Toruńskie lodowisko po remoncie jest jak świeżo upieczone ciasto: apetycznie wygląda, pachnie zachęcająco. Smakuje też dobrze. Ale czasami zdarza się w nim zakalec.
To, jak bardzo Tor-Tor się zmienił pokazuje wystawa zdjęć prezentowana w hallu prowadzącym na lodowisko. Czarnobiałe fotografie pokazują wszystkie przemiany jednego z najważniejszych sportowych obiektów w mieście. Widać Tor-Tor siermiężny: dziesiątki ludzi opatulonych płaszczami oglądają mecz hokejowy na stojąco i jeszcze bez zadaszenia nad taflą. Jeszcze zanim powstało lodowisko, na miejscu obecnej areny sportowej był hotel Kosmos. Jest też Tor-Tor coraz bardziej wygodny. Już z dachem, specjalnym oświetleniem, miejscami do siedzenia. Są zdjęcia z jego okresów przełomowych: wymiany sprzętu zamrażającego lód i pozbycia się instalacji opartej na tonach trującego amoniaku, pierwszych koncertów organizowanych wewnątrz obiektu.
Jaki jest Tor-Tor po zakończeniu ostatniego remontu przeprowadzonego latem? Pachnie nowością tak bardzo, że miejsce, gdzie wkrótce ma być kawiarnia jeszcze nie jest wykończone. Nie starczyło na to czasu. Jest kolorowy: trybuny częściowo pomalowano nawet w klubowych barwach toruńskiego zespołu hokejowego. Najniższy rząd krzesełek jest jednak pomarańczowy. Cały efekt popsuty: to kolory klubu z Nowego Targu.
Obiekt po modernizacji jest funkcjonalny. Na kibiców czeka szerokie, przestronne wejście, a nie wąskie korytarze. Poprawiono oświetlenie - trudno narzekać na to, że rywalizacja hokeistów jest trudna do oglądania, bo malutkiego krążka nie widać. Teraz widać go doskonale. A można jeszcze lepiej dzięki temu, że przy odrobinie pomysłowości meczu wcale nie trzeba obserwować tylko z perspektywy swojego rzędu na trybunach. Świetny widok na połowę lodowiska jest zza jednej z bramek - stojąc w miejscu, gdzie dotąd była kawiarnia można znakomicie czuć atmosferę hokeja: odruchowo odchylać się, gdy widać silnie uderzony w kierunku golipera krążek, zobaczyć z jaką zaciętością na twarzach przy bandzie obrońcy próbują powstrzymać szarżujących napastników.
Nowy Tor-Tor to również ciepło. Wraz z dmuchawami i nowym systemem ogrzewania skończyły się czasy, gdy kibice hokeja przychodzili na mecze ubrani w grube swetry, puchowe kurtki i ani myśleli o pozbyciu się rękawiczek lub czapek. Teraz nie dziwi widok osób, które spotkania ligowe oglądają tylko w koszulkach. Chłodu obawiać się już nie trzeba.
Ale są też mankamenty. Po dwóch stronach lodowiska na trybunach stworzono miejsca specjalne: z jednej dla wyjątkowych gości, z drugiej dla dziennikarzy. Razi przede wszystkim to drugie. W ten sposób zajęto ulubione miejsca wielu kibiców: takie, z których widoczność jest doskonała, takie, do których wiele osób się przyzwyczaiło. Niektórzy z resztą ciągle nie chcą zająć siedzisk po bokach.
Te osoby, które chciałyby obejrzeć spotkanie z malutkiego tarasu, w miejscu gdzie będzie kawiarnia, na emocje mają niewielkie szanse, bo lodowisko zasłania częściowo ogromna tablica świetlna.
Niezmiennym problemem Tor-Toru jest akustyka. O ile głos spikera doskonale słychać na zewnątrz obiektu - o tym kto w piątkowe lub niedzielne wieczory zdobył bramkę doskonale wiedzą mieszkańcy okolicznych bloków - to już w środku jest inaczej. Są sektory, do których dociera jedynie szum i niewyraźny głos zagłuszany okrzykami kibiców.
Nowe toruńskie ciasto ma zakalce, ale i tak jest smakowite. Na tyle, że chętnych, by go regularnie kosztować zabraknąć nie powinno.
Paweł Rzekanowski - Gazeta Wyborcza
Czytaj także: