Hokej.net Logo
PAŹ
8
PAŹ
15

Genialny bramkarz z Torunia. Piękna kariera i smutny koniec patrona "Tor-Toru"

Józef Stogowski / polskihokej.eu
Józef Stogowski / polskihokej.eu

Józef Stogowski był bezapelacyjnie najlepszym polskim golkiperem przedwojnia. Trzy razy grał na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, a w reprezentacji wystąpił aż 70 razy. Do 1939 roku nikt nie zaliczył więcej gier w narodowych barwach.

Nie licząc legendarnego Wacława Kuchara, który został pierwszym triumfatorem plebiscytu "Przeglądu Sportowego" i był człowiekiem wielu sportowych talentów – grał również w hokejowej reprezentacji Polski, choć głównie kojarzony jest z piłką nożną – tylko trzech hokeistów w historii drugiego najstarszego na świecie, po szwedzkim, plebiscytu na najlepszego sportowca wdrapało się do czołowej dziesiątki. W 1927 roku Tadeusz "Ralf" Adamowski zajął 4. miejsce, rok później na 6. pozycji uplasował się Aleksander Tupalski, a w 1928 roku do Top 10 wrócił Adamowski, którego sklasyfikowano na 7. lokacie.

W 1931 roku, po raz ostatni w historii Plebiscytu, w czołowej dziesiątce ujęto przedstawiciela naszej dyscypliny. Zadecydował o tym przede wszystkim znakomity występ tego zawodnika w mistrzostwach świata w Krynicy, gdzie biało-czerwoni zajęli 4. miejsce, a w klasyfikacji mistrzostw Europy uplasowali się na 2. lokacie. Szczególnie pamiętna była na tamtym turnieju nasza wygrana z reprezentacją Szwecji 2:0. Nie byłaby ona możliwa, gdyby nie znakomita postawa naszego bramkarza.

„Miał sporo okazyj do popisania się. Kilkakrotnie uratował on naszą bramkę w wyjątkowo groźnych sytuacjach” – pisał "Przegląd Sportowy" o Józefie Stogowskim, bo o nim mowa, bez wątpienia najlepszym polskim bramkarzu przedwojnia. I jednym z najlepszych w dziejach polskiego hokeja. W reprezentacji Polski występował przez 10 lat, trzy razy bronił barw naszego kraju na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich, grał w Mistrzostwach Świata i Europy. Zaliczył 70 gier w biało-czerwonych barwach. Przed wojną nikt w drużynie narodowej nie zanotował więcej razy.

Początki lekkoatletyczne

Na świat przyszedł jeszcze w XIX wieku w Toruniu, 27 listopada 1899 roku, choć co do miejsca i dokładnej daty urodzenia są pewne niejasności. Można natrafić na informacje, że Stogowski urodził się 16 listopada i nie w grodzie Kopernika, a w Poznaniu. I choć stolica Wielkopolski pojawi się później na ścieżce jego sportowej przygody, to nie ma najmniejszych wątpliwości, że ten ogromnie uzdolniony pod tym względem jegomość od najmłodszych lat, aż do śmierci, związany był najmocniej z Toruniem.

Na pierwsze ślady jego sportowej aktywności natrafiamy w 1917 roku. Wówczas, na Wszechświatowym Zjeździe Sokołów w Warszawie, wystartował na 100 metrów. Miał wtedy uzyskać czas 11,2 sek., a w latach późniejszych biegać nawet 10,8 sek! Niestety po raz kolejny okazuje się, że często w tego typu niezweryfikowanych informacjach, na które natknąć można się w internecie, powielane są wierutne bzdury. Gdyby Stogowski biegał 10,8 sek. na 100 metrów, to byłby poważnym kandydatem do... olimpijskich medali, a w Polsce nie miałby sobie równych. I tak jednak jego oficjalne rekordy życiowe: 11,2 sek. na 100 m. (1927 r.), 24,2 na 200 m. (1925) i 53,4 sek. na 400 m. były w tamtych czasach bardzo dobrymi rezultatami.

A przecież lekkoatletyka nie była ulubionym zajęciem Józefa Stogowskiego. W piłkę nożną zaczynał grać w SC Vistula Thor, jednym z kilku niemieckich klubów, które funkcjonowały w Toruniu, a powstawały jeszcze przed I wojną światową. Zanim jednak jego sportowa kariera rozwinęła się na dobre, na ochotnika zgłosił się do wojska. Był nawet przetrzymywany w Piławie (dzisiejszy Bałtyjsk), nieopodal Królewca, bo Niemcy schwytali go podczas prowadzenia działalności wywiadowczej, ale opuścił areszt po czterech tygodniach. W grudniu 1920 roku został odznaczony Krzyżem Srebrnym Virtuti Militari.

0:15 w Krakowie

Gdy w 1922 roku Józef Stogowski został zawodnikiem Toruńskiego Klubu Sportowego sekcja hokejowa w jeszcze nie istniała. Piłkarska natomiast radziła sobie całkiem nieźle, będąc najlepszym zespołem Klasy A toruńskiego OZPN-u. W 1926 roku TKS, którego nasz bohater był czołowym zawodnikiem, awansował do mistrzostw Polski. W grupie północnej dwie porażki z Polonią Warszawa oznaczały brak awansu do trzyzespołowej grupy finałowej. Co ciekawe na boisku w Toruniu zespół TKS-u wygrał 4:2 i to on powinien zagrać w medale MP, ale Polonia złożyła protest i dostała walkowera, bo w drużynie z Pomorza wystąpił nieuprawniony zawodnik, Henryk Herbstreit, który w meczu strzelił 3 gole.

Pewnym zbiegiem okoliczności jest ponadto fakt, że gole dla Polonii w tamtym spotkaniu strzelali... Aleksander Tupalski i Włodzimierz Krygier, czołowi hokeiści w naszym kraju. Reprezentacja Polski powstała kilka miesięcy wcześniej, a to, że piłkarze grali w hokeja nie było niczym nadzwyczajnym. Losy Stogowskiego, Tupalskiego i Krygiera przetną się później wielokrotnie.

Zanim jednak torunianin zadebiutował w reprezentacji Polski w „hokeju lodowym” zagrał w piłkarskiej ekstraklasie. TKS został zaproszony do pierwszego sezonu ligowego, 1927 (system wiosna-jesień), i ukończył rozgrywki na 10. miejscu. Nigdy później drużyna z tego miasta nie zajęła wyższego miejsca w piłkarskich rozgrywkach w kraju, a o tym, że Józef Stogowski był jej kluczowym graczem, świadczą słowa napisane po... porażce TKS-u w Krakowie. To do dziś historyczne spotkanie, bo Wisła ograła zespół toruński aż 15:0 i jest to najwyższe zwycięstwo, jakie kiedykolwiek padło w rozgrywkach na najwyższym szczeblu rozgrywek w Polsce.

Gracze tej drużyny, jak Stogowski, Gumowski, Cieszyński i doskonały strzelec Herbstreich mogą się śmiało znaleźć w każdym najlepszym zespole polskim.” – pisano, trochę kurtuazyjnie, w "Nowej Reformie" przed meczem. Po spotkaniu prasa dla TKS-u już taka życzliwa nie była, ale... „Poza środkowym pomocnikiem Stogowskim i bramkarzem, grającym z wielkiem szczęściem - zero.” – tak skomentowano występ torunian, choć trzeba przyznać, że zespół ten dotarł do Krakowa w dziesiątkę.

Debiutant na igrzyskach

Piłkarską karierę, pod jej koniec Stogowski przeszedł na moment do Polonii Warszawa, przerwała kontuzja. Na szczęście ten niezwykle uzdolniony sportowo człowiek zapałał miłością do hokeja. Zaczynał grać w TKS-ie, gdzie początki sekcji sięgają 1924 roku, a w 1928 roku tak znakomicie spisywał się w finałach mistrzostw Polski w Zakopanem (Toruń zdobył niespodziewanie brąz), że został powołany do reprezentacji Polski po raz pierwszy. Pierwotnie jako rezerwowy wprawdzie, bo wówczas podstawowym golkiperem reprezentacji był Edmund Czaplicki z AZS-u Warszawa, ale na turnieju w Sankt Moritz wspomniany już Tadeusz Adamowski postawił nieoczekiwanie na Stogowskiego właśnie.

I nie ma wątpliwości, że postąpił słusznie. Przy odrobinie szczęścia Polacy mogli grać o medale. Zremisowali 2:2 ze Szwecją – w tym spotkaniu Stogowski debiutował w reprezentacji – i przegrali 2:3 z Czechosłowacją, co oznaczało odpadnięcie z turnieju mimo bardzo dobrej postawy. „Wyróżnić tu muszę Stogowskiego. który niejednokrotnie jest zmuszony do walki sam na sam z przeciwnikiem i wychodzi pomimo to zwycięsko” – chwalił na łamach „Przeglądu Sportowego” naszego bramkarza Aleksander Tupalski, który nie tylko był czołowym naszym zawodnikiem, ale też korespondentem sportowego dziennika.

Kapitalnie bronił Józef Stogowski na ME w 1929 roku, kiedy to w Budapeszcie finał z Czechosłowacją przegraliśmy dopiero po dogrywce. Wielki turniej rozegrał w 1931 roku w Krynicy, a Amerykanie i Kanadyjczycy robili wielkie oczy w starciach z Polakami, bo nie mogli sobie poradzić z naszym bramkarzem. Wyniki z rywalami, którzy byli w tamtej świadomości poza naszym zasięgiem – 0:1 i 0:3 – mówiły same za siebie. O meczu ze Szwecją (2:0) napisaliśmy na początku, a choć w pierwszym starciu z Czechosłowacją nasz bramkarz skapitulował cztery razy, o tyle w drugim spotkaniu z tym rywalem, bezbramkowo zremisowanym, znów był znakomity. Wynik, który dał nam srebrny medal ME, był z znacznej mierze zasługą torunianina.

Olimpijski chorąży pokiereszowany w Lake Placid

Na IO w Lake Placid w 1932 roku Józef Stogowski dostąpił zaszczytu bycia chorążym naszej reprezentacji podczas ceremonii otwarcia. Później jeszcze tylko jeden hokeista, dwukrotnie Henryk Gruth, poniesie biało-czerwoną w tym jakże symbolicznym momencie. Turniej olimpijski w Stanach Zjednoczonych, w skromnej obsadzie, mógł, a nawet powinien zakończyć się dla nas medalem. O brąz rywalizowaliśmy bowiem z Niemcami – USA i Kanada były poza zasięgiem – a pierwszy mecz odbywał się w anormalnych warunkach, w trakcie szalejącej śnieżycy. To była czysta loteria, spotkanie trzeba było przerywać, by uprzątnąć śnieg.

Skończyło się 2:1 dla rywali, ale wystarczyło w drugim spotkaniu wygrać dwiema bramkami, by zdobyć medal. I była na to szansa, ale na pewno nie pomogło to, co w międzyczasie stało się Stogowskiemu. W drugim meczu z Amerykanami dostał krążkiem w twarz, stracił kilka zębów, ale dotrwał do końca spotkania. Przegraliśmy 0:5, a Stogowski obronił 46 strzałów. Taki wynik dziś robi wrażenie, a co dopiero wówczas. W ponownym starciu z Kanadą natomiast rywal pokiereszował mu lewą rękę, gdy nakrył krążek. Wobec tych okoliczności łatwo przewidzieć, że nasz bramkarz nie był w pełni sił przed starciem z Niemcami, a na dodatek oberwał w tej konfronatycji krążkiem w czoło. Przegraliśmy ten 1:4. Na pewno pojawi się pytanie, czy nie mogliśmy w tym meczu wymienić bramkarza? Pewnie mogliśmy, ale... Problem polegał na tym, że naszym zapasowym golkiperem był Tadeusz Sachs, który był jednocześnie... kapitanem związkowym naszej drużyny, czyli selekcjonerem.

Trzeci raz na IO wystąpił Józef Stogowski w 1936 roku w Garmisch-Partenkirchen. Był to już czas, kiedy po bardzo dobrych wynikach na przełomie lat 20. i 30. nasz reprezentacja zdecydowanie wyhamowała w rozwoju. I nawet tak znakomity bramkarz nie był w stanie uchronić jej od porażek. Ponadto warto zauważyć, że toruński bramkarz liczył sobie już niemal 40 lat, co w tamtych czasach było czymś niezwykłym. Sportowcy rzadko utrzymywali wyczynową aktywność w takim wieku. Nawet hokeiści. W 1937 roku na mistrzostwach świata w Londynie nasz bohater kolejny raz jednak błysnął. Znów w meczu ze Szwedami, wygranym 3:0, spisywał się genialnie. Niewiele brakowało, a gralibyśmy wówczas w Top 4 o medale. Zdecydowała minimalna porażka ze Szwajcarią 0:1

Ostatni mecz w narodowych barwach Józef Stogowski rozegrał na kolejnych MŚ, w Pradze. Warto jeszcze zaznaczyć, że ostatnie lata jego klubowej kariery przypadają na występy w AZS-ie Poznań. Choć mieszkał nadal w Toruniu i pracował w Zakładzie Ubezpieczeń Wzajemnych, bronił barw akademików z Poznania i był oczywiście kluczowym graczem turnieju finałowego MP w 1934 roku we Lwowie, który – jedyny raz w historii – padł łupem drużyny ze stolicy Wielkopolski. AZS stracił w rywalizacji dwa gole, a w ćwierćfinale pokonał mocną Pogoń Lwów, broniącą tytułu. Stogowski był bohaterem tamtego dwumeczu.

Toruń nie zapomniał

Z dość szczątkowych informacji dotyczących ostatnich lat, a w zasadzie miesięcy życia patrona „Tor-Toru” wynika, że na wiosnę 1939 roku poważnie zachorował, a stało się to na skutek kontuzji odniesionej w meczu hokejowym. Trafił wówczas do warszawskiego Szpitala im. Dzieciątka Jezus. Skoro natrafiamy następnie na informację, że do Torunia powrócił dopiero po kapitulacji Warszawy we wrześniu lub nawet w październiku 1939 roku, to musiał być Józef Stogowski świadkiem i ocalałym po zbombardowaniu tej placówki przez Niemców. Zginęło wówczas 200 osób.

Toruński bramkarz zmarł 14 maja 1940 roku w rodzinnym mieście, w wieku niespełna 42 lat. Ostatnie miesiące życia była ciągłą walką z ogromnym bólem, bo też prawdopodobną przyczyną śmierci był nie tyle uraz, co ujawniona w trakcie leczenia choroba nowotworowa. Został pochowany na cmentarzu św. Jerzego, ale jego grób szybko popadł w zapomnienie i został zlikwidowany. Na szczęście pojawili się dobrzy ludzie, którzy postanowili ocalić tak wielką postać od zapomnienia. Michał Gordon ze Stowarzyszenia Ognisko Miłośników Biegania TKKF Rekreacja ustalił, gdzie znajdowała się mogiła, a pomógł w tym uczestnik pogrzebu Stogowskiego sprzed niemal 80 lat, Józef Krysiński.

Zebrano pieniądze i w maju 2023 roku odsłonięto symboliczny grób z tablicą upamiętniającą najlepszego toruńskiego hokeistę. Mogiła znajduje się w południowej części cmentarza św. Jerzego przy ul. Gałczyńskiego. Wprawdzie nie obyło się bez małego, kamieniarskiego faux pas, bo pomylono imię świetnego bramkarza, miast Józef napisano na tablicy Jerzy, ale tak małe pomyłki przy tak szczytnej inicjatywie należy wybaczyć.

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe