Kolejny raz spotkanie pomiędzy Comarch Cracovią a GKS-em Katowice okazało się źródłem kontrowersji sędziowskich. Wszystko za sprawą nietypowych okoliczności wykonania karnego przez Johana Lundgrena, napastnika "Pasów". O to, czy Szwedzki zawodnik wykroczył poza przepisy, a sędziowie słusznie pozwolili kontynuować wykonywanie najazdu zapytaliśmy Jacka Rokickiego, obserwatora spotkania 43. kolejki TAURON Hokej Ligi.
Głównymi rozjemcami spotkania rozgrywanego przy ul. Siedleckiego 7 w Krakowie byli Patryk Pyrskała i Paweł Breske, wspomagani na liniach przez Macieja Byczkowskiego oraz Michała Kłosińskiego.
W 51. minucie spotkania Santeri Koponen faulował stającego przed bezpośrednią szansą na zdobycie bramki Szymona Marca. Wobec przewinienia fińskiego defensora arbitrzy podjęli decyzję o przyznaniu Cracovii rzutu karnego. Do ustawionego na środku tali krążka podjechał Johan Lundgren. Szwedzki napastnik szukając sposobu na zaskoczenie Johna Murraya poruszał się po całej szerokości lodowej tafli. Gdy Lundgren zbliżył się w okolice ławki rezerwowych GKS-u Katowice, prowadzony przez niego krążek znacznie wytracił prędkość w kopcu śniegu, powstałym na wskutek hamowania zawodników. Zarówno John Murray jak i zawodnicy przebywający w boksie momentalnie domagali się przerwania najazdu. Powodem miało być rzecz jasna naruszenie podstawowej zasady wykonywania rzutu karnego tj. utrzymywanie krążka w ciągłym ruchu.

Ostatecznie Lundgren nie zdołał wykorzystać najazdu, a więc kontrowersyjna sytuacja nie była rozpatrywana w kategorii wypaczenia wyniku spotkania, bowiem strona potencjalnie popełniająca naruszenie nie odniosła korzyści. Niemniej w celu pełnego wyjaśnienia okoliczności sytuacji kibicom, o komentarz poprosiliśmy Jacka Rokickiego, obserwatora środowego spotkania.
– Podstawową kwestią jest fakt, że krążek posuwał się cały czas do przodu. To jest podstawową wykładnią, która każe traktować decyzję arbitrów jako prawidłową – wyjaśnił Jacek Rokicki.
Czytaj także: