Ukraiński hokeista, który sięgnął w przeszłości po wicemistrzostwo Polski, postanowił zakończyć sportową karierę i wstąpić do armii.
41-letni Artem Bondariew zdecydował, że nie będzie już dłużej grał w hokeja, a swoją przyszłość wiąże z wojskiem - poinformował Wjaczesław Łeckan, dyrektor i główny sponsor klubu Sokił Kijów, którego barwy reprezentował ostatnio zawodnik.
- 41-letni Artem Bondariew zdecydował się nie kontynuować swojej kariery sportowej. Według moich informacji on podjął decyzję o wstąpieniu do Sił Zbrojnych Ukrainy - powiedział Łeckan w rozmowie z portalem Sport.ua.
Bondariew w sezonie 2014-15 występował w polskiej lidze w barwach JKH GKS-u Jastrzębie. Łącznie w sezonie zasadniczym i play-off w 55 spotkaniach strzelił 17 goli i zaliczył 20 asyst. Został wówczas wicemistrzem Polski, ponieważ jastrzębianie po wygraniu sezonu zasadniczego w finale play-off ulegli GKS-owi Tychy 3-4.
Ukrainiec łącznie sześciokrotnie sięgał po mistrzostwo swojej ojczyzny, był także mistrzem Łotwy w barwach Metalurgsa Lipawa, a Ukrainę reprezentował na 7 turniejach Mistrzostw Świata dywizji I.
Karierę właściwie zakończył już w 2017 roku, ale wznowił ją w 2022, zostając grającym asystentem trenera w ekipie Sokiła Kijów. W obu sezonach po tej 5-letniej przerwie zdobywał ze stołeczną ekipą mistrzowskie tytuły.
Bondariew - wg dyrektora swojego klubu - postanowił dobrowolnie wstąpić do ukraińskiej armii toczącej wojnę obronną po agresji rosyjskiej, nie wiadomo za to czy inni hokeiści nie będą podlegać mobilizacji przymusowej. W maju weszła w życie ustawa o mobilizacji, która nie wyklucza sportowców z tego obowiązku. Dyrektor Łeckan mówi w wywiadzie, że sytuacja ciągle nie jest jasna.
Wcześniej informowano, że ukraińskie kluby piłkarskie zdołały uzyskać wyłączenie spod mobilizacji dla swoich zawodników. O hokeju jednak takich informacji nie ma.
- Chciałbym, żeby warunki były bardziej zrozumiałe. Albo przerywamy wszystkie rozgrywki, nie jedziemy na Mistrzostwa Świata, na Olimpiadę, bo wszyscy poszli na front, albo staramy się utrzymać nasz sport w warunkach wojennych - mówi. - Nawet jeśli uda nam się wyłączyć drużynę spod mobilizacji, to możemy to zrobić tylko z 50 % zespołu. Jaki w tym sens? Połowa drużyny nie może grać.
Łeckan mówi, że hokejowe zespoły trwają obecnie w zawieszeniu, jeśli chodzi o mobilizację związaną z wojną.
- Teraz każdy klub jest w nieprzewidywalnej sytuacji. Rozumiemy, że możemy jechać na kolejny mecz, żołnierze zatrzymają autobus i rozmieszczą nas w terytorialnych centrach rekrutacji. Nie ma wyjątków nawet dla reprezentantów kraju. Wiem, że Federacja Hokeja Ukrainy prowadzi rozmowy z Ministerstwem Młodzieży i Sportu, a niepokoimy się o innych zawodników na poziomie ligowym. Robimy wszystko, żeby wypełnić kryteria uznania za obiekt infrastruktury krytycznej - tłumaczy.
Ukraiński działacz przekonuje, że sam fakt, iż hokej w jego kraju wciąż istnieje w sytuacji wojny, jest dużym osiągnięciem.
- Nasz hokej i sport jako całość ciągle funkcjonują - jak to się mówi - wbrew prawom fizyki. Europejczykom trudno jest nawet zrozumieć, że kontynuujemy rozgrywki w pełnym zakresie i treningi w warunkach wojennych, z ciągłym zagrożeniem bombardowaniem - mówi. - Ale nie zatrzymujemy się, gdy rozlega się alarm. Schodzimy do schronu, a później wracamy do gry. Gdy moi europejscy znajomi o tym słyszą, są bardzo zdziwieni.
W ukraińskiej lidze nie gra zbyt wielu Ukraińców. Niektórych trudno jest przekonać do gry w kraju, w którym toczy się wojna. Łeckan twierdzi, że taką sytuację miał z estońskim bramkarzem Conradem Mölderem, który w sezonie 2021-22 był zawodnikiem KH Energi Toruń.
- Rok temu zaprosiliśmy na obóz w Polsce bramkarza reprezentacji Estonii Conrada Möldera. Wstępne porozumienie było takie: jeśli nam się spodoba, to jedzie z nami do Kijowa. Ale nie czekając na decyzję trenerów, chłopak pod koniec obozu powiedział: "Dziękuję, ale u Was jest wojna. Ja z Wami nie pojadę". Po ludzku Möldera rozumiem, ale nie zachował się zbytnio w porządku - mówi ukraiński działacz.
Czytaj także: