Nie milkną echa wydarzeń 4. minuty spotkania pomiędzy JKH GKS-em Jastrzębie a GKS-em Tychy. Trafiony w twarz kijem Samuel
Petráš uskarżając się na problemy w widzeniem trafił do szpitala, a arbitrzy choć analizowali materiał na którym ewidentnie było widać moment uderzenia kijem nie nałożyli żadnego wykluczenia. Jak się okazuje arbitrzy nie każde uchybienie z lodowej tafli mogą wyprostować analizą materiału wideo, co w materiałach szkoleniowych wskazywał właśnie rozjemca piątkowego spotkania - Bartosz Kaczmarek.
Kolejne spotkanie serii play-off dostarczyło kontrowersji dotyczących decyzji sędziowskich. Tym razem arbitrzy na szali swoich decyzji położyli jednak nie kwestię uznania bramki, lecz poważnej kontuzji zawodnika. Czwarty mecz pomiędzy JKH GKS-em Jastrzębie a GKS-em Tychy miał niezwykły ciężar gatunkowy w kontekście dalszych losów rywalizacji. Jastrzębianie po dwóch wyjazdowych porażkach, zdołali odnieść przed własną publicznością kontaktowe zwycięstwo. Tak więc od wyniku piątkowego spotkania miało zależeć czy tyszanie będą od krok od finału, czy też rywalizacja rozpocznie się od nowa. Rozjemcami meczu numer cztery byli Bartosz Kaczmarek oraz Przemysław Gabryszak wspomagani na liniach przez Michała Gernego i Sławomira Szachniewicza.
Największe kontrowersje przyniosły wydarzenia 4. minuty. Martin Kasperlík z krążkiem na kiju objeżdża bramkę Tomáša Fučíka i odwracając się z próbuje oddać strzał na bramkę rywala, który jednak zostaje zablokowany przez rywala. Za swoim partnerem z zespołu porusza się Samuel Petráš, którego kryje Filip Komorski. W momencie wykonywania przez Petráša najazdu Komorski wykonuje ruch, który wygląda jakby chciał słowackiemu napastnikowi podbić kij. Sęk w tym, że Petráš nie trzyma swojego kija na lodzie i kapitan tyszan trafia rywala prosto w twarz.
Słowacki napastnik pada na lód łapiąc się za twarz, wyraźnie sygnalizując, że mamy do czynienia z poważnym urazem. Po chwili, gdy gospodarza przejmują krążek po kontrze GKS-u Tychy arbitrzy przerywają grą. Napastnik JKH GKS-u z pomocą klubowego lekarza opuścił lodową taflę, a sędziowie podejmują decyzję o analizie wideo.
Na każdej z odtwarzanych powtórek wyraźnie widać moment uderzenia kijem przez Filipa Komorskiego, to sędzia Kaczmarek wyjeżdżając na lód szerokim rozłożeniem ramion sygnalizuje brak wykluczenia. Choć taka decyzja arbitrów może wydawać się absurdalna w kontekście jednoznacznego trafieniem kijem w twarz Petráša, to okazuje się, że na tym etapie sędziowie mieli ograniczone pole manewru. Przede wszystkim arbitrzy nie mogli poprawić błędu popełnionego na tafli kolejnym błędem.
Nie ulega żadnej wątpliwości, że nie wyłapanie przez sędziów przewinienia Filipa Komorskiego jest uchybieniem. Jeżeli jednak sędziowie przeoczyli faul, to nie mogą wykorzystywać w takim przypadku systemu wideo analizy. W specjalnie przygotowanej na tę okoliczność prezentacji pisał... Bartosz Kaczmarek.
– Jeżeli sędzia nie podjął decyzji o nałożeniu kary w momencie wykroczenia, to analiza wideo nie służy do tego, żeby wrócić do wcześniejszego zdarzenia i na tej podstawie nałożyć karę – czytamy w prezentacji przygotowanej przez Bartosza Kaczmarka.
W tej sytuacji arbitrzy posiłkując się analizą wideo korzystali więc z jednego z trzech przypadków, dotyczącego potencjalnej kary większej:
Analiza kary większej zarówno tej nałożonej, jak i potencjalnej. W tym wypadku po analizie materiału wideo arbitrzy orzekną czy za określone przewinienie karę większą należy podtrzymać, zmniejszyć ją do dwóch minut lub całkowicie anulować.
Oglądając zapis wideo należy podkreślić, że ciężko przypisać Filipowi Komorskiemu chęć trafienia rywala w twarz. bądź wyrządzenia mu krzywdy. Wydaje się, że kapitan tyszan podczas rutynowej próby podbicia kija nie dostrzegł, że Petráš nie trzyma swojego kija na lodzie. Niestety wydarzenia potoczyły się na tyle niefortunnie, że napastnik JKH GKS-u został trafiony kijem w oko, co zakończyło się dla niego wizytą w szpitalu i odczuwalnym problemem z widzeniem w kontuzjowanym oku. Jednak jeżeli arbitrzy nie dostrzegli przesłanek do nałożenia kary większej nie mogli już w tym momencie wykluczyć Filipa Komorskiego z gry dwuminutową karą.
Czytaj także: