Twierdza Red Wings wciąż nie do zdobycia
Nikt w NHL nie potrafi znaleźć sposobu na pokonanie Red Wings w Detroit. Wczoraj w Joe Louis Arena polegli walczący z "Czerwonymi Skrzydłami" o pierwsze miejsce w ligowej tabeli St. Louis Blues.
Gdyby Blues przerwali trwającą dwa i pół miesiąca serię zwycięstw ekipy Mike'a Babcocka u siebie, awansowaliby na pierwsze miejsce w lidze. Po pierwszej tercji wszystko szło dobrze, bo gol Scotta Nichola dał im prowadzenie, ale Red Wings nie przegrali u siebie od 5 listopada i w poniedziałkowy wieczór nic się nie zmieniło. Gole Pawła Daciuka, Johana Franzéna oraz Niklasa Kronwalla dały im wygraną 3:1 i wyśrubowały klubowy rekord kolejnych zwycięstw przed własną publicznością do 17. Trzy z tych triumfów Red Wings odnieśli nad walczącymi z nimi o prymat w Dywizji Centralnej Blues. Daciuk wyrównał w 21. minucie podczas gry w przewadze, którą gospodarze zarobili pod koniec pierwszej tercji, gdy Chris Stewart wywołał bójkę z Bradem Stuartem. Rosjanin później asystował gdy Kronwall ustalał wynik spotkania i nie po raz pierwszy został wybrany pierwszą gwiazdą meczu.
Kronwall także miał duże powody do zadowolenia, bo mocny strzał z dystansu dał mu już 11. gola w tym sezonie. Szwedzki obrońca tym samym wyrównał swój ustanowiony przed rokiem rekord kariery, a do końca rozgrywek zasadniczych pozostały mu jeszcze 33 mecze. Kronwall jest drugim najlepszym strzelcem obecnych rozgrywek wśród obrońców. Swoją szansę na najlepszy wynik w historii ma z kolei bramkarz Red Wings. Jimmy Howard znów spisał się świetnie, broniąc 21 strzałów i odniósł już 30. zwycięstwo w tym sezonie. Amerykanin ściga ustanowiony 5 lat temu rekord Martina Brodeura, który w jednych rozgrywkach wygrał 48 spotkań. Rekord ligi w zasięgu wzroku ma też cała drużyna z Detroit. Już tylko 3 wygrane u siebie mecze dzielą ich od dwóch najdłuższych serii "domowych" zwycięstw w dziejach NHL.
Po 20 razy z rzędu wygrywali przed własną publicznością Boston Bruins w sezonie 1929-30 i Philadelphia Flyers w rozgrywkach 1975-76. - Na początku sezonu mówiliśmy o tym, że chcemy być lepsi u siebie - powiedział po wczorajszym meczu Brad Stuart. - Mimo wszystko nie wydaje mi się jednak, żeby ktokolwiek spodziewał się aż tak dobrych wyników. Chcemy, żeby nasza hala była miejscem, do którego rywale nie lubią przyjeżdżać i na razie dobrze nam to wychodzi. Nawet, jeśli mecz początkowo nie układa się po ich myśli, Red Wings znajdują sposób, żeby go wygrać. Wczoraj odnieśli siódme zwycięstwo z rzędu. - Na początku nie byliśmy gotowi do gry na poziomie, na którym oni chcieli grać. Trochę czasu zajęło nam dobre wejście w mecz - przyznał po spotkaniu trener "Czerwonych Skrzydeł", Mike Babcock.
Jego zespół ma już 67 punktów i prowadzi w tabelach Dywizji Centralnej, Konferencji Zachodniej i NHL. Blues w dywizji zajmują drugie miejsce ze stratą 3 punktów do Red Wings. Co ciekawe, mimo fantastycznej serii zespołu z Detroit, to podopieczni Kena Hitchcocka zdobyli w tym sezonie najwięcej punktów u siebie. Ale wczoraj Blues - niestety dla ich kibiców - grali na wyjeździe. - Mieliśmy swoje szanse, kiedy było 2:1 dla nich w trzeciej tercji, ale żeby wygrywać na wyjazdach trzeba strzelić więcej niż jednego gola - mówił Hitchcock po wczorajszym spotkaniu. - To było trochę jak mecz w play-offach. Ich najlepsi zawodnicy strzelali wtedy, kiedy powinni, a nasi nie.
Detroit Red Wings - St. Louis Blues 3:1 (0:1, 2:0, 1:0)
0:1 Nichol - Crombeen - Porter 09:12
1:1 Daciuk - Lidström - Zetterberg 20:51 PP
2:1 Franzén - Ericsson - Bertuzzi 28:52
3:1 Kronwall - Lidström - Daciuk 56:57 PP
Strzały: 28-22.
Minuty kar: 11-49.
Wznowienia: 26-15.
Ataki ciałem: 29-31.
Widzów: 20 066.
Toronto Maple Leafs pokonali New York Islanders, a ich bramkarz, Jonas Gustavsson notując trzeci "shutout" w tym miesiącu przerwał serię 12 meczów ze zdobytym punktem Johna Tavaresa. Gustavsson obronił wszystkie 25 strzałów i został drugim od 1967 roku bramkarzem Maple Leafs, który w jednym miesiącu nie dał się pokonać w trzech spotkaniach. Co ciekawe, przed styczniem Szwed nie miał w tym sezonie ani jednego meczu z czystym kontem. Dwa gole dla "Klonowych Liści" strzelił wczoraj Matthew Lombardi, a jednego Phil Kessel. Seria 12 spotkań, w których punktował Tavares była najdłuższą taką w tym sezonie NHL.
Z 15. na 12. miejsce w Konferencji Wschodniej awansowali Carolina Hurricanes po zwycięstwie 2:1 nad Winnipeg Jets. Gole zdobyli Jeff Skinner i Tim Brent, a Cam Ward obronił 29 strzałów i wyrównał rekord klubu, bo w 9 meczach z rzędu wpuścił 2 gole lub mniej. Do dającego awans do play-offów ósmego miejsca w Konferencji Wschodniej Hurricanes tracą 8 punktów. Jets zajmują na Wschodzie 10. miejsce, o 3 punkty za ósmymi Washington Capitals.
Nashville Predators mają ochotę na włączenie się do walki o prymat w niezwykle silnej Dywizji Centralnej. Podopieczni Barry'ego Trotza wczoraj pokonali 4:1 najsłabszy w całej NHL zespół Columbus Blue Jackets i mają na koncie 9 zwycięstw w 11 styczniowych meczach. "Preds" wciąż tracą 5 punktów do Red Wings, ale już tylko dwa do zajmujących w dywizji drugie i trzecie miejsce St. Louis Blues oraz Chicago Blackhawks. Wczoraj dwa gole dla ekipy ze stanu Tennessee zdobył Mike Fisher, a po bramce strzelili Matt Halischuk i Patric Hörnqvist, ale zdaniem Trotza kluczem do dobrych wyników jest znakomita postawa Pekki Rinne. Fin broniąc 25 strzałów odniósł ósme zwycięstwo z rzędu. W żadnym z tych spotkań nie dał się pokonać więcej niż dwa razy i uzyskał w nich skuteczność obron na poziomie 95,63 %.
Edmonton Oilers po rzutach karnych niespodziewanie pokonali u siebie San Jose Sharks 2:1. Bohaterem meczu był bramkarz drużyny z Alberty, Devan Dubnyk, który obronił 44 strzały z gry i 3 w serii karnych. Dla zwycięzców karne wykorzystali Sam Gagner i Taylor Hall, a wcześniej z gry trafił Jordan Eberle. Oilers przerwali swoją serię trzech porażek, a właśnie taką samą po wczorajszej wpadce mają Sharks. Mecz nie należał do najtwardszych. Pojedynek na wejścia ciałem "Rekiny" wygrały tylko 15-14. Sharks mają w tym sezonie najmniej takich ataków w całej NHL, Oilers są pod tym względem na czwartym miejscu od końca. Mimo to Aleš Hemský otrzymał w trzeciej tercji karę meczu za atak kolanem na Brenta Burnsa. Była to jedyna kara gospodarzy w całym spotkaniu.
Los Angeles Kings pokonali 4:1 Ottawa Senators. Kyle Clifford zaczął mecz od bójki z Zenonem Konopką, a później asystował i strzelił gola, kompletując w 126. meczu w NHL swój pierwszy hat trick Gordie'ego Howe'a. Gole dla zwycięzców strzelali także Willie Mitchell, Jack Johnson i Trevor Lewis, który wykorzystał rzut karny. Kings, którzy nie pojawią się już na lodzie przed przerwą na Mecz Gwiazd mają na koncie 58 punktów - tyle samo, co prowadzący w Dywizji Pacyfiku Sharks, ale rozegrali od nich o 4 mecze więcej. Dla Senators, którzy wygrali w Los Angeles tylko 1 z 13 meczów, swój 47. punkt w sezonie zdobył zdecydowanie najskuteczniejszy obrońca NHL, Erik Karlsson. Zenon Konopka bił się w tym sezonie 15 razy - najwięcej w całej lidze.
WYNIKI
TABELE
Komentarze