Tyszanie nie rezygnują z walki o drugie miejsce przed play off. Po piątkowym zwycięstwie nad Toruniem i porażce Unii z liderem z Krakowa, tracą do oświęcimian już tylko jeden punkt.
We wtorek GKS wygrał z TKH zaledwie 1:0. Trzy dni później tyszanie ponownie pokonali zespół z Torunia, tym razem pewnie i, oprócz nerwowego początku, bez problemu.
Stało się tak głównie dzięki słabszej niż we wtorek dyspozycji Tomasza Wawrzkiewicza, a także lepszej skuteczności zawodników GKS-u, którzy powoli odzyskują formę z zeszłorocznych finałowych potyczek z Unią.
W pierwszej tercji nic nie wskazywało na łatwe zwycięstwo GKS-u. Zawodnicy Mistrzów Polski chyba czuli respekt przed bramkarzem z Torunia, bo zamiast strzałów, oddawali krążek swoim kolegom, licząc, że będą oni w lepszej sytuacji. Niemoc przełamał wreszcie niezawodny w trudnych momentach Michal Belica. Wjechał w obronę Torunia, mijając dwóch zawodników i szybkim strzałem z nadgarstka posłał krążek w samo okienko bramki TKH. Zasłonięty Tomasz Wawrzkiewicz nawet się nie ruszył. Strzał Słowaka był jednak bardzo szybki i zaskakujący.
Na początku drugiej tercji znakomitą okazję do wyrównania zmarnował Jarosław Dołęga, ale zamiast do bramki tyszan, z bliska trafił w Arkadiusza Sobeckiego. Bramkarz GKS-u gral jednak tego dnia bardzo dobrze i zasłużenie, podobnie jak we wtorek, otrzymał nagrodę dla najlepszego zawodnika meczu. Sobecki nie tylko bronił, ale także…asystował przy bramkach kolegów. W 24 minucie to od niego podanie otrzymał Sebastian Gonera, który wjeżdżając w tercję gości mijał kolejnych rywali, aż znalazł się przed bramkarzem TKH. Z backhandu posłał krążek między parkanami Wawrzkiewicza i było 2:0 dla GKS-u. Minutę później grający w osłabieniu tyszanie cudem uniknęli straty bramki. Arkadiusz Sobecki kilkakrotnie bronił w niebywałych wręcz sytuacjach, za co został nagrodzony burzą braw od publiczności.
Niewykorzystane okazje się zemściły i tyszanie chwilę później strzelili trzecią bramkę. Michal Belica z prawego skrzydła strzałem w krótki róg zaskoczył bramkarza TKH. Minęły ledwie 23 sekundy i było już 4:0. Tym razem zamieszanie przed bramką Torunia wykorzystał Artur Gwiżdż. W bramce torunian nastąpiła zmiana, Wawrzkiewicza zmienił Łukasz Kiedewicz. Goście odpowiedzieli jedynie bramką Tomasza Proszkiewicza, strzeloną w przewadze liczebnej w 34 minucie. Napastnik TKH po meczu narzekał na skuteczność swoją i swoich kolegów. Pewnie miał rację, bo jak torunianie mieli pokonać dobrze grających hokeistów GKS-u, skoro nie wykorzystywali takich okazji, jaką miał chociażby w trzeciej tercji Vadim Romanovskis, który położył już na lodzie Sobeckiego, ale krążek zamiast do siatki, skierował w bramkarza tyszan.
Po meczu powiedzieli:
Wojciech Matczak: Początek spotkania nie wskazywał na to, że wygramy tak łatwo. Toruń w pierwszej połowie pierwszej tercji napierał bardzo mocno, trochę wybiło to zawodników z rytmu, ale załapali w końcu swój rytm gry. Mariusz Justka będzie miał robione badanie rezonansowe i wtedy dowiemy się co z nim.
Tomasz Proszkiewicz: Z przebiegu tego jak i poprzedniego meczu widać, że szwankuje u nas skuteczność.
GKS Tychy 4 (1 3 0)
TKH Toruń 1 (0 1 0)
Bramki: 1:0 Belica - Śmiełowski (17.), 2:0 Gonera - Sobecki (24.), 3:0 Belica - Majkowski (27.), 4:0 Gwiżdż - Bacul (27.), 4:1 Proszkiewicz - Laszkiewicz (33.)
GKS: Sobecki; Gonera (2) - Gwiżdż, Majkowski (2) - Śmiełowski, Kuc - Cychowski; Bacul - Parzyszek (4) - Bagiński (2), Skoś - Belica - Ślusarczyk, Gawlina - Bober (2) - Woźnica (2) oraz Sinka.
Kary: 14 - 14
Widzów: 1 500
Czytaj także: