Polscy hokeiści w czwartkowy wieczór, wygrywając z Litwą 6:1 zrobili pierwszy krok w drodze do igrzysk olimpijskich. W turnieju kwalifikacyjnym w Nowym Targu trzeba jeszcze wygrać dzisiejsze spotkanie z Chorwacją oraz niedzielne z Holandią. Pierwsza część zadania wydaje się dość łatwa, ale druga będzie znacznie trudniejsza.
Zwycięstwo nad Litwinami na pewno cieszy, ale nie było tak okazałe jak można było się spodziewać. A wszystko przez jeden, ale jakże istotny szczegół - taflę lodowiska. Już podczas meczu Holendrów z Chorwatami obserwatorzy zauważyli, że na lodzie gromadzi się woda i znacznie utrudnia grę. Niestety, w czasie meczu Polaków z Litwinami było jeszcze gorzej i momentami krążek stawał w wodzie.
- Wszystko fajnie: zwycięstwo, doping publiczności i jest atmosfera w drużynie - zapewniał po spotkaniu Mariusz Czerkawski. - Przyjechaliśmy tutaj do pracy, a gospodarze nie zapewnili nam właściwych warunków do jej wykonania. I tym jestem mocno rozczarowany.
Także pozostali hokeiści, jak jeden mąż, twierdzili, że na takim lodowisku trudno było pokusić się o okazałe zwycięstwo.
- Mieliśmy duże szczęście, że lód był kiepskim stanie, bo łatwiej było nam się bronić - przekonywał opiekun gości, Dmitrij Miedwiediew, Białorusin z urodzenia, a Litwin z wyboru.
Andriej Sidorenko, trener reprezentacji Polski, mniej zwracał uwagi na lód, a więcej na grę swojego zespołu. - To pierwsze spotkanie w tym składzie i trudno się dziwić, że było sporo chaosu - obiektywnie zauważył Sidorenko. - Przede wszystkim mam wiele zastrzeżeń do gry zespołowej, zwłaszcza w pierwszej tercji, kiedy każdy chciał zdobyć gola i sporo było popisów indywidualnych. Później próbowałem różnych ustawień w atakach i nie wykluczam zmian podczas następnego meczu z Chorwatami. Tak, by z Holendrami wszystko układało się już po naszej myśli, bo to w tej stawce rywal najgroźniejszy.
Sidorenko bronił się przed wystawianiem indywidualnych cenzurek. O Czerkawskim powiedział: - Strzelił trzy gole. O Oliwie: - Grał bardzo odpowiedzialnie, jak na kapitana przystało. No, ale przypomnieliśmy, że gdy na lodzie przebywała sztandarowa piątka, wówczas Litwini strzelili nam gola. - Wynik tej formacji to 3:1, a stracona bramka to zwykłe gapiostwo i nie powinno się przytrafić - natychmiast odpowiedział trener.
Efektowne gole Czerkawskiego czy Leszka Laszkiewicza wprowadziły świetny nastrój na trybunach. - Gdyby były lepsze warunki na lodzie tych bramek byłoby więcej, bo gramy niezły, techniczny hokej, prowadzony w szybkim tempie - przekonywał Czerkawski. - Krążek jednak nie ślizgał się po lodzie tak, jakbyśmy sobie tego życzyli.
Czerkawski od czasu gry w Djurgaardens IF nieco zeszczuplał, choć przekonywał, że nie stracił na wadze. Przysłuchująca się rozmowie jego sympatia Emilia stwierdziła pół żartem, pół serio: - Mariusz, chyba będę musiała gotować ci obiady.
Po raz pierwszy była na meczu reprezentacji Polski i to na dodatek z udziałem Mariusza. - To zrobiło na mnie spore wrażenie.
Krzysztof Oliwa, kapitan drużyny, był "pod kontrolą" rodziców i swojej sympatii Jennifer oraz - oczywiście - w kręgu zainteresowań kibiców. - Wygraliśmy i to jest najważniejsze - powiedział rozdając autografy. - Jest drużyna na lodzie i poza nim, a to jest niezwykle istotne - podkreślał jak na kapitana przystało.
Waldemar Klisiak po roku nieobecności powrócił do reprezentacji i pokazał się z niezłej strony. Podanie do Leszka Laszkiewicza było efektowne i temu drugiemu otworzyło drogę do bramki. - Nie podniecajmy się zwycięstwem nad Litwinami, bo musimy pokonać Holendrów - zauważył przytomnie Klisiak. - Nieźle ich znam, nie przebierają w środkach, zwłaszcza, gdy gra nie układa się po ich myśli. W takim składzie powinniśmy sobie poradzić.
Wczoraj hokeiści przeprowadzili po południu trening w Nowym Targu. Natomiast Czerkawski z Oliwą zostali zaproszeni do Starego Dworku na spotkanie z kibicami.
Włodzimierz Sowiński - "Sport"
skh
Czytaj także: