Hokej.net Logo

MŚ I dywizji w Gdańsku. Na drodze do Wiednia

Z 24 punktów klasyfikacji kanadyjskiej zdobytych na Rumunach, dwanaście na swoje konto zapisali hokeiści GKS-u Tychy. Jedna czwarta z tego, a konkretnie dwie bramki i asysta, to osiągnięcie lewoskrzydłowego, Artura Ślusarczyka.Meczem z Rumunią (9:0) Polacy rozpoczęli marsz do przyszłorocznych hokejowych mistrzostw świata grupy A, które odbędą się w Austrii. Można tak napisać zupełnie bez konsekwencji, bo początek jeszcze nie przesądza zakończenia, trzeba mieć jednak nadzieje, że szczęśliwego.

Dlaczego nie dało się dzień wcześniej trafić Włochów?

- Rumuni to na pewno słabszy zespół - mówi Ślusarczyk. - Wyszliśmy na nich jak rozwścieczone byki, wiedząc, że z Włochami rozczarowaliśmy siebie i kibiców. Bo potem Słoweńcy tychże Włochów pokonali. Można jednak zaryzykować twierdzenie, że Italia straciła sporo sił w meczu z nami i ich kolejnym rywalom było łatwiej.

Czy po przegranej w pierwszym meczu trudno było się zmobilizować na drugi?

- Wręcz przeciwnie. Przecież to jest turniej i każdy może stracić punkty. We Francji dzięki Węgrom awansowaliśmy do grupy A i to nawet przed ostatnim meczem. Trzeba grać do końca. Na Rumunów nie trzeba było nas mobilizować - wyszliśmy z iskrami w oczach. Byliśmy może zdenerwowani, ale nie załamani.

Które to pana mistrzostwa świata?

- Siódme, w tym raz w grupie A.

I właśnie trener reprezentacji, Wiktor Pysz, powiedział, że tyski atak - Sarnik, Słaboń i pan - powinien mieć już tyle doświadczenia, żeby pociągnąć drużynę...

- W kadrze jest dwudziestu zawodników. Byli prawdziwi liderzy, Czerkawski czy Płachta, ale dziś jest kolektyw. Nie czuję się zawodnikiem ciągnącym grę. Są z nami bardziej doświadczeni. Laszkiewicz i Parzyszek - mistrzowie Polski czy nowotarski atak, a Podhale wygrało przecież Interligę. Może lepiej w naszym przypadku grać w drugiej czy trzeciej piątce, bo niektórych odpowiedzialność może sparaliżować.

Czy wierzy pan w awans do grupy A?

- Wierzę i wszyscy wierzą. Musimy wygrywać do końca i to największą różnicą goli. Czy w piłkarskiej Lidze Mistrzów ktoś stawiał na Monaco w walce z Realem czy na Deportivo z Milanem? Nikt! A jednak. Tym bardziej może się tak zdarzyć w hokeju.

Mimo że główne role przeciw Rumunii grali napastnicy, to za najlepszego hokeistę polskiej reprezentacji uznano bramkarza, Tomasza Wawrzkiewicza.

- Byłem tym zaskoczony, ale mile - mówi Wawrzkiewicz, gdańszczanin pochodzący z Bytomia. - Zachowałem co prawda czyste konto, ale wiele roboty nie miałem. Sam się nie wybierałem, nawet nie wiem kto o tym decyduje. (Trenerzy wskazują najlepszych w swoich zespołach. U nas uznano, że trzeba dużo goli strzelać i nic nie tracić, a Wawrzkiewicz obronił dwie "setki" - przyp. red.)

Podobno "bierze" pana grypa.

- W dniu meczu źle się czułem. Bolała mnie głowa i chyba miałem gorączkę. Mimo to zagrałem. Biorę lekarstwa i po dniu przerwy powinno być już dobrze.

A co z pańskim nadciśnieniem?

- Wystraszyłem się, że ból głowy może być tym spowodowany, więc od razu poddałem się badaniu. Nie stwierdzono zmian ciśnienia. Myślę, że tamto tak szybko poszło, jak nagle przyszło.

Po kontuzji Tomasza Jaworskiego wydawało się, że na mistrzostwach pan będzie pierwszym. Jednak z Włochami rozpoczął "Jawa". Może to pan powinien grać od początku?

- Tego się nigdy nie dowiemy. W każdym razie nie mam o to pretensji. Wszyscy zagraliśmy wówczas słabo i Tomek wiele nie mógł zrobić.

Walczycie do końca...

- Jesteśmy w trudnej sytuacji, ale teraz mamy teoretycznie słabszych rywali, więc wygląda na to, że w niedzielę zgramy ze Słowenią o wszystko. Musimy liczyć na szczęście i trochę na... innych.

Dziś w Gdańsku grają: o 13.00 Słowenia - Rumunia, 16.30 Włochy - Korea Płd., 20.00 Polska - Estonia.

Jacek Błasiak "SPORT"

skh



Czytaj także:

Liczba komentarzy: 0

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe