Mariusz Czerkawski (33 lata) jest wściekły. W drugim meczu play-off szwedzkiej elitserien nabawił się kontuzji. Naciągnął mięśnie grzbietu i dzisiejsze spotkanie Djurgardens kontra Timra IK będzie najprawdopodobniej oglądał z trybun.
- W pierwszej tercji coś strzyknęło mi w plecach i musiałem zjechać z lodu. O kontuzjach jednak nie można mówić w trakcie play-off, bo rywale słuchają, czytają i wszystko o nas wiedzą - śmieje się.
Na razie ekipa Czerkawskiego remisuje w play-off 1:1.
- Sprawa awansu do półfinału może się rozstrzygnąć w siódmym spotkaniu - dodaje Mariusz. - Najśmieszniejsze jest to, że przegraliśmy z nimi pierwszy mecz, a mieliśmy zdecydowaną przewagę. W strzałach było 30:15 na naszą korzyść. W drugim oni nas gnietli i... wygraliśmy.
Czerkawski żyje nie tylko ligą szwedzką. Bacznie obserwuje, co dzieje się na polskich lodowiskach.
- I ucieszyła mnie informacja, że Tychy są w finale - mówi. - Mam nadzieję, że zdetronizują Unię.
autor:prass - Super Express |
Czytaj także: