Sarnik - Słaboń - Ślusarczyk, czyli Superatak, znowu gra w komplecie. Po odejściu Piotra Sarnika i Damiana Słabonia do Cracovii Artur Ślusarczyk został w GKS Tychy bez swoich partnerów, z którymi od dawna grał w jednej formacji. Reprezentacyjne szlaki też wiodły wychowanków sosnowieckiej szkoły hokejowej różnymi drogami. Do końca zgrupowania zresztą nie było pewne, czy "Ślusar" dostanie powołanie na Debreczyn.
- Jak pan przyjął nominację do reprezentacji?
- Cieszyłem się. Przez ostatni rok moje problemy zdrowotne nie pozwalały mi grać w druzynie narodowej. Do Rygi na turniej eliminacji olimpijskich trener Andriej Sidorenko nie zabrał mnie. Teraz też do końca zgrupowania nie byłem pewien, czy się załapię do reprezentacji na Debreczyn. Jestem w niej i co także istotne znowu gram razem z Piotrkiem Sarnikiem i Damianem Słaboniem. Znamy się od czasów juniorskich. Zwykle graliśmy razem. Co prawda miniony sezon spędziliśmy osobno, ale od poczatku zgrupowania przed mistrzostwami świata w Debreczynie byliśmy ustawiani jako trójka, więc przypomnieliśmy sobie stare zagrywki, których się nie zapominai szybko złapaliśmy nasz rytm.
- Słyszeliśmy, że trener Andriej Sidorenko posawił ultimatum, albo zagra pan z Francuzami w Janowie, albo nie pojedzie do Debreczyna. Czy to prawda?
- Ja takiego ultimatum z ust trenera nie usłyszałem, ale wiem, że taka informacja się rozeszła w kadrze. Nie dałem jednak rady zagrać z Francuzami. Na treningu, dzień przed pierwszym z meczów z Francuzami zderzyłem się z Adamem Bagińskim. Trafił mnie kolanem w kolano, ale uderzył mnie z boku. Normalne stłuczenie, które przechodzi po trzech dniach. Ale po trzech dniach było już po meczach z Francją. Chciałem zagrać z trójkolorowymi. Przed drugim meczem wyjechałem nawet na poranny rozjazd, ale nie dało się jeździć na 100 procent. Powiedziałem więc szczerze, że nie dam rady i liczyłem się z najgorszym, czyli ze skreśleniem z listy reprezentantów na mistrzostwa świata. W czwartek, po dniu wolnym, wróciłem na zgrupowanie, wyjechałem na trening i stwierdziłem,że ból jest o wiele mniejszy i uznałem, że jestem gotów do walki.
- Do walki o co?
- O każdą bramkę. Turniej w Debreczyniezapowiada się jako rywalizacja pięciu równorzędnych drużyn. Każdy może wygrać z każdym. Każdy punkt, każda stracona lub zdobyta bramka może byćna wagę awansu. Na koniec turnieju może się okazać, że jest kilka zespołów z dorobkiem 6 lub 7 punktów i trzeba będzie liczyć gole. Dlatego od poczatku turnieju musimy grać z takim nastawieniem jakby właśnie ten mecz decydował o zdobyciu pierwszego miejsca, jakby był finałem play off, jakby był meczem o życie.
Czytaj także: