Dla wielu sympatyków hokeja Jacek Chadziński jest wzorem sędziego - obiektywny, bezstronny, kontaktowy - to tylko niektóre cechy wymieniane przez zwolenników tego arbitra z Krakowa. Jednak jak się okazuje umiejętności i doświadczenie nie wystarczą, by sędziować w Polskiej Lidze Hokejowej.
Bartosz Wiśniewski: - Dlaczego od paru miesięcy Jacek Chadziński nie sędziuje na polskich lodowiskach?
Jacek Chadziński: - Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że stałem się ofiarą zawiści. Dla osób, które interesują się hokejem i polskimi rozgrywkami rozwiązanie tej zagadki nie jest trudne.
Czy chodzi o Krzysztofa Karasia? [Karaś jest Przewodniczącym Wydziału Sędziowskiego Polskiego Związku Hokeja na Lodzie]
- Tak. Do dziś nie dostałem od wydziału sędziowskiego żadnych kwalifikacji za moją pracę w ubiegłym roku. To karygodne. Mało tego - ja w ogóle nie zostałem zawieszony, nie dostałem żadnego pisma ze związku w tej sprawie. Kiedy pan Karaś nie powołał mnie na coroczny egzamin sędziowski, we wrześniu zapytałem prezesa PZHL, czy mogę dostać oficjalne potwierdzenie, że nie jestem już arbitrem. Uzyskałem odpowiedź, że jak najbardziej arbitrem jestem.
To dlaczego Pan nie sędziuje?
- O to zapytałem prezesa PZHL Zenona Hajdugę. Otrzymałem pustą odpowiedź bez jakichkolwiek argumentów. Po prostu "zarząd sędziów na czele z panem Karasiem podjął taką decyzję". Czy muszę coś więcej dodać?
Polscy zawodnicy mają o panu bardzo dobre zdanie. W czym tkwi pański fenomen?
- Fenomen to za dużo powiedziane. Po prostu traktuję hokeistów jak "Panów Zawodników", dlatego oni traktują mnie jako "Pana Sędziego". Oczywiście dzieje się tak, kiedy wychodzimy na lód. Kiedy z niego schodzimy lub jesteśmy jeszcze przed meczem, z każdym z nich rozmawiam czy piję kawę. Nie ma dla mnie znaczenia w jakiej drużynie występuje dany zawodnik.
Bardzo szanują pana także kibice. To bardzo rzadko spotykane zjawisko.
- Oglądam portale hokejowe, czytam artykuły, opinie internautów i przyznam, że jest mi niezmiernie miło, kiedy widzę, że ludzie o mnie pamiętają. Mimo tego, że jestem sędzią, a jak wiadomo są oni zawsze narażeni na ostrą krytykę publiczności, wjeżdżając na krajowe lodowiska czuję, że fani odnoszą się do mnie z sympatią. [w plebiscycie portalu www.hokej.net na najlepszego sędziego sezonu 2004/05 Jacek Chadziński z 45% głosów wygrał bezapelacyjnie; zdobywca drugiego miejsca, Grzegorz Kociołek miał otrzymał 8 % - red.].
Jak zarząd sędziowski oceniał dotychczasowe spotkania, w których występował Pan w roli arbitra ?
- W pewnym momencie byłem załamany, kiedy usłyszałem, że za dwa mecze GKS Tychy - Unia Oświęcim, i Unia - Podhale Nowy Targ z ubiegłego sezonu otrzymałem od pana Jana Miszka [kwalifikator PZHL-u - red.] po 60 punktów, gdzie we wcześniejszych spotkaniach otrzymywałem przeważnie o około 20 więcej. Czułem się tak, jak by mnie po prostu na tych spotkaniach nie było. To pokazało, że niektórzy ludzie po prostu już nie wytrzymywali.
Szóstego listopada brał Pan udział w egzaminach sędziowskich w Warszawie. Gdyby zdał je Pan pomyślnie, powrócił by Pan do sędziowania. Tak się jednak nie stało.
- Mówię to bez żadnego wstydu - oblałem egzamin. Do Warszawy przybyłem około siódmej rano, trzy godziny wcześniej wyjechałem z Krakowa. Byłem przekonany, że po przyjeździe na lodowisko otrzymam klucz do szatni, gdzie mógłbym się spokojnie przygotować do egzaminu. Tymczasem przez niemal dwie godziny musiałem dosypiać na ławeczce, bo nie było żadnej osoby, która mogła by dać klucz do jakiegokolwiek pomieszczenia. Moi egzaminatorzy pokazali po prostu swój poziom. Mogłem się tego po nich spodziewać.
A jak wyglądał sam egzamin?
- Najpierw miała być część teoretyczna, ale z tego wynika, że wszyscy byli przekonani, że nie uzyskam wymaganych czasów na lodzie, tak więc pierwszym etapem egzaminu była część sprawnościowa. Miałem dziesięć minut na przebranie się, przygotowanie i od razu na egzaminy! To co normalnie zdaje się przez dwa dni, ja musiałem zdać w ciągu 10 minut. Zdawałem trzy konkurencje: startował jeszcze ze mną Wojciech Kolusz [brat Marcina - reprezentanta Polski - red.], i na krótkim dystansie wygrałem z nim o pół sekundy. W slalomie przegrałem z nim o około dwie sekundy i w podobnym stosunku byłem gorszy w "ósemce". Jestem dumny z siebie, że nie będąc 10 miesięcy na meczach potrafiłem się tak przygotować.
Oblał Pan jednak testy.
- Tak. Ale tuż przed nimi dowiedziałem się od jednego z egzaminatorów, że znalazłem się na tym egzaminie przez nieporozumienie. "Ustaliliśmy, że nie jesteś sędzią" - usłyszałem. Pytania z części teoretycznej były wręcz kabaretowe. Po raz kolejny utwierdziłem się w przekonaniu, że w polskich przepisach hokeja jest wiele luk i nieporozumień. Dzisiaj sędziowie znają wszystkie paragrafy, wiedzą jakie są przepisy... co z tego, jeśli nie potrafią zastosować ich w praktyce. A to jest przecież najważniejsze, bo decyzje są podejmowane w ułamku sekundy.
Czy podczas egzaminu był na sali szef Wydziału Sędziowskiego, pan Krzysztof Karaś?
- Tuż przed rozpoczęciem testów zadzwonił i oznajmił, że go nie będzie bo ma ważniejszą sprawę. Z tego co wiem był obserwatorem na jednym z meczów piłkarskich w niższej klasie rozgrywkowej. Do teraz nie wiem, jak wygląda moja sprawa. Nikt ze związku się ze mną nie kontaktował, po prostu mnie zlekceważono i odsunięto na dalszy plan.
Jak to się stało, że tak doświadczony sędzia jak Pan nie zdał podstawowego egzaminu?
- Pytania były niejasne i mogły być na różny sposób interpretowane. Na odpowiedź miałem bardzo mało czasu, do tego doszedł stres i zdenerwowanie tym, jak mnie potraktowali przed rozpoczęciem egzaminu.
Organizacja sędziowska w PZHL to jeden wielki bałagan. Sędziowie to trzecia drużyna na tafli. Ta drużyna też musi mieć trenera, tak jak orkiestra dyrygenta. Tego nie ma i dlatego gwizdki czasami fałszują. Wszyscy, którzy atakują bezpardonowo sędziów powinni zrozumieć, że winni takiego stanu rzeczy nie ślizgają się na lodzie tylko siedzą za biurkami. Uważam, że gdyby w Polsce był realizowany program szkolenia sędziów opracowany przez IIHF to sędziowie na których teraz wszyscy "psioczą" odzyskaliby swój autorytet. Ale to wymaga pracy, dyscypliny i treningu. Dziś szkoleniem sędziów zajmują się ludzie, którzy przede wszystkim sami jeszcze powinni się uczyć, wystarczy zobaczyć ile błędów jest w polskiej wersji przepisów gry i suplemencie do nich. Dawniej robili to ludzie, którzy sędziowali na Mistrzostwach Świata i Igrzyskach Olimpijskich np. Władysław Michalik, Aleksander Zagórski, Andrzej Kapołka, Bogdan Tyszkiewicz, Krzysztof Zawadzki, Janusz Hejnowicz.
Chciałby Pan stanąć za sterami PZHL-u? Zminłby pan wizerunek polskiego hokeja?
- Siedzenie za biurkiem to nie to czego bym chciał. Sędziowaniu na lodowisku oddałem sporą część życia i chciałbym jeszcze występować w roli arbitra przez długie lata. Myślę, że po prostu nie nadawałbym się na prezesa, czy też członka zarządu naszego związku, choć zmiany są konieczne. Moje miejsce jest na lodzie...
Kalendarz wydarzeń:
* 22 grudnia 2004 - Chadziński na zaproszenie organizatorów sędziuje historyczny mecz dla polskiego hokeja: Reprezentacja Polski - Gwiazdy NHL.
* 14 stycznia 2005 - Chadziński sędziuje spotkanie KH Sanok - Unia Oświęcim. W przerwie między tercjami daje kibicom z Sanoka kurtki, w geście podziękowania za ich kulturalny doping i słowa otuchy w trakcie jego choroby. [PZHL uznaje to zachowanie za nieetyczne i od tego momentu Chadziński nie sędziuje w spotkaniach ligowych].
* 17 sierpnia 2005 - Chadziński nie dostał informacji od władz PZHL-u dlaczego nie został umieszczony na liście sędziów, oraz jak mówi, nie dostał zaproszenia na coroczny kurs sędziowski. Jak twierdzi Chadziński, teoretycznie oczyszczono go z zarzutów. Sprawozdanie z posiedzenia Wydziału Gier i Dyscypliny nie zostało jednak umieszczone na oficjalnej stronie internetowej PZHL-u.
* 6 listopada 2005 - Chadziński nie zdaje testów praktycznych na egzaminie sędziowskim [wbrew wcześniejszym zapowiedziom w spotkaniu nie uczestniczył Krzysztof Karaś - przewodniczący Wydziału Sędziowskiego].
Dla Gazety
Krzysztof Karaś
przewodniczący Wydziału Sędziowskiego PZHL
Jacek Chadziński nie zaliczył egzaminu sędziowskiego. Nie był obecny na egzaminie organizowanym w maju. Później były wyznaczone dwa dodatkowe terminy - październikowy i listopadowy. Pojawił się na egzaminie listopadowym, zaliczył tylko część praktyczną, a w teoretycznej na 30 możliwych punktów uzyskał tylko 10, a próg zdania wynosił 21. Dlatego nie jest uprawniony do sędziowania. Rok temu podczas grudniowego spotkania w Krynicy uzgodniono, że informujemy o dacie egzaminów sędziowskich przez internet. Trzy tygodnie przed majowym egzaminem była taka informacja na stronie internetowej PZHL-u, oprócz tego wszyscy dostali zawiadomienia pisemne.
Mówi Ryszard Molewski - szef WGiD PZHL
Bartosz Wisniewski: Czy Hubert Godziątkowski sędzia i jednocześnie sekretarz Wydziału Sędziowskiego, mógł przeprowadzać teoretyczny i praktyczny egzamin? Czy nie powinien być na nim obecny Krzysztof Karaś, Szef Wydziału Sędziowskiego?
- Dziwi mnie to pytanie. A kto miał być na nim obecny? Są to osoby kompetentne, tak więc nie widzę w tym żadnego problemu. Panowie dziennikarze - skończcie w końcu z Jackiem Chadzińskim, nie zdał egzaminu i po sprawie.
Bartosz Wiśniewski - Gazeta Wyborcza
Czytaj także: