- Przyszedłem tu po prostu pograć. Kiedy jednak zobaczyłem zaangażowanie moich kolegów z Automatyki, dotarło do mnie, że gramy o życie. Dla wielu z nich spadek oznaczałby koniec z hokejem. Dlatego oddaliby dusze, aby tak się nie stało. Moim obowiązkiem było im pomóc - mówi Hampus Falk. Szwedzki obrońca czeka na ofertę nowego kontraktu w Gdańsku.
Rafał Sumowski: Gratuluję utrzymania w Polskiej Hokej Lidze. Zgodzi się pan, że choć dołączył pan do zespołu w trakcie sezonu, to ma pan duże zasługi w tym, że Automatyka uniknęła degradacji?
Hampus Falk: Chciałem podziękować kolegom z drużyny za to jak dobrze przyjęli mnie w Gdańsku. Poczułem się jakby przyjęli mnie do rodziny. Patrząc na ten zespół od środka, być jego częścią i widzieć jak bardzo tym chłopakom zależy na utrzymaniu w elicie - to było coś niesamowitego.
Pan też odczuwał presję związaną z walką o utrzymanie czy Gdańsk miał być tylko przystankiem w pańskiej karierze?
Na początku potraktowałem przenosiny do Gdańska jako szansę, żeby pograć na wyższym poziomie niż Division 2, czyli czwarta klasa rozgrywkowa w Szwecji. Potem przyszedł pierwszy mecz. Pomijając już osobiste ambicje wygrywania, gdy wyjechałem na lód i zobaczyłem kolegów z zespołu, poczułem że dla nich to jest gra o wszystko. Dla wielu z nich spadek oznaczałby koniec z hokejem. Dlatego oddaliby dusze, aby tak się nie stało. W tej sytuacji moi obowiązkiem było im pomóc. Chciałem odpłacić im się za zaufanie, którym mnie obdarzyli.
Jest pan obrońcą, ale przez te kilka tygodni w Polsce pokazał się jako gracz niezwykle ofensywny. Nie chodzi nawet o dwie bramki, które w ciągu 32 sekund zdobył pan w meczu przypieczętowującym utrzymanie. Już wcześniej popisywał pan się silnym i precyzyjnym strzałem oraz znakomitymi podaniami pod bramkę rywali.
Nie pamiętam, aby zdarzyło mi się tak punktować. W tym sezonie grałem w drużynach Tegs SK i Gota/Traneberg, gdzie miałem trudności, bo nie do końca pasował mi ich styl gry. Natomiast w Gdańsku było pod tym kątem idealnie. Miałem dużo swobody. Nie brakuje nam w zespole dobrych strzelców, dlatego zanotowałem sporo asyst. Wystarczyło im dobrze wyłożyć krążek i sprawa była załatwiona.
Jak w ogóle trafił pan do Gdańska?
Adrian Kastel-Dahl to mój dobry przyjaciel, przez pewien czas mieszkaliśmy razem, choć graliśmy w innych drużynach. Po odejściu z Tegs SK szukałem zespołu i na pewien czas poszedłem grać w Division 2. Odezwał się do mnie Adrian i zaproponował, abym spróbował swoich sił w Gdańsku. Myślę, że wyszło fajnie i to była dobra decyzja.
Nie wiedział pan chyba za dużo o naszej lidze? Co pan sądzi o niej teraz?
Nie brakuje tu zawodników, którzy mogliby z powodzeniem grać na zapleczu szwedzkiej ekstraklasy. Waszym problemem jest to, że macie tylko jeden profesjonalny poziom rozgrywek. Każdy daje z siebie wszystko i to widać. Oglądałem w zeszłym roku Adriana Kastel-Dahla w Division 1, czyli na trzecim szczeblu w Szwecji. Muszę przyznać, że w Gdańsku zrobił duży postęp. Jest lepszym graczem, a to dobrze świadczy o polskiej lidze. Dla takich graczy jak my to dobre miejsce żeby się ograć i nabrać doświadczenia.
3100 kibiców na waszym meczu z Nestą Mires Toruń to rekord sezonu w PHL. W Szwecji mecze ogląda więcej widzów?
Ten rekord pokazuje, że mamy najlepszych kibiców w lidze. Bardzo mnie to cieszy. Ponad 3000 kibiców to wcale nie jest mało. Na mecze najwyższej klasy rozgrywkowej w Szwecji przychodzi średnio po 4000-5000 kibiców. Na jej zapleczu już mniej, więc nie macie się czego wstydzić jeśli chodzi o frekwencję. Na pewno nie w Gdańsku.
Jest pan skłonny zostać w MH Automatyce na kolejny sezon?
Tak, podoba mi się w Gdańsku. Jeśli złożą mi taką propozycję, na pewno mocno wezmę ją pod rozwagę. W ogóle przygoda w nowym kraju to świetne doświadczenie. Przez ten krótki czas mocni się zmieniłem, nie tylko jako hokeista, ale i jako człowiek.
Pana koledzy podkreślają rolę jaką w utrzymaniu zespołu odegrał trener Andriej Kowaliow. Jak panu się pracowało z tym szkoleniowcem?
To świetny facet. Znajduje czas dla każdego z nas indywidualnie. Cały czas nas motywuje i mówi nad czym każdy z nas osobno powinien pracować. Mnie na przykład z uporem maniaka wysyłał na rower stacjonarny. Posłuchałem go i w raptem kilka tygodni bardzo poprawiłem swoją kondycję.
Jakie są pana plany na najbliższe miesiące?
Wracam do Szwecji, do dziewczyny. Latem zamierzam ciężko pracować nad formą. Kto wie, może będzie okazja, abym mógł zaprezentować efekty tej pracy w Gdańsku.
Rafał Sumowski / trojmiasto.pl
Czytaj także: