Hokej.net Logo

Okiem Kojota. Kapitan Auston Matthews to pokaz bezsilności Maple Leafs

2024-08-18 15:20 NHL
Auston Matthews kapitan Toronto Maple Leafs, screen
Auston Matthews kapitan Toronto Maple Leafs, screen

Kiedy kawiorowa władza tysiąc którejś partii mówi, że "nie mamy lidera, wszyscy jesteśmy liderami" - to znaczy to mniej więcej tyle, że ich lider kazał im tak mówić, żeby się szare ludki nie burzyły, że jest jak w innych partiach. Kiedy znowu mają lidera, to dla jednych jest to jakiś tam dyktator, oczywiście następca malarza z Austrii, a dla innych zbawca, wybawca demokracji i pistacji. W NHL natomiast może być to albo naturalny lider i zawodnik z cechami przywódczymi, albo ktoś, kto najczęściej widnieje na plakatach, a prawdziwego przywódcy nie ma. Ten drugi właśnie został kapitanem Toronto Maple Leafs.

Kapitan tonie przed statkiem?

Przypadki nietrafionego kapitaństwa historia ligi i hokeja jako takiego zna dobrze. Ostatnim takim był bodajże Eric Desjardins grający dla Flyers w latach 90. Zawodnik grał tak źle, że sam zrzekł się kapitaństwa drużyny. Innym przypadkiem jest oddawanie kapitaństwa ze względu na niezaprzeczalną popularność danego zawodnika, którego koszulki już sprzedają się super, a z literką "C" na piersi będą sprzedawać się jeszcze lepiej. Tak było w przypadku oczywistej petardy reklamowej, ale i wielkiej niewiadomej jeśli chodzi o liderowanie, czyli Connora McDavida, który otrzymał ten tytuł zaraz po niezbyt udanej kadencji Andrew Ference’a. Tak oczywiście będzie również w przypadku Connora Bedarda, który co prawda nie może sobie jeszcze legalnie kupić piwa i potrafi obrazić się na Nicka Foligno za nieprzychylną uwagę, ale o którym już mówi się, że Chicago to jego i tylko jego drużyna.

Póki co żaden z tych Panów nie dostąpił Pucharu, ale trzeba pamiętać, że nawet wielki Steve Yzerman, który w wieku nastu lat został kapitanem Red Wings, na pierwszą wygraną ligę musiał czekać do 32. roku życia i dopiero wtedy rozwiązał się wielki worek z trofeami. Sidney Crosby był skrojony do tej roli i jego naturalne przywództwo, połączone z ustawicznym obniżaniem swojej wartości rynkowej na poczet dalszej kariery w Pittsburghu dały mu laury i honory w "Mieście Stali" do końca świata i przyćmiły osiągnięcia wielkiego Mario Lemieux.

Czy zatem Auston Matthews będzie kapitanem "Liści" na miarę Sidneya Crosby'ego? Oczywiście że nie.

Może i cichy ale za to nieobecny w playoff

"The captain leads by example" - grzmi komentator w NHL24, gdy zdobędziemy bramkę naszym głównodowodzącym ekipy. W tym przypadku teoretycznie powinniśmy oddać wszelkie honory chłopakowi z Arizony i przyznać, że pierwszy amerykański kapitan Toronto zasługuje na to miano z każdej strony. Mimo obecności McDavidów i Bedardów, to on będzie następny w kolejce do zaatakowania rekordu strzelonych bramek, niezależnie od tego do kogo będzie on należeć za kilka sezonów. Mało tego, Matthews zaczął ostatnimi czasy  nawet poświęcać się nieco grze w defensywie i momentami był liderem swojej ekipy w…blokowaniu strzałów. Pokażcie mi drugiego zawodnika takiego kalibru, który czuje potrzebę poświęcania własnego ciała podczas gdy drużyna ma do tego wielu "zwykłych śmiertelników". Nieco śmieszne są wszakże kolejne raporty McDavida i Draisatla o kontuzjach i złamaniach, których widocznie nabawiają się od samej jazdy i strzelania, bo kontaktowej gry nie uprawiali panowie chyba od liceum.

Mamy zatem argument "za"? Niby tak. Fajny argument, taki nie za mocny.

"Zbudziłem się, nie było źle"

…zdaje się śpiewać Matthews przy okazji każdej kolejnej fazy play-off, czyli w momencie, gdy funkcja kapitana zyskuje na istotności po stokroć. Świetnym przykładem rozczarowania tej kampanii jest ciekawy przypadek Jacoba Trouby z New York Rangers. Jacob robił to, co robi zwykle, czyli mocno grał ciałem (choć często nie trafiał, opuszczał pozycję i przez to drużyna traciła bramki). Jako kapitan nie miał absolutnie żadnego znaczenia i zdawał się grać zupełnie pod siebie albo całkowicie znikać z planszy, z której zdawało się go coś zdmuchiwać. Później okazało się, że grał z kontuzją, ale nikogo nie obchodzi ten fakt, jeśli masz płacone ciężkie miliony dolarów i jesteś dowodzącym jednej z najstarszych ekip NHL. Kapitan zawiódł, drużyna odpadła i teraz nawet nie potrafi się go pozbyć, bo na jego usługi nie ma chętnych.

Matthews znika na najważniejsze wydarzenie, czyli fazę play-off. Póki co "Liście" nie będą mieć problemu z dotarciem do tego etapu rozgrywek, a awans wydaje się dla nich paradoksalnie krzywdząco prostym zadaniem. Ultratalenty w postaci Austona, Nylandera i Marnera strzelają i asystują prawie z nudów, od niechcenia, z łatwością, śrubując kolejne rekordy i odprawiając w zaświaty pamięć o Matsie Sundinie czy Aleksie Mogilnym. Łączy ich jednak brak pucharu, brak sukcesu na miarę stolicy hokeja, za jaką Toronto się uważa. Auston nie gra w fazie pucharowej praktycznie nic, nawet jeśli zdobywa bramki. Nie przykłada się, nie robi nic ekstra, nie wystawia swojego ciała na większe obciążenia niż zwykle. Słowem nie robi tego, co robił Alex Barkov dla Panthers, czy tego co robił Mark Stone dla Vegas (kiedy oczywiście nie ściemniał całorocznego urazu). Mamy więc bardzo poważny argument na "nie".

Kwas w szatni będzie tylko większy?

Nie jestem pewien czy John Tavares pamięta ostatni raz w NHL, gdy nie grał jako kapitan. W atmosferze skandalu i hejtu opuszczał New York Islanders, by zdobyć najwyższe laury z Leafs, gdzie naturalnie od razu planowano już paradę, dynastię i jeszcze kilka innych japońskich słówek. Naturalnie jako lider Toronto zawiódł i to na całej linii. Jego znaczenie jako zawodnika spada z sezonu na sezon, bo zwyczajnie zasiedział się w drużynie nafaszerowanej talentem i nowoczesną myślą hokejową. Nowoczesna myśl to jednak bardzo dużo pieniędzy i bardzo mało starania. W prostych słowach, żaden z mega talentów nie gra na maksa swoich możliwości, a już osiągają wyniki niebagatelne. John, który musiał mega starać się za wszystkich w Nowym Jorku, teraz nie musi starać się praktycznie wcale. Ostatni raz było o nim głośno, gdy otrzymał soczyste kolano w fazie play-off przed kilkoma laty. Poza tym słuch o gościu zaginął.

Na konferencji prasowej oczywiście John był spokojny i nie zgłaszał żadnych pretensji. Ma to bezpośrednio związek z faktem, że bardzo zależy mu na pozostaniu w Toronto. Tutaj jednak psem, który ma prawo obsikać każdy hydrant jako pierwszy jest Auston Matthews i jeśli zagrozisz jego pozycji w jakikolwiek sposób, to możesz się od razu pakować. Rozleniwiony Auston nie jest obwiniany o porażki. Zaszczyt ten spadał najpierw na bramkarzy, potem na wszystkich obrońców, potem na Marnera a potem na "brak zmian". Tavares przelatywał spokojnie pod radarem, ale konieczność zmodyfikowania czegokolwiek musi się na nim odbić.

Czy jednak zmiana kapitaństwa zostanie odebrana przez niego jak konieczna zmiana, na którą był przygotowany? A może w jego zdolnym hokejowym serduszku tli się myśl, że zastosowano wobec niego wrogie przejęcie? Jak bardzo kwaśna będzie atmosfera w szatni po tym, jak wieloletni już lider, nawet jeśli słaby w swoim fachu, tak po prostu przestanie nim być? Czy Matthews wejdzie sobie do szatni, poklepie Johna po ramieniu mówiąc "sory bro" i pójdzie grać jak gdyby nigdy nic? A może zaprosi go na kolację, pogadają, wypiją trochę whisky i sprawa rozejdzie się po ich niezwykle drogich kościach? To jest pytanie, na które odpowiedzi prawdopodobnie nigdy nie poznamy, a jeśli poznamy to będzie to oznaczać, że Elliot Friedman ponownie lata z drużyną i sprzedaje do mediów wszystko, co udaje mu się zauważyć.

Rozleniwiony, zniechęcony, zdemotywowany

... przynajmniej jeśli chodzi o kasę. Matthews jest najlepiej zarabiającym zawodnikiem NHL, choć patrząc na wskaźniki inflacji w wybitnie prowadzonej Kanadzie, to zarabia nawet nieco mniej niż Jaromír Jágr w latach 90. W dalszym ciągu pieniędzmi być może zrobiono mu krzywdę i przekonano go, że jest najlepszy we wszystkim i w zasadzie nic więcej się od niego nie oczekuje. Stąd też uśmiechy na twarzy, gdy odsuwa się by inni rozwiązywali za niego niesnaski na lodowisku i absolutnie nieskalane troską wyrazy twarzy po istotnych porażkach. Nie znajduję dobrego kandydata do tej funkcji w Toronto, ale z całą pewnością Matthews jest w gronie najmniej do tego nadających się graczy. Max Domi wydaje się być niezłą opcją, ale nikt nie może dostąpić większych zaszczytów niż Auston. Drużyna wpadła we własne sidła, przepłaciła go na każdej płaszczyźnie, wyniosła na wszystkie dostępne piedestały a teraz, za lata braku zaangażowania w play-off, podarowała mu literkę "C".

Wniosek?

Maple Leafs podobno próbują dobić targu w sprawie Mitcha Marnera, więc jakichś zmian dokonują. John Tavares raczej nie zabawi tu po wygaśnięciu kontraktu, chociażby ze względu na limit "czapki płac". Jednak kapitaństwo dla Matthewsa to bardziej kolejny dyplom przyznany mu za bycie najfajniejszym, niż poziomy awans w strukturach organizacji. Nic więc dziwnego, że za kilka miesięcy Leafs będą w czołówce ligi, by w fazie walki o wygranie ligi odpaść w pierwszej czy też w drugiej rundzie. Wróżę klęskę. Cichy w szatni zawodnik nie jest dobrym kandydatem, a przepłacony i nagradzany za wszystko zawodnik nie jest dobrym kandydatem jeszcze bardziej.

Czytaj także:

Liczba komentarzy: 6

Komentarze

Tylko zalogowani użytkownicy mogą dodawać komentarze. Zaloguj się do swojego konta!
Lista komentarzy
  • PanFan1
    2024-08-18 16:56:39

    Mam bardzo podobne spostrzeżenia do Twoich Kojocie w tej sprawie, Matthewsowi zacina się karabin w play-off co sezon. Trudno nawet powiedzieć że chłop jest nad wyraz pompowany medialnie, bo przecież broni się liczbami z zasadniczego również co rok, cały ten proceder jest zwyczajnie dziwny. Może to coś z jego psychiką, blokada włącza się w meczach o stawkę ? Podobna historia dotknęła Leona, źle rozłożone akcenty fizyczne na dystansie długiego sezonu ? trema ? Co by to nie było, faktyczne funkcja kapitana raczej tylko sprawy pogorszy, ale nie moje zoo i nie moje małpy.

  • narut
    2024-08-18 17:34:08

    ja jego mimo wszystko nie przekreślam, kto wie może to jest właśnie patent na sukces tej drużyny? a skoro podejmuje się tej funkcji to znaczy, że czuje się na siłach udźwignąć ten ciężar... jestem bardzo ciekawy co z tego wyjdzie...

  • J_Ruutu
    2024-08-18 21:42:53

    A może właśnie to go zmotywuje do wejścia na wyższy poziom zaangażowania? Życzę mu tego, jak i całej drużynie której kibicuję od dawna. Niech wreszcie zgarną ten puchar.

  • Unior
    2024-08-19 00:37:53

    Do funkcji kapitana Liści był przymierzany już w wieku 21 lat, ale głupi z jego strony "niemoralny incydent" w Arizonie przekreślił jego szanse. Teraz jak trochę zmądrzał ma drugą szansę, oby ją wykorzystał.

  • Paskal79
    2024-08-19 08:57:58

    Panowie jeżeli danie mu literki,,C'' nie pomoże to już nic nie da rady,wiadomo nie każdy nadaję się na kapitana,ale dla każdego to jest zawszę ogromne wyróżnienie i powodują taką mentalna odpowiedzialność na zespół,a zwłaszcza taki zespół! Toronto ma prawie wszystko by zostać mistrzem, choć prawię robi różnicę, życzę im by po tylu latach zdobyli majstra.

  • mario.kornik1971
    2024-08-19 11:53:39

    bajki, to dzieciom na dobranoc

© Copyright 2003 - 2025 Hokej.Net | Realizacja portalu Strony internetowe