Pięciu hokeistów Dworów Unii Oświęcim zostało nieoficjalnie oskarżonych o sprzedanie finałowego meczu o mistrzostwo Polski z GKS Tychy. Na trzeci mecz trener Andriej Sidorenko nie wystawił czterech czołowych zawodników.
Finałowa rywalizacja o mistrzostwo kraju jest w tym roku zacięta, ale Unia przegrywa już 0:3. Do mistrzostwa tyszanom brakuje jednego zwycięstwa. W Oświęcimiu wszyscy są w szoku, bo od 1998 r. nieprzerwanie Unia zostawała mistrzem.
Po pierwszych dwóch porażkach (pierwsza po karnych 2:3 w Oświęcimiu, druga w Tychach 2:5) Sidorenko odstawił reprezentantów Polski: bramkarza Tomasza Jaworskiego, czołowego obrońcę Jacka Zamojskiego i napastnika Marcina Jarosa, który w meczu z Gwiazdami NHL dwukrotnie pokonał samego Dominika Haszka. Zabrakło też miejsca dla środkowego pierwszego ataku, 40-letniego Marka Stebnickiego.
Dowiedzieliśmy się, że zawieszenie hokeistów spowodował telefon do klubu od człowieka, który jest przekonany, że cała czwórka sprzedała mecz. - Nikt nikogo nie oskarża, chociaż po analizie kasety wideo z drugiego meczu w Tychach trener miał pewne wątpliwości co do postawy niektórych graczy. Podzielił się nimi z zarządem i poinformował nas o zmianach w składzie - powiedział "Gazecie" prezes Dworów/Unii Kazimierz Woźnicki.
Zapytany o tajemniczy telefon odparł: - Docierają do nas pewne sygnały. Nikt ich nie lekceważy. Podjeżdżały pod klub samochody z Tychów, a ich pasażerowie rozmawiali z naszymi hokeistami w przeddzień meczu. Ludzie to widzą i mówią nam. Ale o czym rozmawiali, tego nie wiemy.
Liderami GKS są napastnik Adrian Parzyszek i obrońca Sebastian Gonera, którzy jeszcze rok temu zdobywali mistrzostwo dla Unii. - Z odejściem Parzyszka i Gonery było tak samo. Działacze GKS zamiast oficjalnie podjąć o nich starania, prowadzili potajemne negocjacje z hokeistami. Później wyszło szydło z worka. Gdyby rozpoczęli rozmowy od ustalenia odstępnego z naszym klubem, to przecież i tak byśmy tych chłopaków puścili, bo niewolnictwa nie ma - dodaje prezes Woźnicki.
Odsunięci hokeiści są rozgoryczeni, choć nikt z klubu nie oskarżył ich oficjalnie o sprzedanie meczu. - Gdyby mi ktoś tak powiedział w oczy, oddałbym go do sądu, ale i tak cała sprawa jest żenująca - denerwuje się jeden z nich. Oficjalnie nie chcą się wypowiadać. - Zawarliśmy dżentelmeńską umowę, że nie będziemy zabierać głosu w tej sprawie - powiedział Jacek Zamojski. - W czwartek w klubie czeka nas spotkanie. Może ono coś wyjaśni.
dla Gazety
Andriej Sidorenko
trener reprezentacji i Unii
- Dlaczego odsunąłem tych graczy? Cała czwórka grała najwięcej w każdym meczu, zmęczenie się skumulowało i dałem im odpocząć. Trzeba było szukać wyjścia po przegraniu dwóch meczów. Tomek Jaworski jest obciążony wyjątkowo, bo broni niemal w każdym meczu Unii i w każdym reprezentacji. Zamojski jest w słabszej dyspozycji, po "piątce" Stebnickiego też się więcej spodziewałem. Jaros zawodzi mnie zwłaszcza w grze obronnej. A że ludzie gadają, że chłopaki mecz sprzedali? Niech sobie gadają. Języków im przecież nie utnę, ale nie wierzę w te brednie. Zobaczę po czwartkowym treningu, czy ta czwórka wróci do gry. Muszą grać najlepsi.
Andtrzej Skowroński
prezes GKS Tychy
Gdybym pomyślał, że w sporcie można kupowąć wynik, to bym się w życiu tym nie zajmował. Hasło "sprzedany mecz" brzydzi mnie. Wydaje mi się, że oskarżenia o rzekome sprzedanie biorą się z tego, że jak się nie potrafi wygrać na lodzie, to się szuka pretekstów. Po pierwszym meczu wygranym przez nas w Oświęcimiu prezes Woźnciki oskarżał mnie, że manipuluję kibicami, nazywał ich głąbami. Z całą stanowczością mogę powiedzieć, że jeżeli usłyszę oficjalne stanowisko Unii, że my kupiliśmy mecz, to oddam sprawę do sądu. Poza tym, jeżeli działacze Unii mają dowody, to niech zgłoszą sprawę do prokuratury. Handlowanie meczami jest przecież karalne.
Michał Białoński - Gazeta Wyborcza
Podobne informacje pojawiły sie także rano w radiu RMF.FM w serwisie sportowym o godz. 6:30.
Czytaj także: