Pierwsza części rozgrywek hokejowej ekstraligi zbliża się powoli do końca, a do rozstrzygnięcia pozostała jeszcze tylko jedna zagadka.
Która z drużyn - GKS Tychy czy JKH GKS Jastrzębie jako ostatnia zakwalifikuje się do czołowej szóstki, która ma zapewnione utrzymanie się w gronie najlepszych i udział w play off. Na razie obydwa zespoły mają po 48 punktów.
- Jesteśmy w gorszej sytuacji od tyszan, bo mamy rozegrany jeden mecz więcej, gdyż przedświąteczne spotkanie ze Stoczniowcem (5:2 - jac) odbyło się awansem. Mimo to wierzymy, że jesteśmy w stanie wywalczyć awans do grupy silniejszej - powiedział wiceprezes JKH Jastrzębie Andrzej Frysztacki.
- Dawno już nie byliśmy w takiej sytuacji, żeby do końca drżeć o awans do szóstki. Myślę jednak, że limit pecha w tym sezonie już wyczerpaliśmy i wygramy przynajmniej dwa z trzech ostatnich tegorocznych spotkań - stwierdził dyrektor GKS Tychy Karol Pawlik.
Jastrzębianie wzmocnieni wracającym po kontuzji na lód Pavlem Zdrahalem w piątek podejmować będą Zagłębie Sosnowiec, a w niedzielę grają w Bytomiu z Polonią. - Musimy wygrać te dwa mecze i czekać na potknięcie tyszan. Wiele powinno wyjaśnić się już w piątek, bo GKS gra z Naprzodem, z którym przegrał w tym sezonie już dwukrotnie - powiedział Frysztacki.
Tyszan zmagających się z kontuzjami czołowych hokeistów, czeka pojutrze ciężkie zadanie, ale trzeba pamiętać, że mają oni lepszy bilans bezpośrednich spotkań z JKH i nawet ewentualna przegrana z Na-przodem nie przekreśla jeszcze szans GKS na awans do szóstki, bo później czekają ich teoretycznie łatwiejsze mecze z TKH Toruń i KH Sanok.
- Robin Bacul i Michał Garbocz dziś mają wyjechać na lód i wówczas zobaczymy czy będą w stanie zagrać z Naprzodem. Gorzej wygląda sprawa z Adrianem Parzyszkiem i Tomaszem Jakeszem - stwierdził Pawlik.
Jacek Sroka
Czytaj także:
