Działacze polskich klubów pracują nad wzmocnieniami. Zewsząd słyszymy, że rynek jest trudny, a najnowszy regulamin PHL przewiduje, że każda z polskich drużyn w styczniu może przeprowadzić tylko dwa transfery. Spytaliśmy znajomych menedżerów, o to, jakich zawodników obecnie najtrudniej pozyskać.
Limit transferowy wykorzystali już działacze Zagłębia Sosnowiec, którzy pozyskali dwóch szwedzkich napastników: Christiana Blomqvista i Tima Friberga. Po jednym transferze dokonały szefostwa GKS-u Katowice, GKS-u Tychy i KH Energi Toruń.
Do GieKSy dołączył fiński obrońca Aleksi Varttinen, który w składzie ma zastąpić swojego rodaka Niko Mikkolę. Jouka Juhola ma wzmocnić siłę ataku trójkolorowych, a "Stalowe Pierniki" pozyskały łotewskiego napastnika Kristersa Bormanisa.
Szefostwa polskich klubów mają twardy orzech do zgryzienia. Rynek jest pusty i trudno znaleźć na nim gracza, który dałby zespołowi odpowiednią jakość, a przy tym znacznie nie obciążył klubowego budżetu.
– Nie ma dnia, w którym ktoś by do mnie nie dzwonił. Widać, że polskie drużyny szukają wzmocnień przed fazą play-off. Graczy, którzy dadzą jakość, a nie będą wyłącznie uzupełnieniem składu – powiedział nam jeden ze znajomych menedżerów, prosząc o anonimowość.
O ile napastników nie brakuje, to zdecydowanie najtrudniej pozyskać obecnie klasowego obrońcę. Zwłaszcza takiego, który potrafiłby grać po obu stronach tafli i posiadał ofensywne inklinacje. Nie wspominając już o prawym uchwycie kija.
– Wszyscy chcą teraz podpisać kontrakt z dobrym obrońcą. Sęk w tym, że taki obrońca na pewno nie szuka pracy na końcówkę sezonu – uśmiechnął się nasz znajomy agent. – Co to oznacza? Mniej więcej tyle, że trzeba solidnie sięgnąć do portfela i zaproponować mu lepsze warunki od tych, które ma obecnie.
Z naszych informacji wynika, że na zawodnika z niezłym CV, regularnie grającego w tym sezonie, trzeba zarezerwować kwotę oscylującą w granicach 13-18 tysięcy euro. To kwota bazowa do końca obecnego sezonu, do której trzeba dołożyć ewentualną premię za sukces, a także koszty związane z opłaceniem karty transferowej, mieszkania oraz – często – zapewnienie samochodu służbowego.
– Na rynku nie ma nawet rosyjskich obrońców. To chyba najlepiej pokazuje istotę problemu – dodaje inny menedżer transferujący zawodników do Polski.
Inną sprawą jest też to, Polska Hokej Liga wciąż nie cieszy się wielką renomą. Swoje robi też to, że za naszą wschodnią granicą trwa wojna. Odstrasza ona głównie graczy z Kanady i Stanów Zjednoczonych.
Często jest też tak, że gracze – zwłaszcza ze Skandynawii i zza Oceanu – wolą wybrać oferty ze słabszych klubów DEL2, słowackiej Tipos Extraligi czy nawet węgiersko-rumuńskiej Erste Ligi niż podpisać kontrakt z czołowym klubem PHL. Choć w Polsce mogliby zarobić lepsze pieniądze.
Czytaj także: