Jestem hokejowym marudą i generalnie czarnowidzem, więc spodziewałem się, że nowy sezon polskiej ekstraligi różnić się będzie od poprzedniego tym, że będzie w nim sporo paździerza, tyle że tym razem ze sponsorem tytularnym. Nie miałem natomiast racji co do drugiego aspektu. To znaczy, paździerza oczywiście spodziewałem się całym swoim otłuszczonym serduszkiem, ale nie spodziewałem się go aż tyle i aż tak wcześnie. Szanowni Państwo, tekturowy pociąg polskiego hokeja ruszył w najlepsze, a deszcz zaczął padać już na pierwszej stacji!
Sexy pleksi
Na stronie YouTube związku zabrakło mi relacji z meczu Cracovii z KH Energą Toruń. Wiem, że ten się nie odbył, ale kanał nabiłby sobie trochę wyświetleń robiąc „highlights” z próby naprawy pleksiglasowej szyby na bandzie. Testowanie tego wspaniałego zamiennika przez zawodnika z Torunia, a potem przez sędziów byłoby czymś absolutnie cudownym. Jestem ciekaw czy ktoś sprowadził, z jakiej hurtowni szwagra pochodziła rezerwowa pleksa.
Poszedłbym z tymi zamiennikami dalej. Jeśli zawodnicy wybiją za pleksę (tą prawidłową) ostatni krążek, to po 5 zł 29 gr na aukcji internetowej można nabyć czarny korek do wanny. Co prawda jest on dużo lżejszy i zawodnicy od razu się zorientują, no ale przecież kto to widział, żeby się krążki kiedykolwiek skończyły, prawda? Podobnie jeśli zaniemoże spiker lub maskotka ekipy, to można zatrudnić na szybko studenta socjologii lub etnografii za około 50 zł. Z kolei świecąca koszulka z napisem „kierownik imprezy” to wydatek rzędu 25 zł. Czysta oszczędność. A skoro widać różnicę to... Dobra, dość złośliwości wiadomo, że spiker nigdy nie zaniemoże.
Podczas jednego ze spotkań NHL transmitowanego przez legendarną Wizję TV bodajże Siergiej Fiodorow rozbił pleksę za bramką rywali. Wymiana trwała kilka chwil, a komentatorzy żartowali, że w Polsce to trwałoby pewnie nieco dłużej. Kto by pomyślał, że mniej więcej dwa dziesięciolecia później naprawa nie tylko trwa dłużej, ale momentami w ogóle się nie odbywa albo odbywa się z użyciem pierwszego lepszego elementu znalezionego gdzieś za maszyną do czyszczenia lodu.
Zdaję sobie sprawę, że tytularny sponsor ligi nie ma z tym nic wspólnego, ale gdybym ja był tym partykularnym sponsorem, to autorzy tego cudownego festiwalu spie***lenia dostaliby trochę większe rachunki za pewne medium.
Skoro przepłacamy to po co różnica?
Gdy tylko Mikołaj Hoder oznajmił na łamach tego portalu, że do Podhala dołącza Kevin Lindskoug, poczułem ulgę. Cykl życia krótkowzrocznej polskiej drużyny hokejowej pozostał bowiem niezaburzony, a „Szarotki” nie dały się obrzydliwemu zachodniemu trendowi doskonalenia własnych uzdolnionych bramkarzy. Ponieważ więc w poprzednim sezonie doskonale spisywał się Paweł Bizub, moje serce pokrzepiło zatrudnienie do roli pierwszego bramkarza 31-letniego Szweda, który już raz wypiął się na tę ekipę. Jestem przekonany, że jest to właściwy komunikat wysyłany polskim adeptom bramkarstwa, że każdy dzień to nowa szansa, by zostać zastąpionym przez typa ze Skandynawii w średnim wieku, który w swoim kraju ma papiery na granie w 3. lidze.
Od początku mówiłem, że Podhale będzie żałować zatrudnienia Lindskouga. W ciągu tylko dwóch meczów Szwed nawpuszczał bramek na miarę ligi amatorskiej, opieprzył pół swojego składu za swoje dokonania, a po pierwszym meczu, za który Bizub siedziałby pewnie na ławce, w nagrodę dostał drugi mecz, który – tutaj spojler – też położył. Tak wiem, że Nowy Targ nie ma specjalnie defensywy, a ich potężnie dozbrojona ofensywa przerzuca się podaniami zamiast strzelać, ale tu jest jakieś pole do poprawy.
Co konkretnie ma poprawić się u bramkarza po 30-tce? Czego nauczyć może się w Polsce bramkarz wychowany w kraju oddychającym genialnymi golkiperami? Gdy Kevin grał w barwach GKS-u Katowice, bardzo podobała mi się jego zapalczywość, wredność, upór i agresja. Wszystko jednak poparte było dobrą grą w ekipie, która stanowiła swego rodzaju samograj. To było jednak kilka lat temu, i obecnie opisując jego podejście, to parafrazując klasyka „z młodych gniewnych wyrośli starzy wku******”. Szymon Klimowski ma 20 lat ,a Paweł Bizub ma lat 23. Jestem pewien, że z uciechą siedzą na ławce (albo w szatni) uradowani, że nie muszą grać, a dzięki temu mogą oddać się refleksji i podumać nad tym, czy w kraju łamana jest konstytucja.
Chwal się bójką, wywal walczących
Paskowy PZHL-u miał dobry dzień. Na platformie „X” napisał „W meczu Podhale-Unia, poza dobrym hokejem, kibice oglądali również…pojedynek MMA”. Ciężki jak tona gwoździ opis nie oddał sytuacji na lodzie, kiedy to dwóch zawodników chwyciło się „za bary”, jeden zrzucił jedną rękawicę, drugi stracił równowagę i panowie się przewrócili. Jeśli to jest pojedynek MMA, to mówimy chyba o walce w wykonaniu „Cesarza freak-fightów” czyli człowieka, któremu wiecznie jest mało tej „kolki” jeszcze.
Mam tu dwie uwagi. Po pierwsze, takie „okazałe” pojedynki „MMA” mamy nieopisaną przyjemność oglądać nie dlatego, że zawodnicy polskiej ligi boją się bić na pięści. Takie zapasy spod monopolowego podziwiamy, ponieważ za rzucenie rękawic i bójkę są kary meczu i kary finansowe. Nad głupotą takiego rozwiązania nie będę się rozpisywać, bo to jak wymieniać minusy socjalizmu – każdy wie i nie ma sensu mówić o tym tysięczny raz.
Ciekawi mnie natomiast fakt, że PZHL chwali się szalenie tymże pojedynkiem, ale wycina fragment, w którym obaj zawodnicy zostają za tę szarpaninę…wyrzuceni z lodowiska. To trochę tak, jakby naczelnik więzienia zrobił stream na żywo z ucieczki więźniów z własnej placówki, a potem wyłączył kamery i zastrzelił wszystkich uciekających.
Druga sprawa to sam fakt kar meczu za to, że panowie się „przytulili” i upadli na lodowisko. Nigdy nie sądziłem, że polskie sędziowanie wywoła tęsknotę za arbitrem Kępą. Zróbmy jeszcze kilka kroków w tę stronę, i wspomniany wyżej Lindskoug dostanie karę meczu za krzyczenie na swoich zawodników, albo w ogóle za podnoszenie głosu.
A to była dopiero pierwsza i druga kolejka najlepszej weekendowej ligi hokejowej w Polsce.
Czytaj także: