Rozmowa z Wiktorem Pyszem (55 L.) trenerem reprezentacji w hokeju na lodzie, która w Gdańsku nie awansowała do mistrzostw świata - informuje "Super Express".- Czy poda się pan do dymisji?
- Trzeba spokojnie usiąść i wszystko przemyśleć. Tak na gorąco nie mogę na to odpowiedzieć.
- Jakie są przyczyny słabej gry naszej drużyny?
- Myślę, że zabrakło doświadczonych zawodników grających za granicą. Mariusz Czerkawski, Krzysiek Oliwa, Jacek Płachta, Patryk Pysz, Zdzisław Zaręba. Gdybym miał trzech z tej piątki, obraz naszej gry byłby inny. W meczu z Estonią nie miał kto wziąć na siebie ciężaru gry.
- Nie powołał pan doświadczonych i skutecznych Mariusza Puzi i Waldemara Klisiaka z Dworów Unii. Skoro wiedział pan, że na stranieri nie ma co liczyć, może trzeba było sięgnąć po tę dwójkę?
- Tuż przed mistrzostwami było już za późno. Oni byli w okresie roztrenowania. Wcześniej obserwowałem ich w lidze, Interlidze i myślę, że podjąłem słuszną decyzję. Zresztą nie ma co gdybać.
- Czy z zawodników, których miał pan w Gdańsku do dyspozycji, któryś szczególnie pana zawiódł?
- Nie chcę mówić o nazwiskach.
- Ale po meczu z Estonią, dyspozycję bramkarzy ocenił pan: to są, kurwa, jaja!
- Zarówno Jaworski, jak i Wawrzkiewicz nie ustrzegli się błędów. Zagrali słabo. Byli niepewni w interwencjach. Cóż więcej można powiedzieć?
- Często zdarza się panu przeklinać po meczu?
- Bardzo rzadko. To tak po góralsku! Klnę sam do siebie. Nie chcę nikogo urazić. Na tych mistrzostwach zdarzyło mi się to może dwa-trzy razy.
- Już przed mistrzostwami głośno mówiło się o kłopotach finansowych reprezentacji, braku sprzętu. Zawodnicy narzekają. W takich warunkach pracuje się chyba dość ciężko?
- Nie poprawia to atmosfery w reprezentacji. Co mogę powiedzieć? Ja jestem od szkolenia. Za sprawy finansowe odpowiedzialni są inni ludzie. Ich trzeba pytać.
"Super Express"
skh
Czytaj także: