W meczu inaugurującym drugą rundę Pucharu Kontynentalnego Dunărea Gałacz przegrała wczoraj z Coventry Blaze 2:7. Jedną z bramek dla ekipy z Rumunii zdobył znany z polskich lodowisk Robert Krajči.
– Cóż, różnica klas była widoczna. Zmierzyliśmy się przecież z jednym z faworytów tego turnieju, który jest silniejszy personalnie i występuje w mocnej lidze – nie ukrywał 34-letni Słowak.
Jego zespół stawił czoła rywalom na tyle, na ile mógł. Po pierwszej odsłonie przegrywał 0:2, a po czterdziestu minutach już 0:5.
– Początek pierwszej tercji był wzajemnym badaniem się obu drużyn. Możemy żałować, że złapaliśmy w niej trzy wykluczenia, które spowodowały, że nasza gra nieco się posypała. Traciliśmy siły i znacznie ułatwialiśmy zadanie rywalom – przyznał były zawodnik Unii Oświęcim i Ciarko PBS Bank Sanok.
Na początku trzeciej tercji drużyna z Coventry zdobyła szóstego gola, a później wyraźnie spuściła z tonu. A ten fakt skrzętnie wykorzystali podopieczni Mariusa Trandafira, którzy zdobyli dwie bramki. W 49. minucie, podczas gry w przewadze, sposób na Briana Stewarta znalazł Robert Krajči, a sześć minut później Renny'ego Marra pokonał Szabolcs Szőcs.
– Wyczuliśmy swoją szansę. Bardzo zależało nam na tym, by nie skończyć spotkania z bez dorobku bramkowego – przekonywał Krajči.
Dziś ekipę z Gałacza czeka kolejny ciężki sprawdzian. Będzie nim starcie z gospodarzem turnieju GKS-em Tychy. – Na pewno będziemy chcieli zaprezentować się z lepszej strony niż w naszym pierwszym spotkaniu – zakończył słowacki skrzydłowy.
Czytaj także: