Waldemar Klisiak przekonuje. "To będą bardzo wyrównane rywalizacje"
– W fazie play-off walczysz też o kontrakt na nowy sezon, zatem musisz się pokazać z jak najlepszej strony. Zyskujesz argumenty i masz większą szansę na podwyżkę lub na dostrzeżenie przez innych – powiedział nam Waldemar Klisiak, były napastnik polskich klubów i reprezentacji Polski. Z „Waldim” dokładnie przeanalizowaliśmy pary półfinałowe i omówiliśmy mocne strony wszystkich drużyn.
HOKEJ.NET: – Za nami ćwierćfinały, wypada więc zapytać czy rywalizacja przebiegła w sposób przewidywalny czy jednak byliśmy świadkami niespodzianek?
Waldemar Klisiak, olimpijczyk z Albertville: – Generalnie wszystko potoczyło się zgodnie z planem. GKS Katowice i Unia Oświęcim wywiązały się z roli faworytów i po pięciu meczach wywalczyły przepustkę do gry o medale.
Małym odstępstwem jest to, że KH Energa Toruń mocno postawiła się JKH GKS-owi Jastrzębie i ta rywalizacja trwała do samego końca, a więc do siódmego meczu.
Ktoś może powiedzieć, że niespodzianką jest też awans GKS-u Tychy, który po sześciu spotkaniach odprawił Comarch Cracovię. Ja do końca nie zgadzam się z tą tezą, bo szansę w tej rywalizacji oceniałem po równo.
Owszem skład Cracovii był po pierwsze jakościowo dobry, a po drugie szeroki. Z drugiej jednak strony znam warsztat pracy Andrieja Sidorienki i wiem, że solidnie przygotował swoich podopiecznych do najważniejszej fazy sezonu. Nie chodzi tu wyłącznie o aspekty motoryczne i kondycyjne, ale również mentalne oraz psychologiczne. Trzeba podkreślić, że nie miał na to zbyt wiele czasu.
A zgodzi się pan z poglądem, że kluczowy dla losów rywalizacji był fakt, że to tyszanie wygrali pierwszy mecz tej serii i przywieźli z Krakowa jedno zwycięstwo?
– Trener Sidorienko i jego podopieczni na pewno pojechali pod Wawel po to, aby wygrać minimum jeden mecz. To było niezwykle ważne w aspekcie psychologicznym. Mam nieodparte wrażenie, że tyszanie przed zmianą trenera nie do końca wierzyli we własne umiejętności. Grali poniżej swojego poziomu i nie potrafili dać takiej jakości, jak choćby sezon czy dwa temu. „Car” wyciągnął ich z fizycznego i mentalnego dołka.
Tutaj przede wszystkim rzuca się w oczy dyspozycja Christiana Mroczkowskiego, który od stycznia wszedł na dobry poziom.
– To jest lider z krwi i kości. Zresztą Andriej Sidorienko, gdy rozpoczynał pracę z GKS-em Tychy na pewno szukał zawodników, na których będzie mógł oprzeć swój projekt. Sidorienko na nich stawia, ufa im, może daje im nieco więcej luzu, ale zarazem oczekuje, że odwdzięczą mu się w najlepszy możliwy sposób.
Zresztą „Mroczek” zdobył w rywalizacji z Cracovią siedem punktów, w tym trzy zwycięskie gole. To świadczy, o tym, jak ważny jest dla tyskiego zespołu. Zresztą jego piątka wspomagana, w której w przewagach gra też Jean Dupuy, radzi sobie naprawdę nieźle.
Co też ważne, inne formacje też nie grają gorzej. Obudził się Dienis Sierguszkin i Jegor Fieofanow, którzy wcześniej nie potrafili pokazać swojego potencjału. Fajnie wygląda też gra Radka Galanta. Jestem ciekawy, jak ci zawodnicy zaprezentują się na tle GKS-u Katowice.
Nim przejdziemy do oceny par półfinałowych powiedzmy jeszcze parę słów o rywalizacji JKH GKS-u Jastrzębie z KH Energą Toruń. Mistrzowie Polski mieli ogromne problemy z tym, aby poradzić sobie z zasiekami obronnymi, które „rozłożyli” torunianie.
– Trener Jussi Tupamäki zdawał sobie sprawę z faktu, że nie może pozwolić sobie z jastrzębianami na otwarty hokej. Mistrzowie Polski szybko poruszają się na łyżwach, sprawnie wyprowadzają krążek i mijają tercję środkową. Dlatego właśnie skupili się na tym, by w odpowiedni sposób przyjmować rywali na linii niebieskiej. Dobrze przygotowali się do tej rywalizacji, odrabiając pracę domową.
Zresztą już w sezonie zasadniczym torunianie radzili sobie naprawdę dobrze. Gra w finale Pucharu Polski nie wzięła się z niczego, jednak w decydującym siódmym meczu, po zdobyciu gola na 3:2 zbyt mocno się wycofali. Rywale to wykorzystali i zadali dwa szybkie ciosy.
Ale trzeba też oddać, że w tym meczu czynnikiem decydującym było doświadczenie jastrzębian. Te dwa ciosy zadali Mateusz Bryk i Vitālijs Pavlovs, a wcześniej gola zdobył też Kamil Górny.
– W przypadku tego ostatniego nie był to może jakiś ładny gol, ale na pewno bardzo sprytny. Ale wrzucić krążek na bramkę też trzeba umieć. Ważne jest wyczucie kija, przeanalizowanie przestrzeni, jak i sam strzał. Czasem nawet nie ma czasu, by spojrzeć, jak ustawiony jest bramkarz, trzeba uderzyć intuicyjnie. Zgodzę się, że rutyna i doświadczenie zdecydowały o tym, że w półfinale zobaczymy JKH GKS Jastrzębie.
Trzeba też zwrócić uwagę na fakt, iż jastrzębianie w meczu numer siedem zagrali bez dynamicznego i skutecznego Martina Kasperlíka, walecznego Macieja Urbanowicza i doświadczonego obrońcy Mārisa Jassa. Takie postacie trudno jest zastąpić i to nie tylko na lodzie, ale również w szatni.
Przejdźmy zatem do półfinałów. Pierwszą parę tworzą zespoły ze Śląska i zapytam wprost, kto jest faworytem tej rywalizacji?
– Skoro liga była wyrównana, a mecze między tymi zespołami bardzo zacięte, to co dopiero będzie w półfinale play-off? Obie drużyny na pewno przystąpią do tej serii niesamowicie zmotywowane. Trudno jest wskazać faworyta, bo zarówno jeden, jak i drugi zespół ma w swoim składzie graczy, którzy dają jakość.
O losach tej rywalizacji przesądzą detale. Ważna będzie dyspozycja dnia, gry w formacjach specjalnych oraz to, jak zaprezentują się obaj bramkarze. Jeśli miałbym typować procentowo, to na ten moment wskazałbym 55 do 45 procent na korzyść tyszan.
Jakie są mocne i nieco słabsze strony GKS-u Katowice?
– Nie będę tutaj odkrywczy. GieKSa ma swój flagowy atak Wronka – Pasiut – Fraszko, który jest niezwykle skuteczny i potrafi zdobywać bramki jak na zawołanie. Przebudził się też Patryk Krężołek i w obecnej chwili jest najlepszym strzelcem i najlepiej punktującym graczem fazy play-off.
W tym momencie sezonu nie da się oprzeć gry tylko na kilku zawodnikach, czy jednej piątce. Każda z formacji musi dołożyć swoja cegiełkę. Katowiczanie potrzebują tego, aby obcokrajowcy zdjęci ciężar zdobywania bramek z barków trzech muszkieterów.
Trzeba też pamiętać, że w fazie play-off walczysz też o kontrakt na nowy sezon, zatem musisz się pokazać z jak najlepszej strony. Zyskujesz argumenty i masz większą szansę na podwyżkę lub na dostrzeżenie przez innych.
GieKSa ma też doświadczonego bramkarza Johna Murraya, ale sezon pokazał, że coraz łatwiej wyprowadzić go z równowagi. Wtedy łapie kary, niepotrzebnie sprzecza się z sędziami. W fazie play-off będzie musiał się wyciszyć.
A co jest atutem tyszan?
– Na pewno trener. Są też dwaj wyrównani bramkarze: Tomáš Fučik i Mathias Israelsson. Pierwszy z nich wyrósł na „jedynkę”, a drugiego widziałem na meczu w Oświęcimiu. Bronił bardzo dobrze i głównie dzięki niemu Unia dopiero po dogrywce pokonała tyszan.
Tyszanie skutecznie rozgrywają przewagi. Widać, że nad tym elementem pracowali i są tego dobre efekty. Mają w składzie kilku liderów na czele z Mroczkowskim i Szczechurą, po kontuzji dobrze radzi sobie Dupuy. Fieofanow i Sierguszkin grają coraz lepiej, ale trzeba też dodać, że są gracze od tak zwanej czarnej roboty jak Starzyński i Marzec.
Chyba też na tyszanach nie ciąży aż taka presja, jak choćby na GieKSie?
– I to też jest ważny aspekt, choć wyeliminowanie z play-offów Cracovii, czyli jednego z kandydatów do złota na pewno dodało im pewności siebie. A ten sezon nie układał się przecież po ich myśli.
W drugim półfinale Re-Plast Unia Oświęcim zmierzy się z JKH GKS-em Jastrzębie. Będzie to niezwykle zacięta i twarda rywalizacja.
– Obie drużyny znają się jak łyse konie. Rywalizacja na pewno będzie bardzo wyrównana, a Unia będzie chciała pokazać, że potrafi wygrać z nimi w meczu o stawkę.
Zastanawiam się, na kiedy szczyt formy planował trener Róbert Kaláber, bo przecież mieliśmy 10-dniową przerwę w fazie play-off. Jeśli na półfinał, to na pewno jastrzębianie będą zespołem jeszcze groźniejszym.
Hasło „bij mistrza” wciąż obowiązuje, ale ja zapytam dość przekornie, czy obecny zespół JKH ma tyle mocnych stron, jak tamten z zeszłego roku?
– Na pewno nie mają w składzie takich liderów jak Zack Phillips czy Marek Hovorka, którzy strzelali wiele ważnych bramek. Wydaje mi się, że jastrzębianie nie mają aż takiej siły w ataku, jak w sezonie. Aspekty czysto ofensywne zostały rozłożone na kilka formacji, dlatego zawodnicy Unii muszą być bardzo czujni.
A co można powiedzieć o biało-niebieskich?
– Na pewno mają duży potencjał ofensywny. W ich składzie są gracze, którzy imponują skutecznością. Tu wymieniłbym przede wszystkim Krystiana Dziubińskiego, kapitana i lidera z krwi i kości. Wiele dobrych momentów w tym sezonie miał Teddy Da Costa, ale powinien on nie odpowiadać na zaczepki rywali i trzymać nerwy na wodzy. W fazie play-off nie można łapać wielu wykluczeń, bo one rozbijają zarówno schematy gry, jak i powodują, że traci się siły.
Nieźle potrafią grać bracia Strielcowowie, którzy w ostatnich meczach pokazali się z dobrej strony. Dobre liczby ma Andrej Themár, swoje robi też Daniił Oriechin. Na razie nie przekonuje mnie Daniił Apalkow. Ma czas, by to zmienić.
Siła w ataku jest. Wydaje mi się, że trenerzy popracowali też nad nowymi wariantami rozgrywania przewag, bo niektóre z nich już nie działają. Martwiłbym się jednak o to, jak zespół radzi sobie w defensywie.
Właśnie miałem o to pytać. Unia w destrukcji popełnia sporo prostych błędów.
– To prawda. Czasem pojawiają się one przy wyprowadzeniu krążka, czasem jest to kwestia zbyt słabego „nacisku” na rywala. W sezonie szwankowała też współpraca bloku defensywnego z bramkarzem. Wiemy, że Clarke Saunders odbija krążki przed siebie i obrońcy czasem muszą mu nieco szybciej wyczyścić pole lub przedpole bramkowe.
W Unii brakuje obrońców ofensywnych, bo poza Ryanem Glennem i Jegorem Orłowem takich nie ma. Z tym, że ten drugi musi jeszcze poprawić kilka aspektów.
Trener Tom Coolen lubi grać na trzy pary obrońców. Czy w fazie play-off, zwłaszcza w drugim meczu, który odbywa się około 20 godzin po pierwszym starciu będzie widoczny ubytek sił?
– Jak najbardziej się z tym zgodzę. Przykładem niech będzie tutaj Ryan Glenn, który podczas gier w pełnych składach i przewagach robi dobrą robotę. Ma już niemal 42 lata, więc trochę nie rozumiem, dlaczego trenerzy ustawiają go również w formacji odpowiedzialnej za bronienie osłabień. Gdy Ryan jest zmęczony, częściej przydarzają mu się błędy. To jest normalne w hokeju.
Szkoda, że trenerzy tak rzadko korzystają z usług Patryka Noworyty, który we wspomnianych osłabieniach gra bardzo ofiarnie. Mówiąc kolokwialnie – wsadzi głowę tam, gdzie ktoś inny boi się włożyć kij.
Kto zatem wygra tę rywalizację?
– Widzę lekką przewagę oświęcimian i uważam, że to ona powinna wygrać tę rywalizację. Jeśli miałbym typować procentowo, to na ten moment wskazałbym 55 do 45 procent na korzyść Unii.
Nie wydaje mi się, że atut własnego lodu będzie odgrywał tutaj jakieś większe znaczenie. Owszem własny lód, znajomość własnych band czy doping kibiców jest istotny, ale w fazie play-off gra się w sposób bardzo ostrożny i uważny. Czasem jesteś tak skoncentrowany, że nie wiesz co dzieje się na trybunach.
Dużo zależeć będzie od tego, jak mecz będzie się układał. Doskonale wiemy, że przypadkowy gol czy spektakularne zagranie mogą mieć ogromny wpływ na to, jak mecz potoczy się dalej.
Rozmawiał: Radosław Kozłowski
Komentarze
Lista komentarzy
stary satyr
Waldek dobrze zna Cara i wie, że faworytem dziś są Tychy.
Jarek1
Legendarny??o mamo,nie mogę Legendarni to Jobczyk,Zabawa,Puzio czy L.Laszkiewicz,ten Pan owszem dobry hokeista ale do legendy???
Paskal79
Jarek 1 Waldek Klisiak jest legendą polskiego i Oświęcimskiego hokeja!! Jak uważasz inaczej to się chyba mało znasz na hokeju uczestnik igrzyska olimijskich i grał w grupie A czyli obecnej elicie, w ekstraklasie czeskiej i we Włoszech i zapleczu ekstraklasy fińskiej wielokrotny mistrz Polski i muliti medalista zobacz ile ma pkt i meczy w polskiej lidze hokeja ile meczy w reprezentacji Polski i żadnemu z tych co wymieniłeś nie ustępuje a może przewyższa .