Po słabym początku rozgrywek tyszanie zaciekle gonią czołówkę. Zwycięstwo nad Unią Oświęcim było już ósmą kolejną wygraną GKS-u.
W Tychach już nikt nie wspomina początku sezonu, gdy z powodu awarii lodowiska GKS tułał się po obcych obiektach, często grał słabo i na dodatek przegrywał. Teraz tyszanie grają jak z nut. - Mam nadzieję, że u siebie jeszcze długo nie przegramy - uśmiechał się Arkadiusz Sobecki. Jeżeli bramkarz GKS-u będzie w tak wysokiej formie jak wczoraj, to rzeczywiście o wygraną w Tychach może być niezwykle trudno każdej drużynie ekstraligi. - Robiłem, co do mnie należało. Koledzy pomogli - mówił skromnie Sobecki.
Początek spotkania nie zapowiadał późniejszych emocji. GKS natarł na rywala z takim impetem, że hokeiści Unii z trudem utrzymywali się na łyżwach.
Po czterech minutach i doskonałej akcji Mariusza Justki Tomasz Jaworski wybił krążek przed siebie, a nadjeżdżający przed bramkę Adam Bagiński bez trudu wrzucił go do siatki. - Liczyłem, że ten krążek trafi do mnie. Parę takich bramek z "kotła" już w swoim życiu strzeliłem - opowiadał Bagiński.
Kto się spodziewał, że po udanych początku tyszanie zepchną rywala do obrony, był w błędzie. Goście z każdą minutą poczynali sobie śmielej. Inna sprawa, że tyszanie coraz częściej grali też w osłabieniu. - Nie oceniam pracy sędziego, ale z wieloma karami dla moich hokeistów pogodzić się nie umiem - kręcił głową Wojciech Matczak, szkoleniowiec GKS-u.
Zawodnicy Unii próbowali pokonać Sobeckiego na różne sposoby, grając z przewagą jednego i dwóch zawodników, na nic się to jednak zdało. - Wypełnialiśmy założenia taktyczne w 100 procentach. Dobrze graliśmy w osłabieniu - chwalił Matczak.
GKS odgryzał się rywalowi szybkimi kontrami, w których rozgrywaniu prym wodził Michał Belica. Słowak jest w życiowej formie. Pozwala sobie na trudne zagrania, karkołomne zwody i wszystko mu wychodzi! - W pojedynkę potrafi tak zamieszać, że rywal nie wie, o co chodzi. Żeby jeszcze poprawił grę w obronie - uśmiechał się trener tyskiej drużyny.
GKS zakończył mecz tak jak zaczął, czyli golem. Na trzy minuty przed końcem spotkania Jaworskiego pokonał Sebastian Gonera. - Na początku chciałem strzelić z pierwszego krążka, ale zawahałem się i to widać mi pomogło, bo Jaworski został między słupkami. Pociągnąłem tuż przy słupku - opowiadał były zawodnik drużyny z Oświęcimia. - Era Unii skończyła się w poprzednim sezonie. Teraz gra nam się z nimi dużo łatwiej niż kiedyś - ocenił Gonera.
Marcin Jaros, napastnik Unii, nie mógł uwierzyć, że jego zespół nie strzelił w Tychach nawet jednej bramki - Tyle sytuacji, tyle minut gry w przewadze i nic - denerwował się. - Tyszanie mieli ogień w oczach, my nie. Trafiliśmy na zdeterminowanego, bojowo nastawionego rywala. Chcieli wygrać bardziej od nas - podkreślał Tomasz Rutkowski, drugi trener Unii. Wczorajsze spotkanie było zaległym meczem z trzeciej rundy. Pozostałe drużyny pauzowały.
GKS Tychy 2 (1, 0, 1)
Unia Oświęcim 0 (0, 0, 0)
Bramki: 1:0 Bagiński - Justka (4.), 2:0 Gonera - Parzyszek (57.)
GKS: Sobecki; Śmiełowski - Gonera, Majkowski (2) - Gretka, Gwiżdż - Kuc; Bagiński (4) - Parzyszek (6) - Justka, Kotlarzik - Belica - Ślusarczyk, Woźnica (2) - Bober (2) - Gawlina oraz Skoś (2 min. tech.)
Unia: Jaworski; Piekarski (2) - Gavalier (2), Gabryś (2) - Bohaczek, Noworyta - Kłys (2); Klisiak - Kowalówka (2 min. tech.) - Puzio, Stachura - Jakubik - Jaros, Misal - Sękowski - Wołkowicz (2) oraz Bibrzycki, Radwan.
Widzów: 4 000
GKS dziękuje
Działacze GKS-u Tychy dziękują MOSIR-owi i Zagłębiu za możliwość treningów na lodowisku w Sosnowcu. Naprzodowi i MOSiR-owi Katowice za pomoc w organizacji spotkań ekstraligi w Janowie. - Jeżeli te kluby będą kiedyś w potrzebie, zawsze mogą na nas liczyć - podkreśla Karol Pawlik, dyrektor tyskiego klubu.
Wojciech Todur - Gazeta Wyborcza
Czytaj także: