Play-off NHL: Bruins na 90 procent w finale (WIDEO)

Boston Bruins są dopiero w połowie drogi do wygrania finału konferencji wschodniej play-offów NHL, ale po drugim zwycięstwie nad Carolina Hurricanes historia daje im aż 90 % szans na awans do decydującej rozgrywki o Puchar Stanleya.
"Niedźwiedzie" w drugim spotkaniu przed własną publicznością w finale Wschodu nie dały żadnych szans "Huraganom" i wygrały 6:2, dzięki czemu w całej serii prowadzą już 2-0 przed przeniesieniem rywalizacji do Raleigh.
Gospodarze pozwolili gościom zacząć strzelać wczoraj gole dopiero przy stanie 6:0. W każdej z trzech tercji sami trafiali do siatki regularnie, po dwa razy. Niespodziewanym ofensywnym bohaterem Bruins został obrońca Matt Grzelcyk, który nie słynie ze zdolności strzeleckich. 25-letni Amerykanin w poprzednich 25 występach w play-offach NHL tylko raz trafił do siatki. W 66 meczach sezonu zasadniczego zdobył trzy gole, a w 129 występach w rozgrywkach regularnych w ogóle udało mu się tylko 6 razy wpisać na listę strzelców. Nigdy nie zdobył dwóch goli w jednym meczu. Aż wreszcie przyszło spotkanie numer 2 z Hurricanes i mu się to udało.
Grzelcyk zaczął strzelanie w tym meczu trafiając z ostrego kąta po podaniu Marcusa Johanssona w 16. minucie, a później w końcówce drugiej tercji w przewadze zdobył gola na 4:0. Bruins w przewagach wypadli perfekcyjnie, bo mieli dwie i obie zamienili na gola. W tych play-offach w liczebniejszym składzie grają z najlepszą ze wszystkich zespołów skutecznością 33,3 %. Co więcej, w obu przypadkach na ławce kar siedział kapitan gości Justin Williams. W tym drugim udało się go sprowokować zachowującemu się w swoim stylu Bradowi Marchandowi, który najpierw uderzył Williamsa wysoko uniesionym kijem i tylko czekał na reakcję. Gdy kapitan gości zaczął szarpać Marchanda za kask, dostał karę, podczas gdy atak gracza Bruins pozostał niezauważony przez sędziów.
Drużyna z Bostonu miała wczoraj także innego niespodziewanego strzelca w obronie. Connor Clifton w 24. minucie strzelił na 3:0 swojego pierwszego gola nie tylko w play-offach, ale w ogóle w NHL. To kolejny debiutancki gol zawodnika Bruins w tej serii, bo w pierwszym meczu do siatki trafił po raz pierwszy w play-offach Steven Kampfer. Na listę strzelców wpisali się także: Jake DeBrusk, David Backes i Danton Heinen. DeBrusk miał do wczoraj na koncie dwa gole w tych play-offach, a pozostali strzelcy Bruins albo żadnego, albo tylko jednego. Obrońca Torey Krug zaliczył zaś w meczu numer 2 trzy asysty.
- Cieszę się z tego, że mamy gole również tych zawodników, którzy strzelają rzadko. W tych play-offach co chwilę ktoś kolejny daje coś od siebie. W pierwszym meczu mieliśmy Stevena Kampfera, teraz strzelił Connor Clifton - powiedział po meczu trener Bruins Bruce Cassidy. - To ważne, bo w zeszłym roku w serii z Tampa Bay przechodziliśmy przez problemy, gdy brakowało nam takich goli. Wtedy trener częściej posyła na lód pierwsze formacje i ci najlepsi zawodnicy bardziej się męczą.
Dopiero gdy wynik był już rozstrzygnięty, Williams i Teuvo Teräväinen zmniejszyli straty gości. Ten ostatni wykorzystał fatalne zagranie swojego rodaka Tuukki Raska, który wyjechał z bramki i podał wprost do Teräväinena, który strzelał do odsłoniętej siatki. Po drugiej stronie tafli trener Rod Brind'Amour nie zdecydował się zdjąć z bramki Petra Mrázka, mimo że ten wpuścił 6 z 25 strzałów rywali. Brind'Amour przyznał, że Czech popełnił błąd przy pierwszym golu
Hurricanes zawiedli w przewagach, marnując wszystkie cztery. W całych play-offach mają w nich fatalną skuteczność 11,1 %, a zatem grają aż trzy razy gorzej niż Bruins. W ostatnich 10 meczach wykorzystali zaledwie 2 z aż 32 takich okazji. Fatalna była zwłaszcza przewaga na początku drugiej tercji wczorajszego meczu, gdy "Canes" w ogóle mieli problemy z założeniem "zamka". Brind'Amour nie zgodził się jednak po spotkaniu, że to był kluczowy moment popołudnia, wskazując, że jego zespół nie podniósł się już po pierwszej stracie gola w osłabieniu, które potrwało zaledwie 6 sekund. - Tak naprawdę to powietrze uszło z nas już wcześniej, kiedy oni strzelili nam gola w swojej przewadze pod koniec pierwszej tercji - mówił. - Było wtedy widać frustrację. Potrzebowaliśmy odpowiedzi na to, ale jej nie było. Właściwie pomijając pierwsze 15 minut meczu nie zasłużyliśmy na nic więcej niż porażka.
Drużyna z Raleigh przegrywała 0-2 po pierwszych dwóch spotkaniach na wyjeździe także w pierwszej rundzie play-offów z Washington Capitals, a mimo to zdołała wygrać 4-3 i awansować. Nie da się jednak ukryć, że to Bruins są w tej chwili znacznie bliżej sukcesu. Historia pokazuje, że na poziomie półfinału Pucharu Stanleya 90,2 % zespołów prowadzących 2-0 po pierwszych spotkaniach u siebie awansuje do finału. Tylko 6 zespołów na 61 znajdujących się w takiej sytuacji nie zdołało wygrać serii.
Teraz rywalizacja przenosi się do Raleigh, gdzie w nocy z wtorku na środę polskiego czasu Hurricanes podejmą Bruins w meczu numer 3.
Boston Bruins - Carolina Hurricanes 6:2 (2:0, 2:0, 2:2)
1:0 Grzelcyk - Johansson - Coyle 15:22
2:0 DeBrusk - Pastrňák - Krug 18:32 (w przewadze)
3:0 Clifton - Johansson - Heinen 23:46
4:0 Grzelcyk - Coyle - Krug 37:56 (w przewadze)
5:0 Backes - Krejčí - Krug 41:10
6:0 Heinen - Bergeron - Coyle 44:32
6:1 Williams - Faulk - Aho 51:17
6:2 Teräväinen 57:32
Strzały: 25-23.
Minuty kar: 8-4.
Widzów: 17 565.
Stan rywalizacji: 2-0. Czwarty mecz w nocy z wtorku na środę w Raleigh.
Komentarze