Trener Ukrainy o grze na MŚ mimo wojny: Chcemy pokazać, że żyjemy
Trener hokejowej reprezentacji Ukrainy Wadym Szachrajczuk tłumaczy, dlaczego mimo toczącej się wojny hokeiści dostali pozwolenie na wyjazd z kraju i mają zagrać w Mistrzostwach Świata dywizji I grupy B w Tychach. Opowiada także o problemach w przygotowaniach i o złej kondycji fizycznej swoich zawodników.
Jak informowaliśmy wcześniej, Ukraińcy we wtorek rozpoczęli przygotowania do Mistrzostw Świata dywizji I grupy B, które dokładnie za miesiąc rozpoczną się Tychach. "Sbirna" trenuje w węgierskim Miszkolcu. Trener Szachrajczuk przyznaje, że po rosyjskiej agresji na jego kraj początkowo nikt nie brał pod uwagę możliwości gry w Polsce.
- Szczerze przyznam, że w czasie, kiedy w naszym kraju trwa wojna, ani ja, ani inni członkowie sztabu trenerskiego, ani zawodnicy nie myśleliśmy o tym, żeby wyjechać z Ukrainy, trenować i grać - powiedział Szachrajczuk w wywiadzie dla służby prasowej Federacji Hokeja Ukrainy (FHU). - Rozumiemy złożoność sytuacji i jesteśmy gotowi razem z naszymi rodakami bronić naszego kraju z bronią w ręku. To jest wojna i najważniejszą rzeczą jest dziś dla nas obrona kraju. To, co się teraz dzieje, jest naprawdę straszne. Czytaliśmy o takich rzeczach w książkach, oglądaliśmy w telewizji, myśląc, że zdarzenia podobne do II wojny światowej nigdy nie będą miały miejsca na naszym terenie. Ale teraz to jest rzeczywistość.
A mimo to Ukraińcy zdecydowali się nie wycofywać z hokejowych Mistrzostw Świata. Choć wiemy, że początkowo rozmawiali o takiej możliwości z Międzynarodową Federacją Hokeja na Lodzie (IIHF), prosząc, by w razie rezygnacji z gry, zamrożono ich ranking i nie zostali zdegradowani o poziom niżej.
Szachrajczuk przekonuje, że to krajowym władzom zależało na tym, by zawodnicy reprezentowali swój kraj na arenie międzynarodowej.
- Władze Ukrainy oraz Ministerstwo Młodzieży i Sportu przekonywały, że w tych trudnych czasach występy ukraińskich sportowców na światowych arenach sportowych też są bardzo potrzebne - mówi selekcjoner "niebiesko-żółtych". - Żeby pokazać, że żyjemy, że idziemy do przodu i że nasza flaga może być podnoszona w różnych częściach świata. Oczywiście chodzi głównie o uczestnictwo w oficjalnych zawodach rangi Mistrzostw Świata czy Mistrzostw Europy. Władze kraju uważają, że znani sportowcy w tym czasie przyniosą krajowi więcej korzyści z wizerunkowego punktu widzenia robiąc to, co robią najlepiej.
Słowa selekcjonera hokejowej kadry stanowią swoiste echo podziękowań prezydenta Wołodymyra Zełenskiego dla ukraińskich paraolimpijczyków za ich start w Pekinie. - Dziś każdy zdobywa chwałę dla Ukrainy na swoim miejscu. To pokazuje światu, kim są Ukraińcy i jaką mamy siłę. Z bronią w ręku na polu bitwy albo ze sportową bronią na trasie biathlonowej - mówił przed dwoma tygodniami Zełenski w jednej ze swoich odezw do narodu.
Niezależnie od tego, Ukraińcom było bardzo trudno zebrać kadrę na zgrupowanie przed tyskimi mistrzostwami, choćby dlatego, że część hokeistów bierze udział w działaniach zbrojnych.
- Część zawodników już w pełni zaangażowała się w wojnę - jako członkowie sił zbrojnych albo ochotnicy w terytorialnych oddziałach obrony - mówi Szachrajczuk. - Inni też byli gotowi stanąć w obronie Ukrainy i nie myśleli o powrocie na lód. Nie było sztabowi trenerskiemu łatwo wyjaśnić tym zawodnikom, że jest sens teraz na lód wracać. Zebraliśmy chłopców z całej Ukrainy i prowadziliśmy z nimi indywidualne rozmowy.
Innym problemem był fakt, że hokeiści nie chcieli zostawić w kraju rodzin, które nie opuściły Ukrainy po rosyjskiej agresji.
- Każdy ma swoją historię. Przy wsparciu hokejowego związku niektórzy zawodnicy już wcześniej byli w stanie wywieźć swoje żony i dzieci w bezpieczne dla życia miejsca. Ale są też chłopcy, których rodziny kategorycznie odmówiły wyjazdu. Z tego powodu hokeiści nie chcieli ich zostawić samych. Było bardzo trudno przekonać ludzi, że występ na Mistrzostwach Świata jest teraz ważny dla kraju, dla ich rodzin i dla nich osobiście - mówi ukraiński trener.
Dla niektórych hokeistów problemem był też wyjazd z poszczególnych, oblężonych miast, zagrożony śmiercią.
- Szczególnie dla tych chłopaków, którzy siedzieli w schronach w miejscach aktywnych działań wojennych - mówi Szachrajczuk. - Obrońca Jewhen Ratuszny jeszcze nie był w stanie wydostać się z okupowanego przez raszystów (rosyjskich faszystów - przyp. red.) Chersonia. Serhij Pysarenko i Kyrył Bondarenko mieli trochę więcej szczęścia - oni opuścili miasto trochę wcześniej, przez pola, ryzykując trafienie na miny. Chłopcy dostali się do Mikołajowa, stamtąd do Odessy i dalej na Węgry.
Pysarenko sam opowiedział o tym, jak z narażeniem życia wydostał się z okupowanego przez Rosjan miasta. Jego podróż do Miszkolca trwała łącznie 3 dni.
- Tak po prawdzie to przypominało ruletkę: będę miał szczęście wydostać się z okupowanego przez Rosjan Chersonia albo nie. Nie było korytarzy humanitarnych, więc razem z Kyryłem Bondarenką wyznaczyliśmy trasę i powiedzieliśmy sobie, że trzeba działać zdecydowanie, by wydostać się z piekła - mówi ukraiński bramkarz w rozmowie z służbą prasową FHU. - Załadowaliśmy torby ze sprzętem do samochodu i pomknęliśmy polami. W Mikołajowie dostaliśmy się pod ostrzał, ale udało nam się wymknąć.
Jak mówi, ich samochód po drodze był zatrzymywany na punktach kontrolnych postawionych przez wojska okupacyjne. Serce biło mu wtedy zdecydowanie mocniej.
- Sprawdzali dokumenty, telefony, samochód. Ale myślę, że byli zmęczeni po nocnej zmianie i zdecydowali się nas nie "rozpraszać". Chociaż wiem, że na tej samej drodze wcześniej i później były przypadki rozstrzelania cywilów i ostrych walk. Jesteśmy zaskoczeni, że udało nam się wydostać z łap najeźdźców bez szwanku - mówi Pysarenko.
25-letni bramkarz przyznał, że po drodze widział straszne oblicze wojny.
- Przejeżdżaliśmy obok spalonego sprzętu wojskowego, ciał ofiar, port w Mikołajowie jest zniszczony... Straszny widok... - wspomina.
Pysarenko i Bondarenko dołączyli do ukraińskiej drużyny w Miszkolcu wczoraj. Kadra Szachrajczuka nadal nie jest jednak kompletna nie tylko ze względu na nieobecność tych graczy, którzy jeszcze się z Ukrainy nie wydostali. Nie ma również zawodników z klubów zagranicznych. - Dołączą do nas później. Niektórzy mają problemy zdrowotne, inni grają play-offy w swoich ligach. Ale wszyscy zapewnili, że mają wielką chęć grania dla Ukrainy w takim trudnym dla naszego kraju czasie - mówi ukraiński selekcjoner.
Wojna przynajmniej tymczasowo i do pewnego stopnia połączyła także dwa wrogie obozy w ukraińskim hokeju. W reprezentacji znaleźli się bowiem zawodnicy zawieszeni wcześniej przez FHU za grę w klubach, które stworzyły zbuntowaną wobec krajowego związku równoległą ligę, nazwaną Superlihą. Część z nich w ubiegłym roku opuściła kadrę na dzień przed rozpoczęciem turnieju EIHC na Węgrzech.
- Kiedy rząd dał nam zgodę na uczestnictwo reprezentacji w Mistrzostwach Świata, liczyliśmy się z tym, że zagramy w Polsce w składzie, w jakim graliśmy w zeszłym roku w turniejach EIHC ze wzmocnieniami w postaci kilku graczy klubów zagranicznych. Nie liczyliśmy na przedstawicieli tzw. Superlihy - mówi Szachrajczuk. - Ale po rozmowach z władzami hokejowymi zdecydowaliśmy, że wojna to czas, kiedy musimy zapomnieć o dawnych kłótniach i się zjednoczyć. Tak, jak zjednoczył się w walce z wrogiem nasz kraj od Donbasu do Zakarpacia. Nie było to dla nas łatwe, ale w tym trudnym czasie nasze środowisko hokejowe zjednoczyło się wokół interesu narodowego. Mogę śmiało powiedzieć, że wszyscy hokeiści ukraińskich klubów, którymi sztab trenerski był zainteresowany, są teraz w kadrze.
Nie wszystkim jednak takie pojednanie odpowiada. Sam Szachrajczuk przyznał, że zawodnicy, którzy cały czas byli w reprezentacji, niezbyt chętnie patrzą na powrót "banitów".
- Czy przyjęli tę decyzję ze zrozumieniem? Powiem tak: nie do końca. Mam nadzieję, że nieporozumienia znikną po pierwszych sparingowych meczach - mówi trener. - Ci zawodnicy, którzy opuścili reprezentację, muszą pokazać zaangażowanie na lodzie i to, że występy dla reprezentacji są dla nich czymś wyjątkowym. Myślę, że z profesjonalnym nastawieniem do sprawy drużyna obowiązkowo się zjednoczy i do Mistrzostw Świata podejdziemy jako monolit.
Wśród licznych problemów, które stają przed reprezentacją Ukrainy w trakcie przygotowań do startujących 26 kwietnia MŚ w Tychach, bardzo poważnym jest również ten związany z przygotowaniem fizycznym zawodników. Rosyjska agresja z 24 lutego zakończyła rozgrywki zarówno Ukraińskiej Ligi Hokejowej, jak i Superlihy. Od tego czasu hokeiści nie grali, nie trenowali na lodzie, a często nawet nie mogli podejmować podstawowych ćwiczeń fizycznych. W jakim są stanie fizycznym?
- W złym - mówi szczerze Szachrajczuk. - Sami to przyznają. Nie jest to zaskakujące, ponieważ nie mogli nawet wykonywać podstawowych przebieżek. Jedni wywozili swoje rodziny, inni tygodniami przebywali w schronach, a jeszcze ktoś był na pozycjach bojowych z karabinem w rękach. Pomagamy im dojść do siebie. Jasne jest, że z każdym dniem chłopcy wchodzą na wyższe obroty. Pracują z wielką ochotą, zdając sobie sprawę, że to wielki zaszczyt reprezentować Ukrainę w tym konkretnym momencie.
Sztab szkoleniowy pierwsze dni zgrupowania poświęca przede wszystkim na doprowadzenie zawodników do przyzwoitej kondycji fizycznej. Podczas obozu drużyna ma także rozegrać kilka sparingów, a pierwsze już są umówione.
- Każdego dnia drużyna będzie pracowała w reżimie dwóch sesji treningowych. Plus treningi na sali i zajęcia specjalne. Gdy odbudujemy formę zawodników, popracujemy nad aspektami czysto meczowymi - tłumaczy Szachrajczuk. - Stopień gotowości drużyny mają nam pokazać mecze towarzyskie. W tej chwili mamy dogadane dwa sparingi z reprezentacją Węgier 12 i 14 kwietnia. Dodatkowo chciałbym rozegrać jeszcze 4-5 pojedynków kontrolnych. Ale rozmowy z potencjalnymi przeciwnikami o ich przeprowadzeniu trwają. Nie jest łatwo się dogadać, bo reprezentacje mają już rozpisane terminarze.
Co ciekawe, zgrupowanie Węgrów w Miszkolcu zostało sfinansowane przez... NHL, z którą władze ukraińskiego hokeja podjęły współpracę jeszcze w ubiegłym roku. - Jak na razie jestem zadowolony z cudownych warunków, w jakich nasza drużyna ma możliwość trenować w Miszkolcu - mówi Szachrajczuk.
Jego sztab przed mistrzostwami w Tychach wzmocnił mający za sobą ponad 800 występów w NHL Dmytro Chrystycz, który został trenerem zajmującym się analizami wideo. Kiedyś już pełnił taką funkcję w klubach KHL.
- W Ukrainie nie wszyscy rozumieją tę rolę. Ale w NHL trener wideo jest jednym z głównych pomocników głównego trenera - mówi Szachrajczuk. - Jestem pewien, że Chrystycz ze swoim rozumieniem hokeja, wiedzą i doświadczeniem poważnie wzmocni nasz sztab.
Choć reprezentanci Ukrainy opuścili kraj w czasie rosyjskiej agresji, to Szachrajczuk przekonuje, że nadal wydarzenia w ojczyźnie są dla nich najważniejsze.
- Chcę powiedzieć, że choć jesteśmy na Węgrzech, to nasze myśli pozostają w Ukrainie. Czytamy wiadomości, dzwonimy do przyjaciół i bliskich, szczerze podziwiamy heroizm naszych żołnierzy i współczujemy rodzinom ofiar - mówi 47-letni szkoleniowiec. - Serca nam pękają, ale wierzymy w zwycięstwo nad raszystami. Wielu naszych chłopców nawet na Węgrzech podejmuje działania jako wolontariusze, na ile jest to możliwe. Nie jesteśmy oderwani od rzeczywistości i wszystkie nasze myśli krążą wokół wojny.
Ukraińcy na ostatnich rozgrywanych Mistrzostwach Świata dywizji I grupy B w 2019 roku w Tallinnie, zajęli przedostatnie miejsce i nie bez trudu utrzymali się na tym poziomie rywalizacji. Teraz mają przed sobą znacznie więcej przeszkód w przygotowaniach i w Tychach będzie im jeszcze trudniej o dobry wynik. Selekcjoner drużyny narodowej Ukrainy wierzy jednak, że jego podopieczni wykorzystają wszystkie przeciwności jako motywację do osiągnięcia sukcesu.
- Będziemy wychodzić na lód ze zrozumieniem tego, jaki kraj reprezentujemy i walczyć o jego honor do końca. Inspiruje nas przykład naszych żołnierzy, którzy godnie powstrzymują atak potencjalnie potężniejszego wroga. I nie tylko powstrzymują, ale dają mu "po zębach". Jest dla nas zaszczytem reprezentować Ukrainę. Rozumiemy odpowiedzialność, jaka spadła teraz na nasze barki - kończy trener "Sbirnej".
Komentarze