W. Antipow: Głównym trenerem jest żona. Ja tylko menadżerem

Jeden z liderów Traktora, pięciokrotny mistrz Rosji – Władimir Antipow – z chęcia i szczerością odpowiedział na pytania dziennikarzy hotice.ru – Alieksieja Szewczenki i Aleksandra Lutnikowa.
Ma Pan czwórkę dzieci?
Tak. Tak wyszło, że mieliśmy już dwójkę i zachciało nam się trzeciego...Na świecie niespodziewanie pojawiły się bliźniaki. I to jest prawdziwe szczęście.
Dajecie sobie z żoną radę?
Dajemy radę i cieszymy się. Córka ma 9 lat, syn 4 i pół roku, a bliźniaki 4 miesiące. Mamy dwie nianie i jeszcze wynajęliśmy kierowcę.
Znaczy się stworzyliście cały sztab trenerski: Pan jest głównym trenerem, żona – drugim trenerem. No i są jeszcze pomocnicy.
Raczej nie. Głównym trenerem jest żona, a ja – można powiedzieć – menadżerem.
Dla Pana największym problemem jest zapewne ciągłe przemieszczanie się z miasta do miasta?
Jeszcze niedawno nie było z tym problemów. Kiedy wyjeżdżałem z Jarosławia, mieliśmy tylko córkę. W Ufe pojawił się syn. Znalazłem wspaniałe mieszkanie w Czelabińsku, wynająłem je i przewiozłem rzeczy. Roboty z urządzeniem lokum było tam raptem na 2-3 dni. W Ufe nie wynajmowałem – mieszkałem w kupionym mieszkaniu. Teraz stoi puste, nie wiem co z nim zrobić. Albo wynająć, albo sprzedać. A dom mam w Jarosławiu. W tym mieście mieszkają zarówno moi rodzice, jak i rodzice mojej małżonki.
Może się wydawać, że w drużynie z Czelabińska pozostanie Pan już na zawsze. Zarówno Kreczin, jak i Biełousow zgodnie o tym mówią.
Mam kontrakt długoterminowy, na 3 lata. Chciałoby się dociągnąć go do końca. W <Traktorze> są teraz bardzo dobre warunki, praca tu jest po prostu przyjemnością. Wcześniej były problemy z rozmiarem szatni i w ogóle z całą bazą. Teraz szatnia jest większa, a do tego pojawiła się sauna, prysznice, gabinet masażu...
Czego brakuje Czelabińskowi, jeśli porównywać go z Ufą?
Przede wszystkim w Ufie jest basen, a w Czelabińsku i Jarosławiu nie ma. Ale to drobnostka. Tu u nas jest mały basen z zimną wodą, w którym można się wykąpać po wizycie w bani (rosyjski rodzaj sauny) i to wystarczy.
Gdzie są lepsze drogi – w Ufie czy w Czelabińsku?
W Ufie mieszkałem blisko ośrodka sportu, zbyt dużo nie jeździłem. Podobno teraz odremontowali tam ulicę Lenina. A w Czelabińsku obecnie zachodzi drogowa rewolucja: pojawiły się bardzo dobre szosy. Zazwyczaj jeżdżę z centrum na obrzeża - do ośrodka sportu - i nie mam na co się skarżyć.
Trochę czasu grał Pan w Ameryce. Co najbardziej zapadło Panu w pamięć?
Kiedy trafiłem do Toronto w adaptacji najbardziej pomógł mi Igor Koroljew i jego rodzina. No i oczywiście przebywanie z zawodnikami grającymi w <Toronto> - Juszkiewiczem, Karpowcewym – było również cennym doświadczeniem. Jednak trudno mi było przebić się w NHL, jestem dla nich zbyt wolny. Nawet kiedy grał skład rezerwowy siedziałem na ławce, chociaż akurat wśród rezerwowych mogłem spokojnie grać. Kiedy wpuszczali mnie na lód strzelałem gole, zdobywałem punkty. Jednak i tak najczęściej zostawałem w zapasie. Krótko mówiąc – jeden sezon tam odsiedziałem, potem miesiąc drugiego - i pojechałem do domu.
Często wspomina Pan kolegów z <Łokomotiwu>?
Każdego dnia. Nieprzerwanie coś mi ich przypomina. A to w telewizji coś pokażą, a to wspominają kogoś w radiu. Tak jak teraz Koroljewa i Karpowcewa. W tym samolocie w ogóle było dużo moich przyjaciół. Wania Tkaczenko i Sasza Galinow, Andrjej Kirjuchin i Aleksandr Kaljanin, Szasza Bieljajew i Wołodia Piskunow...praktycznie wszyscy w samolocie byli moimi przyjaciółmi.
Wujek wyraził się o Saszy Bieljajewie – serwismenie – tak: „Takiego mistrza nigdy nie widziałem.”
Tak, ten człowiek taki był: wszystko mógł podreperować, podszyć. Nigdy nie odmawiał. I bardzo lubił dawać prezenty. Bardzo dużo czasu spędzał w swoim warsztacie. Często wychodził z niego z konikami – zabawkami, tylko co przez siebie zrobionymi, i od razu dawał komuś w prezencie.
Z Galinowym jeździli na polowania?
Kiedy zajął się polowaniami, ja już grałem w Ufie. Częściej jeździł z Ilją Gorochowem. A ja nie pasuję na myśliwego – nie mam ani strzelby, ani odpowiedniego ubioru. Raz pojechałem z Gorochowem, ale nie na polowanie, tylko po prostu postrzelać. Ilja skierował moją strzelbę na drzewo, pokazał na jakiegoś ptaka. Wystrzeliłem i -na szczęście – nie trafiłem.
Wiedział Pan o tym, że Iwan Tkaczenko zajmował się filantropią?
Wcześniej nie. Od Wani zawsze bije dobra energia, zawsze się uśmiecha. Również na lodzie widać, jaki jest. Do dziś mówię o nim w czasie teraźniejszym...
Pochodzi Pan z obwodu murmańskiego.
Dokładnie tak, moje miasto rodzinne to Apatity. Lodu było tam u nas dużo – z rana do wieczora, na odkrytym lodowisku. Jeśli był silny mróz mieliśmy taką taktykę – trochę jeździsz na łyżwach, potem szybko biegniesz do szatni grzać się. I znowu jeździsz.
Dlaczego poszedł Pan tą drogą, a nie zaczął na przykład pić, jak większość ludzi na tych terenach?
Na moim podwórku prawie wszyscy pili. Gdy dorastałem, powoli dochodziło do mnie czym ta cała wódka się kończy. Trzeba trzeźwo patrzeć na świat. Wtedy masz możliwość coś osiągnąć, zarobić pieniądze. Jeśli poszedłbym niewłaściwą drogą, to czy miałbym teraz czwórkę dzieci?
Do Jarosławia przyjechał Pan we wczesnej młodości?
Przyjechałem, gdy miałem 14 lat. Sam, bez rodziców. Po pięciu latach przeprowadzili się do mnie.
Jak można dać sobie radę samemu w takim wieku?
Tu też jest ważne, czy dobrze wybierzesz. Koledzy ze sportowego internatu, którzy na noc wychodzili się bawić, nie rozumieli mnie. Można powiedzieć, że odnosili się do mnie jak do odszczepieńca. Ale ja wiedziałem, że nikomu nie trzeba nic udowadniać i objaśniać. I wiedziałem, czym zakończy się ich hokej po takich wypadach: niczym.
I tak się stało?
Oczywiście. A ja od razu zdecydowałem – mam cel, więc trzeba zlikwidować wszystko, co przeszkadza w jego osiągnięciu.
Rodzice przysyłali Panu pieniądze?
Przysyłali, ale w internacie dzieliliśmy je na wszystkich. Bo komuś tam rodzice nie przysyłali. Ale źle było dopiero gdy główna drużyna wyjeżdżała z bazy.
Dlaczego?
Kiedy drużyna była na miejscu, karmili wszystkie roczniki. Kiedy wyjeżdżała – jedliśmy śmietanę z lodówki albo kupowaliśmy zupkę w opakowaniu i przygotowywaliśmy w pięciu.
Kto powinien zrobić karierę, a nie zrobił?
Był jeden zawodnik, trenował z Mozjakinym. Wydawał się lepszy od Mozjakina.
Dlaczego nie zrobił kariery?
Pewnie miał inne, ważniejsze sprawy.
Komentarze