„Rozmowa Tygodnia”. Matias Lehtonen: Choć głośno nikt o tym nie mówi, to każdy to wie
O tym, kto go przekonał, by grać dla GKS-u Katowice, o tym, o czym nie mówi się głośno w szatniach Satelity i o relacjach z bratem-mistrzem świata opowiada w „Rozmowie tygodnia” Matias Lehtonen, fiński napastnik lidera Polskiej Hokej Ligi.
HOKEJ.NET: – Zacznijmy od standardowego pytania. Podoba ci się w Polsce? Na lodowisku i poza nim?
Matias Lehtonen: – Pewnie, że tak. Katowice to całkiem przyjazne miasto. Można się w nim zauroczyć. Pod względem sportowym jest lepiej, niż się spodziewałem. Hokej stoi w Polsce na dobrym poziomie.
Kiedy usłyszałeś o ofercie z Polski, pewnie nie wiedziałeś zbyt wiele o naszym kraju…
– To prawda, ale błyskawicznie przystąpiłem do researchu. Znałem kilku zawodników, którzy występowali w Polsce przede mną, np. Jyriego Marttinena. Mówił mi wiele dobrych rzeczy o polskiej lidze i GKS-ie Katowice. Dzięki jego opinii łatwiej było mi podjąć decyzję. Rozmawiałem też z Mikaelem Kuronnenem, który również chwalił klub za podejście organizacyjne.
Trafiłeś do drużyny, która w ostatnich latach chętnie korzystał z dobrobytu fińskiego hokeja. Nie tak dawno pracował w Katowicach trener Risto Dufva, ale styl jego pracy…
– ...wiem, wiem. W Finlandii jest trochę inaczej niż tutaj.
No właśnie. Na czym polega największa różnica pomiędzy hokejem fińskim i tym, który zastałeś na Słowacji i w Polsce?
– Fińska Liiga jest oczywiście bardzo silna i znajduje się na wysokim poziomie. Hokej teoretycznie wszędzie jest taką samą dyscypliną, ale w Finlandii jest zdecydowanie więcej taktyki, wymagań trenera, zadań do zrealizowania na lodzie, podpowiedzi, instrukcji itd. Jednak między polską a słowacką ekstraklasą nie ma tak dużej różnicy. Może poziom rozgrywek na Słowacji jest ciut wyższy, ale nie możemy mówić o przepaści.
Kto robi na tobie największe wrażenie w szatni GKS-u pod względem mentalności poza lodem i umiejętności na tafli?
– Trudno wymienić jednego zawodnika, ale pozwól, że zacznę od kogoś, kto mnie najbardziej zaskakuje. To Patryk Krężołek, który jest znakomitym hokeistą. Uwielbiam z nim grać. Mamy jednak wielu innych świetnych polskich graczy. Nasz pierwszy atak (Wronka, Pasiut, Fraszko - przyp. red.) to postrach całej ligi. W szatni oczywiście dominuje Grzegorz Pasiut, nasz kapitan. Często mówi po polsku i zanim ktoś przetłumaczy mi jego słowa, widzę po reakcjach kolegów, że to coś ważnego i wpływającego pozytywnie na drużynę. To bardzo ważna postać, choć w GKS-ie liderów jest więcej.
Jak opisałbyś metody pracy Jacka Płachty?
– To surowy trener, ale znakomity w komunikacji z zawodnikami. Na treningu, podczas oprawy czy w boksie nie ma niepewności. Każdy wie, co ma robić. Coach świetnie mówi po angielsku, co zagranicznym hokeistom bardzo ułatwia pracę. Co mogę powiedzieć o jego systemie? Najlepiej opowiadają o nim wyniki.
A na te w Katowicach nie można narzekać. Prowadzicie w tabeli, za moment będziecie mieli okazję zagrać o Puchar Polski. W szatni o trofeach w tym sezonie mówi się już głośno czy jeszcze nieśmiało?
– Nie rozmawiamy o tym, ale moim zdaniem mamy zespół, który może wygrać wszystko. Jestem pewny, że każdy w szatni zdaje sobie z tego sprawę. Dziś jest jeszcze wcześnie, musimy skupić się na kontynuacji naszej pracy i udoskonaleniu tego, co wciąż szwankuje. Mam 100 procent pewności, że choć głośno nikt o tym nie mówi, to każdy wie, że możemy coś zdobyć w tym sezonie.
No dobrze, to teraz rozmowa wychowawcza. Kilkanaście dni temu daliście nam z Michaelem Cichym trochę show. Często zdarzają ci się bójki? Jesteś typem gracza, który łatwo„gotuje się”na lodzie?
– Wręcz przeciwnie! Nie biję się zbyt często, ale czasem emocje ponoszą i potem trudno wytłumaczyć finał. Ten typ, który opisujesz, to zupełnie nie ja.
Ale czasem na lodzie nie ma wyboru.
– To nie był ten przypadek z Cichym. Ja się zdenerwowałem na niego, on na mnie i poszły pięści. Nie było w tym starciu jednak jakiegoś wielkiego wzajemnego urazu. Taki jest hokej. Emocje odgrywają w nim dużą rolę i niekiedy wydobywają z nas takie zachowania.
Często zdarza ci się oglądać w akcji brata?
– Tak, śledzę uważnie przez internet. Nasze dni meczowe nie pokrywają się aż tak bardzo. Jeśli chodzi o oglądanie z trybun, to ostatni raz byłem na meczu Mikko w Szwecji, kiedy zdobywał mistrzostwo SHL. Później może udało mi się zobaczyć jego mecz w Helsinkach, gdy grał dla Jokeritu, ale nie jestem pewny.
Mieliście okazję grać razem na seniorskim poziomie?
– Nie. On zawsze był na innej półce. Jest starszy ode mnie tylko o rok, ale razem graliśmy jedynie w naszej pierwszej drużynie jako dzieci. Żałuję, ale nasze poziomy znacznie się różniły, będąc szczerym.
Czułeś, że dorastasz w cieniu brata?
– Zawsze byłem szczęśliwy, że jest taką gwiazdą. Jestem z niego dumny w każdym calu. Włożył wiele pracy, by być w tym miejscu, w którym się znajduje. Nigdy nie byłem zazdrosny, że to on jest tak popularny w Finlandii.
Rozmawiał: Dominik Kania
Komentarze