Hokej.net Logo

Mamy ich już dość

Na początek sprostowanie. Do nadtytułu po wtorkowej kolejce hokejowej wkradł się błąd. Napisaliśmy, że sędzia Szot stracił kontrolę. To nieprawda. Sosnowiecki arbiter... nigdy nie miał kontroli więc nie miał czego tracić. Zainteresowanych przepraszamy. Jeżeli jakiś mecz, prowadzony w tym sezonie przez Michała Szota, zakończył się bez afery, albo ogromnych pretensji pod adresem arbitra, to musiał nastąpić wyjątkowy zbieg okoliczności.

Najświeższe przykłady na to, że sosnowiczanin nie ma pojęcia o wykonywanej przez siebie pracy są następujące: w spotkaniu z 2 grudnia 2005 roku Cracovia - Dwory SA Unia uznał bramkę, której krakowianie nie strzelili. Widzieli to wszyscy. Po meczu o karygodnym błędzie można się było przekonać oglądając zapis z telewizyjnej kamery, pokazywany zresztą na antenie TV Kraków. I co?
I nic. Kiedy trener oświęcimian dzień po meczu spotkał sędziego na prywatnym gruncie arbiter dalej twierdził, że bramka padła. Gdyby był prawdziwym mężczyzną, czyli `chłopem z jajami` potrafiącym się przyznać do błędu, uderzyłby się w pierś i powiedział: „przepraszam, zrobiłem błąd”. On jednak wmawia sobie, że jest nieomylny.
W pierwszej kolejce 2006 roku znowu dał o sobie znać. Tak prowadził mecz Dwory SA Unia - KH Sanok, że w spotkaniu, w którym nikt nie miał zamiaru walczyć odgwizdał 111 minut karnych. Ośmieszył się 36 minucie kiedy to odesłał na ławkę kar Macieja Radwańskiego i Jarosława Kłysa. Napastnika KH Sanok za faul, a oświęcimskiego obrońcę za symulowanie, że był faulowany. Interpretacji przepisów rozumianych tylko przez sędziego było zresztą więcej, co znających umiejętności (raczej ich brak) tego arbitra nikogo nie dziwiło.
Zdziwiła natomiast ocena kwalifikatora Jana Miszka, który zapytany o ocenę dla sędziego powiedział: „dobra”.
Czas nad tym wszystkim poważnie podyskutować. Tym poważniej, że spotkanie sędziów z trenerami, zorganizowane przez Rudolfa Rohaczka za zgodą PZHL, w trakcie grudniowego turnieju EIHC, niczego nie dało. Michała Szota na tym spotkaniu nie było - mówi prezes Dwory SA Unia i wiceprezes PZHL Kazimierz Woźnicki. Byli za to inni, których komentarze po spotkaniu były takie, że od razu można było zrozumieć, że poważne dyskusje nad polskim sędziowaniem z arbitrami niczego nie zmieni. Sędziowie się przekomarzali hasłami: „będziesz aptekarzem?”. A to przecież nie o to chodzi. Chcieliśmy uzgodnić, ustalić jakie zagrania będą przez sędziów piętnowane, na jakie zagrania zawodnicy powinni zwracać uwagę i pilnować się przed nimi.
Ale nic z tego nie wyszło. Przynajmniej po meczu prowadzonym przez Szota taki właśnie wniosek można wyciągnąć.
Pozostaje jednak najważniejsze pytanie: kto ma powiedzieć takim arbitrom jak Szot, panu już dziękujemy? W PZHL „nie ma mocnych”, albo jak kto woli „sami swoi”. Tylko, że w przeciwieństwie do komedii kryjących się pod tymi tytułami nikomu nie jest do śmiechu.

Przedruk z czwartkowego "Sportu".



Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe