To pewnie jeden z najdziwniejszych zwycięskich goli, jakie można sobie wyobrazić w ostatniej minucie meczu. Kuriozalna sekwencja zdarzeń dała ostatniej nocy wygraną mistrzom NHL.
Zespół Florida Panthers do 59. minuty prowadził w Bostonie z Bruins 3:2, gdy gospodarze wycofali z bramki Jeremy'ego Swaymana, by doprowadzić do remisu.
Efekt został osiągnięty, bo dokładnie na 91 sekund przed końcem trzeciej odsłony Morgan Geekie trafił do bramki rywali i wyrównał na 3:3. Wydawało się, że uratował punkt, ale kluczowe zdarzenie spotkania miało dopiero nadejść.
Panthers ruszyli do ataku i Carter Verhaeghe oddał strzał, który trafił w słupek. Krążek wyszedł w pole, a nadjeżdżający gracz Bruins Andrew Peeke chciał go wybić jak najdalej. Tyle że nie trafił w "gumę", a ta odbiła się od jego nogi i wróciła wprost do bramki Bruins.
Ten kuriozalny gol dał "Panterom" z Sunrise prowadzenie 4:3 na 26 sekund przed końcem trzeciej odsłony. I - jak się okazało - przesądził o ich zwycięstwie, bo tym razem graczom Bruins nie udało się wyrównać, co oznacza, że ponieśli już 5. porażkę z rzędu.
Decydujący gol trafił na indywidualne konto Verhaeghe'ego, a przed nim dla obrońców tytułu strzelali: Mackie Samoskevich, A.J. Greer i Eetu Luostarinen.
- Trudno to przełknąć. Walczyliśmy przez ostatnie 20 minut, żeby wrócić do gry i myślę, że zasłużyliśmy na lepszy los przez to, jak graliśmy - mówił po spotkaniu Geekie, którego wyrównujący gol z przedostatniej minuty na niewiele się zdał. - To jedna z tych rzeczy, do której opisania brakuje ci słów. Taki jest czasem hokej.
A Andrew Peeke nie po raz pierwszy w NHL trafił do własnej bramki. Wielu kibiców pamięta jego "samobója" z 2022 roku, gdy jako zawodnik Columbus Blue Jackets idealnie wykończył podanie rywala wzdłuż linii bramkowej podczas meczu z Calgary Flames. Chcąc wybić krążek za bramkę zaskoczył własnego bramkarza.
Ostatniej nocy w Bostonie wszystkie zdarzenia zostały jednak przyćmione przez powrót do tego miasta Brada Marchanda. Kontrowersyjny gwiazdor zagrał w barwach Panthers przeciwko Bruins na ich terenie po raz pierwszy po transferze z ubiegłego sezonu, który umożliwił mu zdobycie drugiego w karierze pucharu Stanleya.
Marchand grał dla "Niedźwiedzi" przez 16 sezonów, w trakcie których wystąpił w 1 090 spotkaniach rozgrywek zasadniczych i zdobył 976 punktów, a w 2011 roku sięgnął po puchar Stanleya.
Ostatniej nocy były klub oddał mu hołd, prezentując w przerwie spotkania na telebimie film z jego najlepszymi momentami w barwach bostońskiej ekipy, a kibice nagrodzili go owacją na stojąco. Najczęściej karany dyscyplinarnie hokeista w historii NHL obserwował to wszystko ze łzami w oczach.
- Wiedziałem, że tak mnie to trafi. Jestem wdzięczny za ten moment i bardzo doceniam to, co Bruins zrobili oraz miłość i wsparcie, które fani mi okazali. Nie tylko dziś, ale przez całą moją karierę tu. Zawsze kochałem zakładać tę bluzę i grać tutaj całym sercem. To miasto ciężko pracujących ludzi, którzy to doceniają. Kocham tych kibiców, są wyjątkowi. To niesamowita grupa - skomentował.
Marchand przeciwko swojej byłej drużynie zaliczył 2 asysty i po meczu został wybrany jego pierwszą gwiazdą.
Wyniki wtorkowych meczów NHL:
Toronto Maple Leafs - New Jersey Devils 2:5
Ottawa Senators - Edmonton Oilers 2:3d.
New York Islanders - San Jose Sharks 4:3
Pittsburgh Penguins - Vancouver Canucks 5:1
Washington Capitals - Seattle Kraken 4:1
Boston Bruins - Florida Panthers 3:4
St. Louis Blues - Los Angeles Kings 1:2d.
Nashville Predators - Anaheim Ducks 2:5
Dallas Stars - Columbus Blue Jackets 1:5
Utah Mammoth - Colorado Avalanche 3:4d.
Czytaj także: