Napastnik Dworów Unii w serii rzutów karnych dwa razy w odstępie kilku minut pokonał bramkarza Wojasa Podhala, zapewniając oświęcimianom wygraną w pierwszej potyczce tegorocznego finału play off.Dosyć loterii
O tym, że jest to najwyższa próba nerwów, świadczy fakt, że po pierwszej remisowej serii w boksie oświęcimskim gorączkowo wówczas poszukiwano kandydata do wykonania następnego karnego. Padło w końcu na Leszka Laszkiewicza, a ten nie zawiódł. Kibice Dworów odetchnęli, podobnie jak sam strzelec.
- Nie zmieniam jednak zdania, że karne to zupełna loteria, szczególnie po zakończeniu spotkania, gdy wiadomo, jak wygląda tafla po kilkudziesięciu minutach gry. Krążek może w każdej chwili odskoczyć, czego z trybun nawet nie widać. W tamtym spotkaniu wykorzystałem obie szanse, ale nie ma żadnej gwarancji, że gdybym jeszcze raz miał ruszyć z krążkiem ze środka tafli na bramkę przeciwnika, to padłby gol. Dlatego mam nadzieję, że więcej takich loterii już w finałowych konfrontacjach nie będzie. Z drugiej strony wszystkie dotychczasowe spotkania finałowe toczą się na styku i na takie rozwiązanie trzeba być przygotowanym - mówi napastnik Dworów.
Nie ukrywa, że ma nadzieję strzelić dzisiaj bramki, które w regulaminowym czasie zapewnią oświęcimskiej drużynie trzecie zwycięstwo i przybliżą do kolejnego tytułu mistrzowskiego.
- Najważniejsza jednak będzie dyscyplina na lodzie i taktyka. We wtorkowym spotkaniu okazało się, co daje konsekwentne trzymanie się ustalonych założeń. W ten sposób musimy grać dalej, bo wtorkowa wygrana, poza tym, że podbudowała nas psychicznie, niczego jeszcze nie przesądziła. Nie możemy osiąść na laurach, do każdego spotkania trzeba przystępować, jakby był to mecz decydujący i powinniśmy zapomnieć, że prowadzimy w play off 2-1. Aby cieszyć się z tytułu musimy wygrać 4 spotkania - podkreśla Leszek Laszkiewicz, który nie wyklucza żadnego scenariusza w dalszej rywalizacji, ale jest przekonany, że to Dwory postawią kropkę nad "i".
Przypomina, że już podczas półfinału z GKS Tychy było wielu takich, którzy wieszczyli detronizację aktualnego mistrza Polski. Miał to zrobić już GKS, a w ostateczności Podhale. - To było faktycznie denerwujące, ale na nas wpływało mobilizująco, wbrew zapewne oczekiwaniom autorów tych opinii. Inna sprawa, że Tychy były bardzo trudnym rywalem i przyznam, że osobiście zaskoczyły mnie silnym oporem. Najwyraźniej jednak trafili z formą na play off, w tym szczególnie bramkarz, o czym świadczą ich wyniki w meczach o 3 miejsce - zaznacza Laszkiewicz.
Jerzy Zaborski
"Dziennik Polski"
Jerzy Zaborski
Czytaj także: