Rozmowa z Lubomirem Rohaczikiem, nowym trenerem Ciarko KH Sanok.
- W jaki sposób trafił pan na ławkę trenerską do Sanoka?
- W poniedziałek zadzwoniła komórka i prośba, aby jeszcze tego samego dnia spotkać się w połowie drogi, czyli w Preszowie i porozmawiać.
- Ma pan już za sobą polskie doświadczenia związane z hokejem, nieprawdaż?
- Wtedy, a był to listopad 2006 roku, zadzwonił telefon z Nowego Targu: trzeba ratować drużynę, która nie gra. Powiedziałem: zgoda! I pojechałem. Podhale zajmowało wtedy siódme miejsce w tabeli i przegrywało mecz za meczem. Udało się to odwrócić. Wygraliśmy dziewięć kolejnych meczów, łącznie z liderującą Cracovią, którą rozbiliśmy 9-1 i na mecie rozgrywek zajęliśmy niezłe 3 miejsce. Udało się.
- A mimo to, kontraktu z panem nie przedłużono…
- Nie, gdyż ujawniły się wtedy cechy, a w zasadzie to nie cechy, a wady, polskiego hokeja: niechęć do pracy ze strony zawodników. I to nie wszystkich, ale tych starszych, weteranów. Poskarżyli się prezesowi, oświadczyli, że nie będą ze mną pracować i to wystarczyło.
promocja
- Nie obawia się pan, że jest to epidemia, która dała znać o sobie teraz w Sanoku?
- Tego jeszcze nie wiem, ale nie wykluczyłbym tej diagnozy.
- A czy cokolwiek pan wie, co się dzieje w sanockim hokeju?
- Z zupełnie obcych źródeł dotarły do mnie wieści, że jest hokej, ale nie ma zespołu, drużyny. A bez tego nie ma gry.
- To ja dodam do tego, że kiepsko, znacznie poniżej oczekiwań, grają pańscy rodacy, czyli Słowacy…
- Jeśli to się potwierdzi, to nie będą grali. Będą grali ci, którzy zechcą dawać z siebie wszystko, podczas meczy i treningów. I obojętnie czy będą to Polacy, czy Słowacy, młodzi, czy starzy. Mnie już zaniepokoiły statystki. Bo co to za napastnik, sprowadzony z zagranicy, który w 30 meczach strzelił 4, 5 bramek.
- Zamieni pan ich na innych?
- Jeśli to się potwierdzi, nie będę czekał ani chwili.
Rozmawiał Marian Struś
Czytaj także: