- Choć krążek wybił mi cztery zęby, obie jedynki i dwójki, nie zamierzam grać w masce osłaniającej twarz. To był zwykły przypadek - mówi "Gazecie" napastnik ComArchu/Cracovii i reprezentacji Polski Damian Słaboń. Zdarzyło się to w meczu ze Stoczniowcem (3 stycznia), podczas niegroźnej, zdawałoby się, sytuacji.
Michał Białoński: Co z Pana zębami?
Damian Słaboń: Właśnie skończyłem wizyty u stomatologa. Teraz, zamiast własnych zębów, mam w buzi porcelanę. Nieźle wygląda. Czuje się ją wprawdzie jak obce ciało, ale trzeba się przyzwyczaić. Dyrektor sportowy Cracovii Albin Mikulski pomógł mi znaleźć takiego specjalistę, który wyleczył moje uzębienie "po kosztach".
Nie pozostał Panu psychiczny uraz po tym zdarzeniu?
- Nie. To działo się tak szybko... Napastnik Stoczniowca Filip Drzewiecki wstrzeliwał krążek do naszej tercji. Miałem pecha, bo akurat tam przejeżdżałem i zostałem trafiony. Zanim poczułem ból i zobaczyłem krew, wyplułem cztery zęby. Obie górne jedynki i dwójki. Miałem też rozciętą wargę.
Ale jeszcze w tym samym meczu wrócił Pan do gry i strzelił bramkę!
- A dlaczego miałem tego nie zrobić, skoro wargę mi zaszyto, a krwawienie zatamowano.
Czy po tej ponurej przygodzie nie zamierza Pan grać w masce ochraniającej twarz?
- To dobre dla juniorów. Zostałem raz trafiony, ale to był zwykły przypadek, który, mam nadzieję, już mi się nie przydarzy. Mam na głowie kask i szybę osłaniającą oczy i nos. To wystarczy. Dawniej w hokeja grali nawet bez kasków, w czapkach albo z gołą głową. Nie ma co panikować.
Z ostatniego, niedzielnego meczu ze Stoczniowcem ma Pan chyba zdecydowanie milsze wspomnienia?
- Odetchnęliśmy z ulgą. Wygraliśmy w hali Olivii, przełamaliśmy pasmo trzech kolejnych porażek. Mam nadzieję, że zaczniemy wychodzić z dołka. Zbliżają się play-offy, najwyższa pora, by łapać szczyt formy. Liczymy, że już na piątkowy mecz z KH Sanok do naszego składu wrócą zawieszeni przez PZHL obrońca Marian Csorich i napastnik Martin Voznik.
Jakie były przyczyny tego kryzysu? Jedni twierdzą, że byliście rozkojarzeni osiemnastopunktową przewagą. Inni, że atmosfera w drużynie zepsuła się po tym, jak klub odprawił obrońcę Pavla Urbana, za którym ponoć stała drużyna?
- Na temat Pavla nie chcę się wypowiadać. To decyzja trenera i działaczy. Faktem jest, że rok temu pomógł nam w walce o brąz. A słabszy okres przytrafił się całej drużynie. Dobrze, że stało się to teraz, a nie w play-offach. Musimy być skoncentrowani, gdy zacznie się walka o medale.
W tabeli za wami jest ciasno. Na kogo chciałby Pan trafić w półfinale?
- Trudne pytanie. Biorąc pod uwagę dotychczasowe wyniki, tylko raz przegraliśmy z Unią, więc z nią byłoby najlepiej zagrać o finał. Poziom naszych rywali jest jednak wyrównany. Z każdym będzie ciężko. Podhale, Unia i GKS Tychy mają olbrzymi potencjał.
Poza Cracovią i drużynami z dołu tabeli nawet w szóstej rundzie każdy o coś walczy. To chyba zaleta nowego systemu, w myśl którego o mistrzostwo będzie walczyć tylko czwórka, a nie cała ósemka jak dotychczas.
- Nie zgadzam się. Ja bym zostawił po staremu. Przecież gdyby cała ósemka brała udział w walce o medale, to i tak teraz trwałaby zacięta rywalizacja o jak najlepszą pozycję wyjściową przed play-offem. Najgorsze jest to, że piąta drużyna, która odpadnie, np. Toruń, nie odstaje poziomem od czwórki. Gdyby obecne zasady obowiązywały przed rokiem, Cracovia nie cieszyłaby się z brązowego medalu. Przecież do play-offu przystępowaliśmy z piątego miejsca i sprawiliśmy niespodziankę, eliminując wyżej rozstawione Podhale. Nowy system zabiera szanse na równie nieoczekiwane rozstrzygnięcia.
Nie paraliżuje was to, że wszyscy liczą, iż hokeiści na stulecie klubu zapewnią Cracovii mistrzostwo Polski?
- Czy paraliżuje? Wiem jedno - każdy będzie się na nas sprężał na maksa. Wszyscy mówią, że jesteśmy faworytem, oczekiwania wobec nas są wielkie. Jesteśmy na to przygotowani.
Ma Pan w kolekcji srebrne i brązowe medale zdobyte w barwach KTH, GKS-u Tychy i Cracovii, ale smaku mistrzostwa Polski jeszcze Pan nie zna.
- Z naszej drużyny mistrzami Polski byli tylko Leszek Laszkiewicz, "Dulek" [Mariusz Dulęba - przyp. red.] jako hokeiści Unii, a także Krzysiek Śliwa, który wywalczył tytuł z Podhalem. Reszta nie ma złota. Trener też. Dlatego każdy chce je zdobyć. Choć sezon jest ciężki, powinniśmy sobie poradzić. Nie na próżno przygotowywaliśmy się do niego już od maja.
Twardy i szybki
Krążek jest zrobiony z czarnej wulkanizowanej gumy, waży 170 g. W miarę spadku temperatury staje się coraz twardszy. Po mocnych strzałach leci z prędkością ponad 200 km/h (na taflach NHL). Rekordzistą polskiej ligi jest Marcin Kolusz, który rozpędza "gumę" do 141 km/h. W ostatnią sobotę na taflach NHL "guma" trafiła w twarz Marcela Hossę z New York Rangers i zakończyła jego udział w meczu z Boston Bruins.
Rozmawiał: Michał Białoński - Gazeta Wyborcza
Czytaj także: