Szymon Marzec we wtorkowym meczu z Ciarko STS-em Sanok nie dostał od trenera Krzysztofa Majkowskiego zbyt wielu szans na pokazanie swoich umiejętności. Trójkolorowi przegrali na własnym lodzie aż 2:7, a tyscy kibice nie szczędzili im gwizdów.
W pierwszej fazie meczu to sanoczanie narzucili swoje tempo gry na „Stadionie Zimowym”. Goście stworzyli sobie znacznie więcej sytuacji podbramkowych i na przerwę schodzili z jednobramkowym prowadzeniem.
– Na pewno pierwsza tercja nie ułożyła się tak, jak chcieliśmy. Natomiast od drugiej tercji myślę, że podkręciliśmy tempo, ale trochę brakowało skuteczności. Wynik jest bardzo wysoki i jesteśmy tym rozczarowani. Nie możemy u siebie przegrywać w takim stosunku – analizował Szymon Marzec, który we wtorkowym meczu rozegrał zaledwie kilka minut. – Gdy zdobyliśmy gola na 2:3, mieliśmy swoje okazje, by odwrócić wynik spotkania. Potem popełniliśmy kilka prostych błędów i wypuściliśmy ten mecz z rąk.
Według 30-letniego skrzydłowego, zespół przespał pierwszą odsłonę i dał rozwinąć skrzydła sanoczanom, którzy mieli w nogach czterogodzinną podróż.
– Nie wiem z czego to wynikało, trudno powiedzieć to na gorąco. Nie wyglądało to, jakbyśmy grali przed własną publicznością. Owszem w drugiej tercji były momenty, że nie wypuszczaliśmy sanoczan z ich tercji. Gdy byliśmy „na fali” powinniśmy zagrać skuteczniej i zdobyć bramkę. Tak się nie stało i stąd też taki wynik – wyjaśnił doświadczony napastnik.
Tyszanie mimo wysokiej porażki aż do 49. minuty walczyli o doprowadzenie do remisu. Od początku trzeciej tercji rzucili się do ataku, jednak nie zdołali wyrównać, a na dodatek nadziali się aż cztery razy na skuteczne akcje drużyny z Sanoka.
– Cisnęliśmy przeciwników. Były okazje, ale nie strzeliliśmy bramek, zwłaszcza w trzeciej tercji. Potem popełniliśmy kilka prostych błędów, które naprawdę nie powinny nam się zdarzyć. Niepotrzebne straty w tercji neutralnej sprawiły, że goście mogli zagrać z kontry, co bardzo lubią i fajnie im wychodzi, i wykorzystać swoje okazje. Trochę musieliśmy się otworzyć, zaryzykować, ale dzisiaj się to nie opłaciło – wyjaśnił wychowanek gdańskiego hokeja.
Nie da się ukryć, że tyszanie mają spore problemy ze skutecznością, bo w tej statystyce ze zajmują dopiero szóste miejsce w lidze (8,8 procent). Dość powiedzieć, że w ostatnich trzech meczach zdobyli tylko sześć bramek, a stracili ich aż 13.
– Niestety słaba skuteczność to jest taki nasz problem od jakiegoś czasu. Z Unią Oświęcim też był taki mecz, że mieliśmy więcej strzałów, sytuacji bramkowych, a wynik był niekorzystny. Dzisiaj byliśmy świadkami powtórki. Nie wiem z czego wynika, ale mam nadzieję, że to się odwróci w końcu i bramki zaczną wpadać. Wtedy będziemy spokojnie wygrywać spotkania, bo mamy naprawdę bardzo mocną drużynę i musimy to tylko udowodnić na lodzie – zapewnił wychowanek Stoczniowca Gdańsk.
W różnych momentach spotkania z trybun dało się słyszeć gwizdy kibiców, których kumulacja następowała po straconych golach. Miejscowi kibice niewybredne epitety kierowali głównie w kierunku sztabu szkoleniowego.
– Kibice mogą być niezadowoleni i rozczarowani jeśli przegrywamy na własnym lodzie w takim stosunku. Ta gra naprawdę wygląda dobrze w naszym wykonaniu, ale w końcowym rozrachunku liczy się tylko wynik. Myślę, że na pewno nie daliśmy kibicom powodu do zadowolenia po tym meczu. Nie możemy dopuścić do tego, żeby taki mecz kiedykolwiek się powtórzył – stwierdził ze spuszczoną głową Szymon Marzec.
Czytaj także: