Wczoraj 12 maja reprezentacja Polski po raz pierwszy od 32 lat zmierzyła się ze Szwecją. Biało-czerwoni w swoim drugim meczu na Mistrzostwach Świata Elity w Ostrawie ulegli Szwedom 1:5. My postanowiliśmy podsumować to spotkanie z kapitanem Polski, Krystianem Dziubińskim.
Jedno na pewno trzeba sobie powiedzieć, że nikt z polskim kibiców nie spodziewał się tutaj wygranej. Można było liczyć na walkę i determinację, co udało się właśnie Polakom, którzy niemal do samego końca meczu przegrywali jedynie 1:3.
– Wynik nie jest zły, ale nie lubię, jak mówicie, że nie można było się spodziewać zwycięstwa. My wychodzimy na lód i walczymy o zwycięstwo w każdym meczu, więc nie chcę słyszeć takiego sugerowania. To samo było wczoraj w Polsacie, że nie wierzyliśmy. Zmieńcie narrację tych pytań – mówił nieco poirytowany „Dziubek”.
„Orły” po dwóch tercjach przegrywały zaledwie 0:3, a na początku trzeciej odsłony, nadzieję w serca polskich kibiców wlał Alan Łyszczarczyk, trafiając do siatki zza bramki, nabijając bramkarza.
– Długo utrzymywał się ten korzystny rezultat, jeszcze jak Alan strzelił gola na 3:1, to też nam dało takiego kopa i wtedy też nie wiadomo było, co się wydarzy. Były okazje na 3:2, oczywiście oni mieli ich więcej, ale my na to tak nie patrzymy. Nasz bramkarz świetnie bronił, defensywa dobrze grała. Daliśmy sobie możliwość na koniec tercji przy 3:1 dla Szwedów, żeby coś się zmieniło i ewentualnie jakbyśmy trafili na 3:2, to pewnie ryzykowalibyśmy ściągnięciem bramkarza i taki był pomysł na trzecią tercję. Nawet jak wychodziliśmy przy 3:0, to mówiliśmy sobie, że strzelimy jedną bramkę, potem im coś przeskoczy, zdobędziemy drugą i wtedy będzie OK – zaznaczył polski napastnik.
Okazji do jeszcze korzystniejszego wyniku nie brakowało. Polacy momentami urywali się z groźnymi kontrami, których jednak nie zamieniali na zdobycze bramkowe.
– Zgadza się, brakowało czasami wykończenia. To już kwestie techniczne, brakowało czasami sił. Rywale łapali nas też na długich zmianach, kiedy chciało się jechać do przodu, ale nie było z czego, bo trzeba było jechać się zmienić. Żeby dobrze wejść w akcję trzeba też być świeżym. Statystyki pokazują, że od 15 do 25 sekund po zmianie formacji, wpada najwięcej goli – poinformował Dziubiński.
Biało-czerwoni nieźle radzą sobie na tym turnieju też podczas gier w osłabieniach. Do momentu, gdy we wczorajszym starciu Kamil Górny złapał w końcówce karę 2+2, Polacy prezentowali stuprocentową skuteczność w tym elemencie gry.
– Bardzo dużo pracowaliśmy nad tym przed turniejem, bo wiemy, że to może być kluczowy element meczu z Francją, ale i również w przyszłych meczach, które będą o nasze życie – stwierdził.
Najbliższe spotkanie reprezentacja Polski rozegra w najbliższy wtorek o 20:20, a ich rywalem będzie Francja. Wielce prawdopodobne, że to właśnie zwycięzca tego starcia utrzyma się w najlepszej "szesnastce" globu.
– Chcemy z nimi wygrać, wiemy po co przyjechaliśmy. Chcemy dać sobie możliwość w tej trzeciej tercji w meczu z Francją, być w dobrej pozycji wyjściowej i zakończyć to zwycięstwem. Będziemy mieli potem jeszcze kilka meczów do rozegrania i na pewno urwiemy punkty – zaznaczył Krystian Dziubiński.
– Po to tutaj przyjechaliśmy, żeby się utrzymać, to jest nasz cel. Najważniejsze spotkania są przed nami – zakończył.
Czytaj także: