Przestał gadać, zaczął grać
Aleksander Myszka do TKH przechodził trzy lata temu jako reprezentant Polski. W pierwszym sezonie w Toruniu nieco się pogubił, ale ostatnio staje się coraz ważniejszym ogniwem zespołu.
To jeden z gdańskiej gwardii w Toruniu. Do TKH przyszedł trzy lata temu. Nie bez problemów, bo Stoczniowiec przez dwa miesiące blokował jego transfer. Ostatecznie kluby doszły do porozumienia i napastnik mógł grać. O pierwszym sezonie w grodzie Kopernika zapewne chciałby jak najszybciej zapomnieć. Bywały mecze, w których w ogóle nie pojawiał się na lodzie. W efekcie całe rozgrywki zakończył z dorobkiem zaledwie dwóch goli. - Z pewnością nie pomogły mi kłopoty z transferem. Drużyna już grała, a ja wciąż czekałem na zatwierdzenie. To była dla mnie trudna sytuacja - przyznaje hokeista.
Działacze TKH wiązali z jego transferem spore nadzieje, bo w końcu Myszka był regularnym reprezentantem Polski za czasów trenera Wiktora Pysza. Dziś hokeista sam przyznaje, że w kadrze grał nieco na wyrost. - Wiadomo, że trenerem Stoczniowca był brat Wiktora Marian. Ostatni sezon w Gdańsku miałem już słaby, a mimo to dostawałem cały czas powołania - mówi Myszka. Teraz o kadrze nie myśli, najpierw chce odbudować swoją pozycję w ligowym hokeju.
Pierwszy krok został zrobiony. Od kilku tygodni Myszka jest wyróżniającym się zawodnikiem TKH ThyssenKrupp Energostal. Niemal w każdym meczu należy do najbardziej walecznych hokeistów na lodzie, notuje na koncie kolejne bramki i asysty. Nigdy przy tym nie odpuszcza. W pojedynku z GKS Tychy bez namysłu starł się z ligowym zabijaką Arturem Gwiżdżem. - Nabrałem zaufanie we własne siły. Czuję, że trener zaczyna mi coraz bardziej wierzyć, coraz więcej daje mi grać - podkreśla hokeista.
Wzrost formy zawodnika zauważa także trener Jarosław Morawiecki. - Myszka do tej pory więcej mówił niż grał, miał za duże skłonności do dyskutowania. Wyciągnął jednak wnioski i ostatnio prezentuje się naprawdę bardzo dobrze - chwali szkoleniowiec.
Problemem napastnika wciąż jest brak stabilnego miejsca w składzie. W ostatni piątek zagrał z Jackiem Dzięgielem i Arkadiuszem Marmurowiczem, w niedzielę w pierwszym ataku z Jarosławem Dołęgą i Tomaszem Proszkiewiczem. - Takie zmiany nie ułatwiają gry, ale staram się dostosować do koncepcji trenera - mówi Myszka. Morawiecki: - To napastnik uniwersalny, może grać na środku i na skrzydle. W słabszej formie jest Bomastek i dlatego go przesunąłem do pierwszej formacji. I nie żałuję tego.
Generalnym sprawdzianem przydatności napastnika do toruńskiego zespołu byłaby runda play off. - Wierzę, że wyprzedzimy Podhale, które ma cięższe mecze do końca rundy zasadniczej. Jeżeli utrzymamy naszą dyspozycję powinno być dobrze - podkreśla Myszka.
Komentarze