Filip Komorski sezon 2024/2025 z pewnością zapamięta na długo. Kapitan GKS-u Tychy poprowadził trójkolorowych do zdobycia podwójnej korony i mógł pochwalić się najlepszymi statystykami w karierze.
Hokeista rodem z Warszawy udowodnił, że litera "C" na jego piersi nie znalazła się przypadkowo. Potrafił zmotywować swoich kolegów, dbał też o to, aby poziom motywacji i koncentracji tyskiego zespołu był na odpowiednim poziomie.
Do aspektów psychologicznych dołożył też te czysto hokejowe. Na lodzie był jednym z liderów zespołu, a trener Pekka Tirkkonen chętnie korzystał z jego usług, ustawiając go w formacjach specjalnych. Zarówno tych odpowiedzialnych za rozgrywanie przewag, jak i tych, których zadaniem jest bronienie osłabień.
Dodajmy, że w całym sezonie zdobył 30 bramek, do których dołożył też 30 asyst. Tylu goli w jednym sezonie jeszcze nie strzelił, a w TAURON Hokej Lidze występuje już od 13 lat. Na przestrzeni całych rozgrywek o jedno trafienie lepszy okazał się tylko Teemu Pulkkinen.
– Znamy się od lat i nie byłbyś sobą, gdybyś nie rzucił kilku liczb. Do Owieczkina troszkę mi brakuje – żartował 33-letni środkowy.
I dodał: – A tak całkiem serio, to dzięki za miłe słowo. Cieszy mnie to, że miałem wpływ na grę drużyny i wyniki spotkań. Statystyki indywidualne odkładam na bok, bo bardziej cieszy mnie to, że kończymy sezon w podwójnej koronie.
Z kapitanem GKS-u Tychy podsumowaliśmy też ostatni mecz finału play-off, po którym w piwnym mieście zapanowała prawdziwa euforia. Podopieczni Pekki Tirkkonena od czwartej minuty musieli gonić wynik, bo sposób na Tomáša Fučíka znalazł Jean Dupuy, który z najbliższej odległości przekierował do bramki krążek zagrany przez Grzegorza Pasiuta. W 10. minucie wyrównał Filip Komorski, a w drugiej odsłonie trójkolorowi w odstępie 99 sekund dwukrotnie trafili do bramki strzeżonej przez Johna Murraya, co okazało się kluczem do zwycięstwa.
– Cieszy mnie to, że udało nam się szybko odpowiedzieć. Prawdę mówiąc mieliśmy sporo okazji i mogliśmy strzelić więcej bramek, ale w trzeciej odsłonie zagraliśmy zbyt pasywnie. Chcieliśmy bronić wyniku i baliśmy się, że możemy nadziać się na kontrę. Katowiczanie nie mieli nic do stracenia, szli po prostu na żywioł i te krążki zostawiały u nas w tercji – zaznaczył doświadczony napastnik.
Czy zawodnicy GKS-u Tychy mieli w głowach historię sprzed lat, kiedy dwukrotnie w siódmym meczu musieli uznać wyższość Comarch Cracovii?
– Prowadziliśmy w tej serii już 3:1, a potem zrobiło się 3:3 i u niektórych z nas obudziły się demony przeszłości, bo część z nas doświadczyła wydarzeń z sezonów 2015/2016 i 2016/2017 na własnej skórze. Nie chcieliśmy do tego dopuścić. Choć dostaliśmy cios, to jednak powstaliśmy i byliśmy jeszcze silniejsi – ocenił Komorski, dodając, że cała finałowa rywalizacja była pasjonująca.
– To była prawdziwa wojna, w której decydowały detale. W ostatnim meczu byliśmy zdeterminowani, graliśmy z poświęceniem. Wielki szacunek dla pokonanych, a także dla naszego zespołu. Solidnie zapracowaliśmy na ten sukces. Przez 9 miesięcy mocno trenowaliśmy i dawno nie byłem dumny z chłopaków. Osobne podziękowania należą się kibicom, którzy byli z nami na dobre i na złe, wspierając nas swoim dopingiem i jeździli na nasze wyjazdowe mecze – stwierdził kapitan trójkolorowych.
Czytaj także: