We wtorek na lodowisku im. Adama „Rocha” Kowalskiego w Krakowie byliśmy świadkami niemałej niespodzianki. Hokeiści Marmy Ciarko STS-u Sanok nieoczekiwanie pokonali Comarch Cracovię 2:1. Do bohaterów tego spotkania należał Filip Świderski, bramkarz sanoczan, którego 41 udanych interwencji wzbudzało podziw nawet pośród kibiców „Pasów”. Popularny „Świder” po meczu podzielił się z nami swoimi wrażeniami na temat tego spotkania.
Świderski do bramki wskoczył za kontuzjowanego Dominika Salamę. Trzeba przyznać, że godnie zastąpił fińskiego golkipera.
– Po zejściu do szatni, gdy zerknąłem na telefon, to widziałem, że „Doma” do mnie napisał i pogratulował mi dobrego występu. Co tu więcej dodać – było to naprawdę fajne, jak zresztą całe dzisiejsze spotkanie w naszym wykonaniu – powiedział „Świder”.
Sanoczanie pod Wawel udawali się łącznie bez kilku ważnych ogniw. Poza Salamą w składzie zabrakowało jeszcze Karola Biłasa, Lauriego Huhndanpy i Marka Strzyżewskiegp. Z tego względu ich szanse w pojedynku z coraz lepiej prezentującą się Cracovią nie wydawały się zbyt duże.
– Do każdego meczu podchodzimy z takim samym nastawieniem i niezależnie od okoliczności wyjeżdżamy zmotywowani na walkę dopóki, dopóty nie zabraknie nam sił. Każde zwycięstwo to dla nas duża dawka motywacji – podkreślił bramkarz STS.
Co jednak jest na papierze, niekoniecznie musi być w rzeczywistości. Sanoczanie niespodziewanie pokonali „Pasy” i wywieźli grodu Kraka komplet punktów.
– Każdy zawodnik wykonał swoją robotę perfekcyjnie. Nareszcie udały się nam przewagi, z których zdobywaliśmy gole. Trzymaliśmy mocną defensywę, moi koledzy naprawdę świetnie się w niej prezentowali i pomagali mi jak mogli. Wszyscy swoje obowiązki wykonali jak należy – ocenił Świderski.
To on jednak po końcowej syrenie był na ustach wszystkich obserwujących ten mecz. 23-latek odbił aż 41 posłanych na jego bramkę strzałów, stając bohaterem i głównym architektem sukcesu drużyny.
– Co tu mówić… było dziś dobrze i fajnie mi się dzisiaj broniło. Świetnie wszedłem w mecz, a potem nieźle czułem się między słupkami. Mam nadzieję, że limit nieszczęść w tym roku już wyczerpałem. Myślę jednak, że głowa mi się już na tyle zbudowała, że wreszcie cała moja gra i sytuacja zajaśniała – mówił sanoczanin.
Jedną z dodatkowych „atrakcji” tego wieczoru była awaria świateł, która wstrzymała na kilkanaście minut grę. Po konsultacjach z oboma zespołami i zgodą przyjezdnych sędziowie zdecydowali się kontynuować mecz.
– Nie wiem, co tam się z tymi światłami działo. Ja tam stałem na bramce, w swoim świecie (śmiech). A gdy zobaczyłem, że jest przerwa, to podjechałem do boksu, przetarłem twarz ręcznikiem i czekałem. A o co to tam chodziło dokładnie, to nie wiem… Z pewnością te światła nie powinny tak gasnąć. To jest po stronie gospodarzy, aby ta infrastruktura była odpowiednia i przygotowana na takie sytuacje – zaznaczył Świderski.
STS na koncie ma obecnie 14 punktów, a wiktoria w Krakowie była ich 4.w tym sezonie. Choć szans na coś więcej w tegorocznej kampanii ekipa z Podkarpacia nie ma, jej zawodnicy zapowiadają walkę do samego końca.
– Fakt, mamy daleko do play-offów, ale to nie zwalnia nas z obowiązku walki o zwycięstwa. Gramy dla zdobywania doświadczenia, dla przyszłości hokeja w Sanoku i przede wszystkim dla kibiców. Co by się nie działo, zawsze musimy wychodzić i grać na maksimum swoich umiejętności. Czerpać przyjemność z każdego zagrania i dawać ją kibicom, którzy bez względu na wyniki nas wspierają. To są również podwaliny pod następny sezon – zakończył Filip Świderski.
Czytaj także: