Hokej.net Logo

Zmarł Bolesław Kolasa

Zmarł Bolesław Kolasa

Z przykrością informujemy, że 16 kwietnia 2007 roku, w wieku 86 lat zmarł Bolesław Kolasa, hokeista Pogoni Lwów, Spartaka Lwów, Wisły Kraków oraz Polonii Bytom, reprezentant Polski, olimpijczyk z Sankt Moritz (1948). W 1951 roku był trenerem drużyny CWKS Warszawa, z którą wywalczył tytuł mistrza Polski. Cztery lata wcześniej, jako zawodnik Wisły Kraków zdobył srebrny medal.

Bolesław Stanisław Kolasa, ur. 25.10.1920, Lwów, syn Karola i Władysławy Budzickiej; zawodnik i trener; napastnik (prawoskrzydłowy) - 170 cm, 68 kg; kluby: Pogoń Lwów (1936-39), Spartak Lwów (1940-41), Wisła Kraków (1946-47), Polonia Bytom (1948-52); olimpijczyk (1948), uczestnik turnieju o MŚ (1947), 9-krotny reprezentant Polski (1947-48), zdobywca 6 goli, debiut w meczu z Belgią (20.02.1947, Praga), wicemistrz Polski (1947), klubowy atak Wisły tworzył wraz z M. Palusem i T. Jasińskim, zawodnik dobrze wyszkolony technicznie, organizator pomysłowych akcji zaczepnych, dysponujący dużą wytrzymałością, wychowanek A. Mauera; trener Legii Warszawa (1951), z którą wywalczył tytuł mistrzowski, trener Polonii Bytom (1950-52, 1967-68), przez kilka lat szkolił także młodzież w tym klubie; odznaczony Złotą Odznaką PZHL (1980); absolwent XI Gimnazjum Ogólnokształcącego we Lwowie, pracownik umysłowy w Zjednoczeniu Budownictwa Mieszkaniowego, od 1981 na emeryturze, żonaty (Stanisława Gacek), córka Małgorzata (1949), mieszkał w Bytomiu. Bolesław Kolasa zmarł 16.04.2007 roku. Został pochowany na Cmentarzu parafialnym przy ul. Powstańców Śląskich w Bytomiu.


Cześć jego pamięci!



Praga - 1947 - Mistrzostwa Świata

Końcowy akt zawieruchy wojennej w Polsce wypadł na okres zimy 1944-45. Oczywiście ten sezon również spisano na straty, mimo że tu i ówdzie ciesząc się z wolności, zaczęto wyciągać sprzęt z lamusa i przypominać sobie, jak to się grało w hokeja.

W sezonie 1945-46 działały już cztery okręgi hokejowe z następującymi klubami: okręg Kraków - Cracovia, Wisła, Legia, KTH, HKS Podhale; okręg Katowice - Siła Giszowiec, Piast Cieszyn, Siemianowiczanka, HKS Szopienice, Orzeł Wełnowiec i Częstochowski KS; okręg Poznań - Lechia, Stella Gniezno i Warta; okręg Łódź - ŁKS i HKS Zgierz.

Nie było więc widać ośrodka warszawskiego, najsilniejszego w okresie międzywojennym, ale przecież Warszawa była doszczętnie zniszczona, a pierwszy mecz na lodowisku Legii zorganizował prof. Paruszewski 14 lutego 1946 roku - w swoje imieniny.

Powołany na nowo do życia w Krakowie PZHL z dr. Boczarem na czele powierzył funkcję kapitana związkowego Wacławowi Kucharowi. Z tych, którzy reprezentowali Polskę na mistrzostwach przed wojną znaleźli się Maciejko, Sokołowski, Kasprzycki i Wołkowski. Niestety nie udało się włączyć do drużyny Adama Kowalskiego i Marchewczyka, co bardzo by wzmocniło zespół. Wśród młodych, którzy weszli do reprezentacji był Mieczysław Palus, zawodnik któremu już przed wojną wróżono olbrzymią karierę. Obok niego równie zdolny Stefan Csorich, który był jednak w tym dobrym położeniu, że będąc internowanym w Szwajcarii nie próżnował, lecz grał w HC Chur, a następnie w Montchoisi, a po przejściu do Anglii w Dundee i Falkirk. Jako wyróżniający się hokeista grał w All London Stars przeciwko Scotish Canadiens. Tamże w Anglii grali jeszcze po wojnie Krygier i Sabiński.

Poza dwoma wymienionymi Palusem i Csorichem, pojawili się ponadto dwaj, których nie można pominąć, jako że długo jeszcze byli podporą reprezentacji Polski - Hilary Skarżyński i Henryk Bromowicz (Bromer).

Przed przyjazdem do Pragi reprezentacja Polski zatrzymała się na czas jakiś w Budziejowicach, gdzie trenowała, rozgrywała sparringowe mecze, a jej trenerem - pierwszym po wojnie, był stary znajomy "Pepiczek" Maleček. Zgrupowanie takie było oczywiście za krótkie, aby odrobić zaległości wieloletnie i jeszcze w dodatku zgrać drużynę, która się dopiero poznawała.

Na pierwsze Mistrzostwa po wojnie zjechało się 8 zespołów, tym razem bez "etatowego" mistrza Kanady, ale z zespołem USA. Praga nie była zniszczona przez wojnę, toteż Polacy z zazdrością patrzyli na pięknie ustrojone z racji Mistrzostw ulice, na zachowane stare zabytki.

Na Zimnym Stadionie, tym samym gdzie już się odbywały mistrzostwa, przygotowano wszystko na wysoki połysk. Drużyna gospodarzy była bardzo silna, a jej formacją nr 1 była trójka napadu Troják - Zábrodský - Konopásek.

Skończyły się już wreszcie rządy prezesa LIHG Belga Loicqa, a jego fotel zajął Szwajcar Kraatz.

Ten pierwszy mistrzowski i równocześnie oficjalny mecz międzypaństwowy po wojnie zagrali Polacy dnia 14 lutego z Austrią, która była przed wojną tradycyjnym przeciwnikiem Polski i której drużyny klubowe z WEV na czele przyjeżdżały stale na turnieje krynickie. Mecz pokazał od razu jak wielka przepaść wytworzyła się między naszym zespołem a europejską czołówką.

Mecz przegrała Polska 2:10, trzymając się jako tako w pierwszych dwu tercjach (1:3 i 1:2), przy czym obie bramki strzelił debiutant Skarżyński. Jego też Austriacy najbardziej pilnowali, cóż kiedy w trzeciej tercji zabrakło kondycji, "pękł worek" i Austriacy strzelili nam 5 bramek. Byłoby ich więcej gdyby nie dzielny Maciejko. Ten okres gry nazwali później sami Polacy obroną Częstochowy, a w związku z tym Jan Maciejko przemianowany został na "przeora Kordeckiego".

Następnego dnia Polska rozprawiła się gładko z Rumunią 6:0. Bohaterem w tym meczu był Csorich, który wpisał się trzy razy na listę strzelców. Jednym z kandydatów na mistrza była Szwecja. I oto początek spotkania z Polską zapowiadał się rewelacyjnie. Polacy prowadzili 2:0, potem jednak opadli z sił i przegrali 3:5. I znów 2 bramki strzelił Skarżyński, a trzecią Palus.

Prasa niezwykle wychwalała biało-czerwonych za wspaniałą postawę, a w czasie meczu widownia skandowała "Polsko! Polsko!". No cóż - gdyby Polakom udało się w tym meczu bodaj zremisować, wtedy Czechosłowacy mieliby łatwiejszą drogę do tytułu.

Mecz ze Skandynawami kosztował polskich hokeistów wiele sił, nic też dziwnego, że kiedy następnego dnia wyszli oni na spotkanie z gospodarzami, ci bawili się z nimi jak kot z myszką i wygrali aż 12:0. Była to zapowiedź następnych wysokich porażek, jakie mieli Polacy ponosić przez wiele wiele lat od swych południowych sąsiadów.

Małą pociechą w tej sytuacji było zdecydowane zwycięstwo nad Belgią (11:1) i niska przegrana z USA (2:3), gdyż na zakończenie przyszła znów klęska, tym razem w meczu ze Szwajcarami 3:9.

W efekcie Polska zajęła szóste miejsce dystansując tylko Rumunię i Belgię, zdecydowanych outsiderów Mistrzostw.

W walce o tytuł mistrza świata pomogła Czechosłowacji Austria. Oto CSR przegrała ze Szwecją 1:2, ale Szwecja, po remisie ze Szwajcarią uległa Austriakom 1:2. Słaba była drużyna USA, która na tym samym lodowisku przed wojną omal nie zdobyła tytułu mistrza świata.

Dużą popularnością wśród gospodarzy cieszył się znany tu sprzed wojny Jędrek Wołkowski - "pożeracz serc niewieścich". Jeden z hokeistów czeskich spytał nawet naszego napastnika:

- Jędrek, jak ty to robisz, że prowadzisz krążek i równocześnie zerkasz po trybunach wyszukując ładnych dziewcząt?

- A to taki mój trik dla zmylenia przeciwnika - padła odpowiedź.

Wyposażenie polskich hokeistów było bardzo mizerne. Przed turniejem mistrzowskim poratowali ich trochę Czechosłowacy, ale kije pękały, łyżwy się psuły (niektóre jeszcze sprzed wojny), trzeba było więc braki uzupełniać. Najwięcej korzystano ze świetnego sprzętu szwajcarskiego. I ten zwyczaj "rozbierania" (oczywiście odpłatnego) drużyn zagranicznych jest jeszcze często do dziś stosowany.

St. Moritz - 1948 - Olimpiada

Kierownictwo PZHL i w ogóle polskiego sportu zdawało sobie sprawę, że kiedy na Igrzyska Olimpijskie zjedzie się sporo drużyn, to oczywiście Polacy będą mieli jeszcze mniej do powiedzenia niż w poprzednim roku w Pradze. Ale Olimpiada ma swoją pozasportową wymowę. Obecność reprezentacji kraju jest w pewnym stopniu potwierdzeniem nie tylko sportowej pozycji wśród narodów świata. A przecież Polsce, po buńczucznych oświadczeniach Hitlera, że wymaże nasz kraj z mapy Europy - najbardziej zależało na udziale w Igrzyskach.

Postanowiono w tej sytuacji przygotować możliwie starannie reprezentację, w której znaleźli się ponownie Marchewczyk i Adam Kowalski. Bramkarza rezerwowego z Pragi Makutynowicza zastąpił Henryk Przeździecki. Z przedwojennych reprezentantów pojawił się znów Burda, a ponadto włączono trzech debiutantów Eugeniusza Lewackiego, Alfreda Gansińca i Bolesława Kolasę. Natomiast zabrakło już Wołkowskiego i Sokołowskiego.

Pierwsze przetarcie nastąpiło w Czechosłowacji, gdzie Polacy przegrali z AC Stadion aż 2:14, a potem wygrali z Budziejowicami 6:4. To znów potwierdziło ową przepaść poziomów między hokejem naszym a czechosłowackim.

Kolejno polska wzięła udział w turnieju w Lozannie, zajmując tam drugie miejsce za Anglią, z którą przegrała 4:10 (w czasie meczu został kontuzjowany Maciejko), a dystansując dwa szwajcarskie kluby.

Na dzień przed uroczystym otwarciem Olimpiady omal nie doszło do rozłamu między MKOl a LIHG. Oto Międzynarodowy Komitet Olimpijski nie chciał dopuścić do turnieju drużyn Kanady i USA, kwestionując amatorski status wielu zaoceanicznych hokeistów. LIHG zagroziła przeniesieniem turnieju hokejowego, jako mistrzostw świata do Davos. Mediatorem, a raczej tym, który dyktował warunki okazał się Komitet Organizacyjny Igrzysk Olimpijskich. Szwajcarzy powiedzieli, że nie na to ponieśli tyle wydatków na przygotowania do Igrzysk, aby im ktoś nagle rozbijał imprezę pozbawiając dochodów. Na organizatorów wielki wpływ mieli również właściciele hoteli w St. Moritz, tak że w końcu MKOl z Avery Brundage'm na czele musiał skapitulować przed argumentami nie mającymi nic wspólnego z ideą olimpijską.

Okazało się, że na Olimpiadę przyjechało tylko 9 drużyn, a więc zaledwie o jedną więcej niż w roku 1947. Zdecydowano więc turniej systemem gier każdy z każdym. Polska rozpoczęła boje rewelacyjnie, biorąc pełen rewanż nad Austrią (7:5) za porażkę roku poprzedniego (2:10).

Mecz zaczął się niepomyślnie, bo Austriacy prowadzili po pierwszej tercji 2:0 i strzelili w drugiej również dwa gole, ale w tym okresie gry Polska zdobyła aż cztery bramki. Kiedy drużyny wychodziły na lód do decydującej walki w trzeciej tercji wynik brzmiał 4:4. Początkowo gra była wyrównana i każda z drużyn zmuszała bramkarza przeciwników do jednej kapitulacji. Było już 5:5. Przy końcu nastąpił zryw Polaków, którzy strzelili dwa gole i wygrali mecz 7:5. Strzelcami bramek w tym pełnym napięcia i ofiarności meczu byli: debiutant Alfred Gansiniec - 2, który jak taran parł do przodu, rozbijając swą szybkością i wagą wszelkie przeciwności; po jednej bramce zdobyli Csorich, Palus, Skarżyński, Burda, Marchewczyk.

Następnego dnia, 31 stycznia, Amerykanie urządzili sobie przed naszą bramką poligon strzelecki zdobywając aż 23 gole! Polacy odwdzięczyli się tylko 4 razy. Szczególnie dotkliwa była druga tercja, kiedy Maciejko puścił 9 goli. Było to jednak przyczyną licznych kar, jakie Polacy odsiadywali za "oddawanie". Prowokatorzy natomiast mniej spędzali czasu poza bandą. Zresztą nie po raz pierwszy na mistrzostwach świata sędziowanie nie było - delikatnie mówiąc - poprawne.

W tym turnieju Polacy wygrali jeszcze tylko jeden mecz - z Włochami 13:7, natomiast przegrali wysoko z CSR 1:13, Kanadą 0:15, Anglią 2:7, Szwajcarią 0:14 i Szwecją 2:13. Ostatecznie zajęli siódme miejsce, wyprzedzając tylko Austrię i Włochy, zdobywając 29 bramek a tracąc aż 97!

Mistrz i wicemistrz olimpijski Kanada i CSR miały tę samą ilość punktów, bo mecz między tymi zespołami zakończył się bezbramkowym remisem, ale Kanadyjczycy choć strzelili tylko 69 bramek, stracili ich zaledwie 5, podczas gdy u Czechosłowaków ten stosunek wynosił 80:18. Mistrzem została więc Kanada.

Na żadnej do tej pory Olimpiadzie nie było tak komercjalnego stosunku do imprezy, jak to miało miejsce w 1948 roku w St. Moritz. Nie dbano tam o bohaterów igrzysk - olimpijczyków, a zajmowano się tylko turystami, szczególnie tymi z Ameryki. Szwajcarom zależało na propagandzie ich zimowisk. Prasa norweska nazwała tę olimpiadę zimową (i pod taką nazwą przeszła ona do historii) - "olimpiadą hotelową".

Hokeiści amerykańscy zaskoczyli wszystkich swoich przeciwników tym, że smarowali sobie na czarno miejsca pod oczami, aby światło znad lodowiska nie odbijało się i nie raziło ich w oczy. Wyglądali więc jak "diabły".

Kierownictwo polskiego hokeja oceniło, że drużyna roku 1948 była słabsza od poprzedniej. Nic też dziwnego, bowiem w czasie turnieju eksperymentowano różne ustawienia wykorzystując na przykład w niektórych meczach na obronie napastników Csoricha i Gansińca.

Źródło: Śladem hokejowego krążka - Witold Domański

Sport i Turystyka * Warszawa 1976


1947 - Powrót do międzynarodowego hokeja


Tuż po mistrzostwach kraju rozpoczęto przygotowania do startu w pierwszych powojennych MŚ w Pradze (15-30 lutego). Po siedmiu latach przerwy Polacy wracali do międzynarodowego hokeja. Kapitanem związkowym odpowiedzialnym za powołanie kadry narodowej był Wacław Kuchar, któremu pomagał znany czechosłowacki internacjonał, jeden z najlepszych hokeistów Europy w okresie międzywojennym - Josef Maleček. Kierownikiem drużyny był prezes PZHL - dr Mieczysław Boczar. Skład naszej reprezentacji przedstawiał się następująco: bramkarze - Maciejko i Makutynowicz, obrońcy - Brommer, Czyżewski, Kasprzycki i Sokołowski, napastnicy - Wołkowski, Palus, Skarżyński, Csorich, Dolewski, Jasiński, Gansiniec, Kolasa i Ziaja. Na zgrupowaniu w Czechosłowacji z drużyną trenowali jeszcze: ślązak Przybyłko i były lwowianin Peter, ale do turnieju nie zostali zgłoszeni. Do ostatniej chwili kierownictwo ekipy czekało na ewentualny przyjazd Ursonia i Marchewczyka, ale nie doszedł on do skutku. W spotkaniach sparingowych polski zespół pokonał DSK Trzebnica 8:2 i DSK Tabor 5:1 oraz zremisował z drużyną AC Stadion Czeskie Budziejowice 8:8. W tym ostatnim meczu słynny Maleček (niemal 44-latek!) wszedł na lód i pomógł swoim rodakom w wywalczeniu remisu. Mistrzowski turniej w Pradze Polacy rozpoczęli od porażki z Austrią 2:10. Po dwóch niezłych tercjach i golach Hilarego Skarżyńskiego w trzeciej tercji naszym hokeistom wyraźnie zabrakło kondycji i ograniczyli się do obrony. W kolejnych spotkaniach drużyna polska odniosła łatwe zwycięstwo nad Rumunią (trzy gole Csoricha) i po dobrym meczu uległa Szwecji 3:5, prowadząc już 2:0. Niestety, znów dały o sobie znać braki kondycyjne. W meczu z gospodarzami turnieju, Czechosłowacją nie mieliśmy nic do powiedzenia i przegraliśmy 0:12. Bardziej udane były dalsze występy biało-czerwonych. Polacy wysoko wygrali z Belgią 11:1 (po trzy bramki Skarżyńskiego i Kolasy) i nieznacznie przegrali z USA 2:3. W ostatnim swym meczu nasza reprezentacja uległa Szwajcarii 3:9 zajmując ostatecznie szóste miejsce. Strzelcem dwóch bramek dla Polski był Tomasz Jasiński, jednego i ostatniego gola w reprezentacyjnej karierze zdobył wielce zasłużony dla polskiego hokeja gracz "pożeracz niewieścich serc" - Andrzej Wołkowski. W swej publikacji "W pogoni za krążkiem" napisał on później, że "...Doskonałe wyniki z tak renomowanymi drużynami zawdzięczaliśmy rutynie, mądrej taktyce, a nade wszystko ambicji. Nie dopisała natomiast kondycja. Na praskim lodowisku przyjmowano nas z aplauzem; polski hokej wyrobił sobie w Europie dobrą markę". Ku wielkiej radości miejscowych kibiców, mimo porażki ze Szwecją, tytuł mistrza świata wywalczyli Czechosłowacy.

1948 - Olimpiada w St. Moritz


Pierwszym sprawdzianem formy naszej drużyny narodowej były towarzyskie mecze na terenie Czechosłowacji. Polacy doznali dotkliwej porażki 2:14 z AC Stadion i pokonali Slavię Czeskie Budziejowice 6:4. Kolejną próbą był turniej w Lozannie, gdzie nasi hokeiści najpierw zremisowali 3:3 z HC Berno i wygrali z Monchoissi 6:5, a następnie ulegli Wielkiej Brytanii 4:10. Ten ostatni mecz okupiony został kontuzją bramkarza Maciejki. Trener Zbigniew Kasprzak i kierownik drużyny Henryk Czarnik zabrali do Szwajcarii 17 zawodników. Byli to: bramkarze - Maciejko i Przeździecki, obrońcy - Kasprzycki, Więcek, Brommer i Kowalski oraz napastnicy - Gansiniec, Burda, Csorich, Jasiński, Kolasa, Lewacki, Marchewczyk, Palus, Ziaja, Skarżyński i Ginter, który w ostatniej chwili pojechał w miejsce Dolewskiego. Ekipa polska udała się do St. Moritz na koszt organizatorów. Skromne fundusze nie pozwoliły na zakup reprezentacyjnych strojów dla całej drużyny, dlatego w uroczystości otwarcia igrzysk uczestniczyło tylko trzech narciarzy. W turnieju hokejowym wystartowało 9 zespołów i grano systemem każdy z każdym. Polacy rozpoczęli znakomicie zwyciężając Austriaków 7:5. Był to więc udany rewanż za ubiegłoroczną porażkę na Mistrzostwach Świata w Pradze. Po chwilowej euforii przyszły jednak trzy ciężkie przegrane z USA 4:23, Czechosłowacją 1:13 i Kanadą 0:15. W tym ostatnim meczu, wiedząc o wcześniejszej kontuzji Henryka Przeździeckiego, Kanadyjczycy świadomie faulowali Maciejkę i doszło do sytuacji, w której do bramki musiał wejść grający na pozycji obrońcy Adam Kowalski. Naszych hokeistów stać było jeszcze na zryw w spotkaniu z Włochami. Polacy zaaplikowali przeciwnikom aż trzynaście goli tracąc siedem. Po trzy gole zdobyli w tym meczu Skarżyński i Gansiniec, a po dwa trafienia zaliczyli Jasiński i Kolasa. Mimo ambitnej postawy Polaków w pozostałych spotkaniach punkty zdobywali rywale. Kolejno przegraliśmy z Wielką Brytanią 2:7, Szwajcarią 0:14 i Szwecją 2:13. W klasyfikacji końcowej nasi hokeiści zajęli 6 miejsce, zdobywając jedyny dla Polski punkt w nieoficjalnej punktacji igrzysk. Występ ten trzeba ocenić pozytywnie, bo w warunkach braku środków finansowych na dłuższe zgrupowanie treningowe, zespół ten nie był w stanie konkurować z najlepszymi. Ustępowaliśmy im przede wszystkim umiejętnościami i dojrzałością taktyczną. Dużo do życzenia pozostawiała praca trenerów. Ciągłe roszady w składzie całej drużyny i poszczególnych jej formacji nie sprzyjały tym razem w osiąganiu dobrych rezultatów. Funkcję sędziego w turnieju olimpijskim pełnił były reprezentacyjny obrońca - krakowianin Władysław Michalik.

Źródło: Historia Polskiego Hokeja - Władysław Zieleśkiewicz

Krynica-Zdrój 2006

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe