- Staram się uzbroić w cierpliwość. Wyeksportowałem się z Warszawy na południe Polski, tutaj mam dom, ogródek, swoją siłownię, więc na pewno jest mi dużo łatwiej przetrwać. W ogrodzie mogę stacjonarnie poćwiczyć krótką grę w golfa, w zasadzie mogę tylko pomachać kijem, bo pola golfowe także są zamknięte - mówi w rozmowie z Interią były reprezentant Polski w hokeju na lodzie, przed laty występujący w najlepszej hokejowej lidze świata NHL, Mariusz Czerkawski.
Zbigniew Czyż, Interia: Panie Mariuszu, jak u pana przebiega kwarantanna?
Mariusz Czerkawski: - Wyjechałem właśnie na południe Polski. Szkoda, że mimo iż czasu jest teraz trochę więcej, to nie można się za bardzo widywać z rodziną, mam na myśli babcię, ciotkę, teraz chętnie bym się do nich wybrał, ale nie chcę ryzykować.
A święta jak pan spędzi?
- Raczej samotnie, nie chcę się na siłę z nikim spotykać. Generalnie czuję teraz taki dyskomfort wchodząc chociażby do sklepu, czy na stację benzynową. Oglądamy newsy, wiemy co się dzieje, więc święta przy stole rodzinnym, pełnym osób byłoby jakoś tak nienaturalnie. Nawet jeśli zdecydowana większość z nas w kraju jest zdrowa, to powinniśmy jeszcze te kilka tygodni w kwarantannie wytrzymać.
Polska Hokej Liga zdecydowała się zakończyć rozgrywki w trakcie fazy play-off, to była chyba właściwie jedyna słuszna decyzja?
- Zdecydowanie tak, Polski Związek Hokeja na Lodzie zawiesił rozgrywki chyba jako pierwszy związek sportowy w naszym kraju. Za decyzją PHL poszły zawieszenia i zakończenia rozgrywek w innych dyscyplinach. My mieliśmy tylko półfinały i finały do dogrania, więc na pewno była to mądra decyzja. Co prawda był jeszcze ewentualnie plan zakończenia sezonu w jednym turnieju złożonym z czterech zespołów, ale to nie byłoby zbyt sprawiedliwe, właściwie jeden, czy dwa mecze w takich warunkach decydowałyby o mistrzostwie. Nie było większych protestów, zresztą GKS Tychy wygrał fazę zasadniczą, w play-offach doszli do półfinałów więc tytuł wywalczyli moim zdaniem zasłużenie.
Polskie kluby hokejowe nie należą do krezusów, jeszcze przed pandemią niektóre z nich czasami wiązały koniec z końcem, nie obawia się, że wkrótce może być naprawdę źle?
- Generalnie cała sytuacja nie pozwala jakoś bardzo optymistycznie patrzeć w przyszłość, na sprawy finansowe klubów pod względem zatrudnienia i utrzymania się na powierzchni. Hokej nigdy nie miał wielu sponsorów, nigdy nie był jakoś bardzo zabezpieczony chociażby poprzez wsparcie ze spółek skarbu państwa, nie mieliśmy także praktycznie żadnych pieniędzy z tytułu praw telewizyjnych. Teraz będzie jeszcze trudniej znaleźć sponsorów, firmy będą traciły dochody, bardzo trudno będzie namawiać kogoś na wspieranie sportu. Każdy klub będzie miał na pewno problemy, zależy tylko w jakiej skali. Polski Związek Hokeja szukał dotychczas sponsorów praktycznie z eventu na event, więc nie wygląda to za dobrze.
Najczarniejszy scenariusz, czyli nieprzystąpienie niektórych klubów do rozgrywek na jesieni też bierze pan pod uwagę?
- Na razie trudno jeszcze o takie jednoznaczne opinie, bo nie wiemy kiedy i jak o się wszystko skończy, co z dotacjami od samorządów, miast, jakie decyzje będą podejmować ich włodarze. Wszyscy koncentrują się teraz na służbie zdrowia i na tym najważniejszym wsparciu, więc nawet sama kwestia terminu startu nowego sezonu we wrześniu, czy październiku schodzi na dalszy plan. Trzeba będzie poskładać wszystko trochę od nowa, pospinać budżety, zakontraktować zawodników. Dochodzi do tego kwestia gry zawodników z zagranicy, a nie wiadomo, czy granice będą wtedy w ogóle otwarte.
Bardzo prawdopodobne, że po pandemii może dojść do zmiany w hierarchii polskiego hokeja, pozycja niektórych klubów wydawała się być do tej pory w miarę ukształtowana.
- Jest to możliwe, aczkolwiek myślę, że na pewno ludzie, którzy do tej pory zajmowali się hokejem dalej będą to robić w dalszym ciągu, będą sklejać drużyny , szkolić młodzież. Mam nadzieję, ze przede wszystkim lodowiska będą w dalszym ciągu funkcjonować i ci ludzie nie stracą pasji do tego co robią. Nie pamiętam, aby w dwóch ostatnich dekadach w polskich klubach były jakieś mocne budżety, wszystko tworzone było raczej z sezonu na sezon i teraz będzie pewnie podobnie.
Jak pan odbiera decyzję Cracovii, która zaraz po zakończeniu sezonu rozwiązała kontrakty z wieloma zawodnikami?
- Tak to bywa, w Cracovii jest praktycznie jeden główny sponsor, który podjął taką decyzję. Prawie połowa zawodników w tym klubie była graczami kontraktowymi z zagranicy, a granice były dosyć szybko zamykane, więc oni także chcieli szybko wyjechać z Polski. Trudno komentować, czy była to dobra, czy zła decyzja. Zawodnik pewnie chciałby mieć płacone wynagrodzenie jak najdłużej, ale trzeba spojrzeć także na tego kto ma płacić.
W naszej lidze zniesiono limit obcokrajowców, to była dobra decyzja?
- Na pewno chyba każdy kibic zauważył wyższy poziom i dosyć wyrównane rozgrywki. Pytanie, jakie będzie to miało przełożenie na polską młodzież, jak będzie mogła się rozwijać, czy będzie mieć możliwość wejścia do pierwszego składu. Czy ta zmiana na dłuższą metę będzie z korzyścią dla polskiego hokeja? Nie wiem. Wielka sława polskiego hokeja Henryk Gruth zawsze powtarzał, że otwarcie granic nie jest dobrym pomysłem.
W lutym reprezentacja Polski sprawiła bardzo duża niespodziankę wygrywając turniej prekwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w 2022 roku pokonując w Kazachstanie między innymi gospodarzy. Zaskoczyła pana postawa i awans naszych Orłów do dalszej fazy eliminacji?
- Tak, to było niesamowite. I to właśnie z drugiej strony pokazało, że jednak te głosy przeciwne grze w naszej lidze zawodników z zagranicy nie są do końca słuszne. Nasi czołowi hokeiści, którzy grają w PHL potrafią potem zmierzyć się z presją, są do niej bardziej przyzwyczajeni rywalizując na co dzień z graczami o wyższych umiejętnościach. W Kazachstanie świetnie zaprezentował się nasz bramkarz, ale na słowa uznania zasługuje cały zespół, który pokazał, że jesteśmy w stanie rywalizować jak równy z równym z tymi lepszymi zespołami. To z pewnością napawa optymizmem. Ważne, żebyśmy mieli coraz więcej młodych zdolnych zawodników w Centralnej Lidze Juniorów, na zapleczu ekstraklasy, żeby to w dalszym ciągu funkcjonowało i żeby w przyszłości miał kto zastępować tych kończących kariery.
W sierpniu na Słowacji w ostatniej fazie eliminacji do igrzysk w Pekinie mamy zagrać z gospodarzami, Austrią i Białorusią. Poprzeczka będzie już zawieszona naprawdę bardzo wysoko. Czy to, że są przerwy w rozgrywkach, a hokeiści praktycznie nie trenują może spowodować dla naszej reprezentacji jakąś większa szansę?
- Cieszy fakt, że awansowaliśmy do tego turnieju, może będzie szansa nawiązać wyrównaną walkę z tymi wyżej notowanymi zespołami. Myślę, że to co się teraz dzieje w związku z pandemią może mieć w jakimś stopniu znaczenie na przebieg rywalizacji. Ciekaw jestem jakie będą zapadać decyzje, kiedy będzie można wznowić treningi. Nie ma jednak co szukać nadziei w tym, że teraz nikt nie będzie trenował i jak się spotkamy w sierpniu to nagle będziemy mieć większe szanse, tym bardziej, że na Białorusi grano w hokeja najdłużej, nie wiadomo, czy oni tam teraz nie trenują, a jeśli tak to właśnie oni będą mieć największe szanse.
Ewentualne wywalczenie awansu przez Polaków byłoby chyba prawdziwą sensacją.
- Na pewno byłaby to genialna sprawa, porównywalna chyba do zwycięstwa naszej reprezentacji nad ZSSR w 1976 roku, mimo późniejszego spadku z grupy A. Nasi zawodnicy będą mieli okazję zmierzyć się z hokeistami o już naprawdę bardzo dużych umiejętnościach. Nawiązanie walki, zagranie jak równy z równym z tymi zespołami będzie naprawdę dużym sukcesem.
Rozmawiał: Zbigniew Czyż
Czytaj także: