierzystego klubu.
Bramkarzem "Die Rotjacken" jest doświadczony Duńczyk Sebastian Dahm, ale akurat w Hokejowej Lidze Mistrzów broni na zmianę z reprezentantem Austrii Florianem Vorauerem.
Klub z Klagenfurtu historycznie nie ma najlepszych wspomnień z rywalizacji z polskimi drużynami. Co ciekawe, pierwszy taki mecz odbył się w święta Bożego Narodzenia w 1929 roku, gdy rywalem austriackiej ekipy była warszawska Legia.
Ale w oficjalnych meczach o punkty ekipa KAC grała z polskimi rywalami 4 razy. Wygrała tylko raz, a dwukrotnie zjeżdżała z tafli jako pokonana.
W 1988 roku w Pucharze Europy przegrała 5:6 z Polonią Bytom. Lepiej poszło jej w sezonie 1997-98 w Pucharze Kontynentalnym. W pierwszej rundzie Pucharu Kontynentalnego w Lublanie zremisowała 3:3 z Unią Oświęcim i wyprzedziła polski zespół w rywalizacji o awans do kolejnej rundy, gdzie w Trzyńcu trafiła m.in. na Podhale Nowy Targ i zwyciężyła 4:3.
Ostatnia klagenfurcko-polska konfrontacja to już historia najnowsza i szalony mecz z Re-Plast Unią Oświęcim w poprzednich rozgrywkach Hokejowej Ligi Mistrzów. Mimo prowadzenia austriackiej ekipy 4:1 do 48. minuty, ówcześni mistrzowie Polski odrobili straty i wygrali 5:4.
Unia ustanowiła wtedy historyczny rekord HLM, bo nigdy wcześniej nie zdarzyło się w tych rozgrywkach, by zespół odrobił 3-bramkową stratę w zaledwie 2 minuty i 25 sekund, a następnie wygrał mecz i nigdy wcześniej w HLM zwycięstwa nie odniósł zespół przegrywający do 48. minuty trzema golami.
W Klagenfurcie dobrze zapamiętali tamto spotkanie. Trener Furey jeszcze przed startem obecnej edycji rozgrywek zapowiadał, że potraktuje rywalizację z GKS-em jako okazję do potwierdzenia, że od tamtej wpadki z Unią jego zespół zrobił postęp.
- Są obecnym mistrzem Polski, a byliśmy już w tej sytuacji w zeszłym roku, gdy graliśmy ich poprzednikami z Oświęcimia, Mieliśmy mecz pod kontrolą i trzybramkowe prowadzenie, ale i tak przegraliśmy. Naszym głównym celem będzie skupienie przez pełne 60 minut, żeby odnieść sukces. Postrzegamy ten mecz jako okazję, by pokazać, że nauczyliśmy się czegoś jako grupa. Nie zlekceważymy Tychów - zapewniał.
Ubiegłoroczna porażka z Unią kosztowała jego drużynę dużo, bo 3 punktów zabrakło jej do awansu do fazy pucharowej. Jutrzejszy mecz z GKS-em Tychy będzie miał dla wicemistrzów Austrii kluczowe znaczenie, bo szanse na awans do najlepszej szesnastki mają realne.
Obecnie znajdują się w tabeli sezonu zasadniczego Hokejowej Ligi Mistrzów na 14. pozycji z dorobkiem 6 punktów, czyli już na 2 kolejki przed końcem mają więcej "oczek" niż zdobyli w 6 spotkaniach przed rokiem (5).
Drużyna Fureya u siebie grała dotąd z dwiema wielkimi europejskimi firmami, które - jak się później okazało - w tym sezonie znajdują się w kryzysie. Przegrała 1:4 ze Spartą Praga i wygrała 3:2 z Eisbären Berlin. Na wyjeździe zaś uległa 2:4 szwedzkiemu Brynäs Gävle i wygrała 6:3 z duńskimi debiutantami Odense Bulldogs.
- Mecz z GKS-em Tychy będzie trudny, nie ma co do tego wątpliwości. Dla nas i naszego celu w tych rozgrywkach jest ważne, żebyśmy go wygrali. Zrobimy wszystko i zobaczymy, co się wydarzy - mówi w rozmowie z oficjalną stroną internetową swojego klubu 18-letni gracz KAC Filip Simovic, który dostaje od kanadyjskiego trenera szanse we wszystkich meczach HLM, choć w lidze ledwie zadebiutował. - Mam nadzieję na duże wsparcie z trybun, bo wtedy jest łatwiej grać w hokeja.
Czytaj także: