Po emocjonującym widowisku, trzymającym w napięciu do samego końca, oświęcimska Unia dość niespodziewanie zremisowała z wicemistrzem Polski 7:7.
TH Unia Oświęcim - GKS Tychy 7:7 (1:3, 6:3, 0:1)
Bramki:
1-0 Valusiak 1 min.
1-1 Salamon 11 min.
1-2 Banachewicz 16 min.
1-3 Proszkiewicz 18 min.
2-3 Bucek 21 min.
3-3 Bucek 24 min.
3-4 Proszkiewicz 25 min.
4-4 Adamus 26 min.
4-5 Maćkowiak 27min.
5-5 Kwiatek 27 min.
6-5 Bucek 29 min.
6-6 Proszkiewicz 35 min.
7-6 Połącarz 38 min.
7-7 Maćkowiak-43 min.
Unia Oświęcim:
Szałaśny ( od 40:00 Sz.Noworyta) - T.Połącarz, Talaga;Buczek, Horny, Valusiak - Obstarczyk, Kasperczyk; Modrzejewski, Ryczko, Adamus -Sz. Urbańczyk, Obstarczyk; Zubek, Sękowski, Kwiatek - Hercog ,Maj; Kubas,Bernaś, Rudnicki
GKS: Górski -Majkowski, Gonera; Bacul, Parzyszek, Wołkowicz -Śmiełowski,Jaskólski; Proszkiewicz, Garbocz, Sarnik - Kotlorz, Salomon, Jakubik,Maćkowiak, Krzak oraz Banachewicz i Gurazda
Spotkanie rozpoczęło się dość niespodziewanie, od szybkiego prowadzenia Unii Oświęcim.
Już w 19 sekundzie, pierwsza formacja zespołu, dynamicznie wjechała do tercji obronnej
rywala. Ładna wymiana krążka między Buckiem a Valusiakiem, zakończyła się celnym
strzałem tego drugiego. Po szybko straconej bramce tyszanie starali się odgryźć, m.in.
dwoma strzałami Wołkowicza, ale na posterunku w tej sytuacji znalazł się Piotr Szałaśny.
W 5 minucie meczu powinno być już 2:0 dla gospodarzy. Trzech unitów wyjechało na
jednego obrońcę tyskiego zespołu. W końcowym akordzie tej akcji, Ryczko wycofał krążek
do nadjeżdżającego Marka Modrzejewskiego, który natychmiast oddał strzał, ale ładnie
wybronił go Górski. W 10 minucie Bacul popisał się indywidualną akcją z kąśliwym strzałem,
zmuszając do najwyższego wysiłku golkipera Unii. Zaraz potem Wołkowicz przymierzył
"z klepki" ale i tym razem fantastyczną i efektowną interwencją, popisał się Szałaśny.
Goście coraz bardziej cisnęli i dali temu upust w 11 minucie spotkania. Błażej Salamon
pozostawiony bez opieki, ze spokojem z najbliższej odległości pokonał oświęcimskiego
bramkarza, nie dając mu najmniejszych szans na skuteczną obronę. 5 minut później
było już 2:1 dla tyszan. Wychowanek tyskiego GKS-u Banachewicz, nie zmarnował
podania od Sławomira Krzaka, strzelając drugą bramkę dla swojego zespołu. Zaraz potem
sytuację "sam na sam" zmarnował kapitan gości Adrian Parzyszek. Lecz co się odwlecze
to nie uciecze i już kilka chwil później, kolejną bramkę zdobyli wicemistrzowie Polski. Tym
razem błąd popełnił Piotr Szałaśny, który przepuścił pod parkanami krążek uderzony przez Proszkiewicza z ostrego kąta. Pod koniec pierwszej tercji bramkową okazję miał jeszcze Marek Modrzejewski, ale nie udało mu się zdobyć gola.
Druga tercja spotkania to prawdziwy popis skutecznej gry obu zespołów. Akcja za akcję, bramka za bramkę. Widowiskowe akcje z obu stron. A zaczęło się dokładnie tak jak w pierwszej tercji meczu. Kilka chwil po wznowieniu spotkania po przerwie Unia zdobyła kontaktową bramkę, a jej autorem był zdecydowanie bohater tego spotkania: Martin Bucek. Kapitalną asystą popisał się Horny, który wypuścił w bój wspomnianego wyżej Bucka. Ten mając przed sobą tylko bramkarza, położył go i strzałem z beckhendu do pustej bramki, wprawił w eksplozję oświęcimską publiczność. W 24 minucie Bucek doprowadził do remisu, skutecznie z ostrego kąta dobijając strzał Valusiaka po lodzie. Oświęcimianie prowadzeniem długo się nie cieszyli, bo tylko... 19 sekund. Podrażnieni tyszanie ruszyli do ataku i znowu wyszli na prowadzenie, za sprawą Tomasz Proszkiewicza, który w zamieszaniu podbramkowym, zachował zimną krew i ulokował gumę w siatce. Gospodarze nie zamierzali odpuszczać i niecałą minutę później, znowu doprowadzili do wyrównania. Tym razem popisową akcję wykonał Mateusz Adamus, który minął obrońcę i GKS-u i z najbliższej odległości, zmieścił krążek w bramce. Kto myślał, że to koniec emocji w tym spotkaniu, ten grubo się mylił. W tym okresie obie drużyny grały niemal na stu procentowej skuteczności. W 27 minucie Maćkowiak ładnie uderzył z kilku metrów, po raz kolejny wyprowadzając swoją ekipę na prowadzanie, które utrzymywało się przez... 40 sekund. Wtedy fantastyczne i dokładnie podanie Michała Zubka, wykorzystał Marcin Kwiatek, który dołożył łopatkę kija i pokonał Górskiego. 120 sekund później Unia sensacyjnie objęła prowadzenie. Valusiak oddał niesygnalizowany strzał, który zdołał odbić golkiper przyjezdnych, ale wobec dobitki Bucka był już bezradny. Jak się łatwo domyśleć taki wynik meczu nie utrzymał się długo, bo hokeiści obydwu klubów, nie zamierzali kończyć swoich popisów strzeleckich. W 35 minucie Proszkiewicz z bliska zdobył swoją trzecią bramkę w meczu i na tablicy wyników znowu wyświetlił się remis. Unia dopięła jednak swego i na 2 minuty przed syreną obwieszczającą zakończenie tercji, wyszła na prowadzenie. Atomowy strzał z linii niebieskiej oddał Tomasz Połącarz, po którym Marek Górski nie miał nic do powiedzenia. W tej tercji zawodnicy obu drużyn zdobyli aż 9 bramek !
W ostatniej odsłonie meczu zawodnicy obu zespołów, trochę odpuścili, nie dyktując już tak szaleńczego tempa. W 43 minucie padł kolejny remis w tym spotkaniu. Maćkowiak, zmienił lot krążka, po strzale z linii niebieskiej, kompletnie zaskakując rewelacyjnie spisującego się Szymona Noworytę, który zmienił Piotra Szałaśnego w 40 minucie meczu. Na 5 minut przed końcem spotkania, Ryczko zmarnował idealną sytuację. W 57 minucie powinien paść gol decydujący o losach dzisiejszych zawodów. Proszkiewicz znakomicie wypatrzył Tomasz Wołkowicza i podał mu krążek. Ten mając przed sobą tylko pustą bramkę, nie zdołał go opanować, marnując wyborną sytuację. W ostatniej akcji meczu, Petr Valusiak, mógł rozstrzygnąć spotkanie na korzyść gospodarzy, ale trafił tylko w słupek. Mecz zakończył się dość niespodziewanym rezultatem 7:7.
Autor: Michał Woźny
Marcin Spyrła
Hokej.net
Czytaj także: